czwartek, 30 października 2014

Rozdział 7

Who We Are - Book Signing
~Harry~
 Odsuwam krzesło i siadam przy biurku na komendzie. Cierpliwie słucham całego nagranego zeznania Giovanni. Uśmiecham się pod nosem. Przecież ona sama wydaje na siebie wyrok. Ja się naprawdę wkurwię i ją przelecę. I będzie boleć, a ona bólu się boi. Dziękuję znajomemu i opuszczam komisariat.
 Muszę do niej pójść. Ale później. Najpierw sprawdzę towar. W końcu też muszę zarabiać.
 Jadę do magazynów. Niall i Liam już tam są.
 - Witajcie -podaję im ręce. - W których klubach dzisiaj rozprowadzacie?
 - Jadę tam gdzie ostatnio, a Niall rozejrzy się w tym nowy.
 - Dobra. Tylko pilnujcie się. Aha, i dostałem wypracowanie o złamanym sercu. - patrzę znacząco na blondyna.
 - Zdarza się. - ucina temat.
 Piorunuję go wzrokiem. Narobił dziewczynie nadziei.
 - Ona nie chcę ze mną gadać. - tłumaczy.
 - Po co w ogóle z nią byłeś? To nastolatka. Dobra, nie bierz przykładu ze mnie. Gio to co innego - od razu mówię.
 - Pewnie - mówią obaj na raz.
 Kręcę głową i biorę do ręki biały proszek. Konkret. Christian spędził cały dzień, aby przywieźć nowy towar. Starczy na miesiąc, może dwa. Zobaczymy ilu będzie klientów.
 Biorę trochę i chowam do kieszeni marynarki. Może mi się przydać.
 - Zmywam się - klepię ich po plecach i wychodzę. Wzdrygam się na zimno panujące na dworze. Szybkim krokiem idę do auta.
Włączam ogrzewanie i uruchamiam silnik ruszając.
 Kieruję się do Giovanni. Jednakże nie parkuję przed jej domem. Jeszcze nie jestem samobójcą. Jej ojciec jest z naszą Kate. Miła kobieta. W końcu to moja siostra. Zależy jej na nim.
Szkoda tylko, że jej kochaś ma żonę.
 No cóż...Jej życie, jej sprawa. Ważne, aby mi pomogła. Opuszczam samochód i go zamykam odchodząc. Otwieram drzwi kluczem dorobionym przez Nialla. stawiam krok do przodu i wchodzę do środka.
Jest cicho. Dopiero po chwili docierają do mnie głosy z telewizora z salonu. Bezszelestnie wchodzę do pomieszczenia. Wyjmuję z kieszeni opaskę i podchodzę do niej od tyłu. Blondynka przytula do siebie poduszkę.
Łapię jej włosy w rękę, a drugą zakładam maskę na oczy.
Zaczyna piszczeć i próbuje się wyrwać pomimo bólu.
 - Zamknij się - syczę. - Wkurwiłaś mnie dzisiaj, wiesz? Jestem bardzo zły - okrążam kanapę i ciągnę za jej długie włosy. Opada na podłogę podpierając się rękoma.
 Jest przerażona co zdecydowanie po niej widzę. Tak ma być. Musi wiedzieć, że mam władzę i ma mnie słuchać.
 Znów ją szarpię i uderzam ręką w twarz. Jej policzek robi się czerwony.
 - Posłuchaj skarbie, prosiłem nie próbuj.
 Łapie się za piekące miejsce i pociera je dłonią.
 Zatrzymuję jej rękę i wykręcam. Piszczy z bólu.
 - Przestań..
 - Ja mówię, ty milczysz - dostaje drugą dłonią w policzek. - Za co cię karam?
 Zagryza wargę powstrzymując salwę płaczu.
 Wyjmuję woreczek z amfetaminą. Narkotyk przykładam do jej nosa, kiedy oddycha.
 Stara się tego nie robić, ale w końcu nie ma wyjścia.
 Patrzę na nią, zaciskając zęby. Dostanie znowu jak nie odpowie. I tak do rana.
 - Za co cię karam?
 - Nie wiem.. - stara się odsunąć twarz od narkotyku.
 - Nie wiesz? A kto był na policji? Kto mnie nie słucha? Kto kurwa uważa, że ma rację? - zaciskam rękę na jej jasnych włosach, a palce mocniej przyciskam do jej nosa.
 - Prze.. przepraszam.. - szarpie się coraz mniej. Amfa działa. Zawsze powtarzam, ze ułatwia życie.
 Sam nie biorę, ale lubię z niej korzystać. Mam ułatwiony dostęp do celu. Uśmiecham się pod nosem. Delikatnie głaszczę jej czerwony policzek.
 - Przepraszam panie, tak?
 - Tak, przepraszam.. - jej głos jest znacznie spokojniejszy.
 Klękam przez co jestem na jej poziomie. Trzymam kark Giovanni. Drugą dłonią przesuwam po jej biodrze
 Jej usta są lekko rozwarte, a w kąciku znajduje się biały proszek, musiało się trochę wysypać.
 Pochylam się i zabieram go językiem.
 - Jesteś moją boginią. Taka piękna...- mruczę.
 Wzdycha cicho. Taka, błoga i nieobecna jest cudowna. Podatna na mnie i oddana.
 Podoba mi się to. Bardzo mi się to podoba. Podnoszę ją i bezwładną niosę do kuchni. Sadzam ją na blacie. Z lodówki wyjmuję lód. Przykładam go do policzka dziewczyny.
 - Przepraszam kochanie. Musiałem
 Uśmiecha się nieznacznie i kiwa głową.
 Patrzę na nią. Nic nie widzi, a wygląda bardzo erotycznie.
 Oddycha miarowo i nic poza tym. Jej widok teraz jest perfekcyjny.
 Odkładam lód. Opieram ręce po obu stronach Gio i zaczynam ją całować. Powoli. Z namiętnością.
 - Nie chcę.. - mówi jak małe dziecko i odwraca głowę w bok.
 - Ty jesteś tu od słuchania - łapię jej podbródek i wracam do jej ust.
 Nie protestuje dalej. Co jakiś czas oddaje pojedyncze pocałunki.
 Jest teraz słodka i niewinna. Zupełnie w swoim świecie. Zanoszę dziewczynę do jej pokoju. Uważam, że ma gust. W pomieszczeniu panuje porządek i ład. Jak to dziewczynka. Dba o swoją sypialnię. Kładę ją na łóżku i sam zajmuję miejsce obok. Jeżdżę ręką po jej udzie.
Marszczy nosek, ale po chwili się rozluźnia. Uśmiecham się. Szkoda, że nie jest świadoma. Taka piękna.. Cały czas coś mruczy niezrozumiale. Rozsuwam jej nogi i wsuwam tam rękę. Zaciska uda i oplata dłonią moje ramię.
 - Kotku zaufaj mi...- całuję jej szyjkę. Jest taka delikatna teraz.
 Rozluźnia mięśnie, pozwalając mi działać.Jest taka wilgotna...Idealna. Nie mam pojęcia po co się normalnie opiera, przecież nie ma sensu. To tylko przyjemność. Nie zrobię jej krzywdy jeśli słucha. Zaczynam wsuwać palce w jej ciasną, dziewiczą szparkę. Łapie gwałtownie powietrze i wypuszcza je z jękiem.
 - Wiem, że ci dobrze.
 Nie odpowiada. Nie mam nawet pewności, że mnie słyszy. Ale wygląda pięknie. Oddycha nie spokojnie, gdy wkładam w nią palce. Jej biodra zaczynają się poruszać. Unoszę brwi w zdziwieniu, gdy wkłada swoje obie dłonie do swoich spodni i kurczowo łapie moją dłoń poruszając nią według swoich upodobań.
 - Kochanie, nie. Tak się nie bawimy. Daj rączki - zaprzestaję jej zabawie.
 Zamykam ona nadgarstki w jednej ręce, a drugą ponawiam tortury. Cała jest niespokojna, cała chodzi.
 Patrzę na nią długo. Mocniej poruszam palcami.
 - Przestań.. - słyszę ją. Narkotyki na pewno jeszcze działają bardzo mocno, a to jedynie jakieś przebłyski świadomości.
Robię to szybciej. Dlaczego? Bo znów się sprzeciwia. Łatwo wybucham złością.  Odchyla głowę do tyłu i przeciągle jęczy. Zostawiam ją. Tak po prostu. Muszę sprawdzić prace domowe. Jestem zadowolony ze spędzonego z nią czasu.
Jutro nie będzie pamiętała za dużo. Jest na odlocie. W szkole, następnego dnia dowiaduje się, że jej nie ma. I najlepsze jest to, że wcale się nie dziwię. A humor mam bardzo dobry. Klasy na tym korzystają.
Jestem nie mało zdziwiony, gdy widzę ją na przerwie obiadowej w progu mojej klasy.
 - Wszystkie lekcje omija się, a na te przychodzi? - pytam chłodno i obojętnie.
 - Chce tylko mój telefon.
 - Twój telefon jest u dyrektora - lustruję ją wzrokiem. Jakoś za specjalnie się nie ubrała. Ma siny policzek. Makijaż tego nie przykrył. Może to ją nauczy słuchać.
 - Dziękuję.. - odwraca się i wychodzi.
 Wyjmuję komórkę i dzwonię do Katherine. Cierpliwie czekam, aż odbierze.
 - Halo? - słyszę po paru sygnałach.
 - Nie wiem jak się bawisz, ale może nie rozwalaj im rodziny?
 - O co ci chodzi Harry? - jej głos diametralnie się zmienia.
 - Dobrze wiesz o co. Fajnie, że go wyciągasz, ale nie przekraczaj przyjacielskiej linii. Nie jesteś od tego - mówię podchodząc do okna.
 - Nie mam zamiaru cię słuchać. Nie zmuszam go do niczego.
 - Rób jak chcesz. Tylko przygotuj się na nienawiść. To twarda dziewczyna. I przekaż synowi, aby się pojawił.
 - Po co ci on?
 - Mi? Niepotrzebny. Wiesz o kim mówię - otwieram okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza.
 - Coraz mniej mi się to wszystko podoba. Czego ty chcesz od tej dziewczyny? Harry jak ją skrzywdzisz...
 - Nie wtrącaj się w to. To gra. A ja ją wygram.
 - Harry proszę cię.
 - Nie skrzywdzę jej. Będzie szczęśliwa. Obiecuję - zamykam oczy.
 - Mam nadzieję.
 Rozłączam się. Chowam komórkę. Będzie... Chłopcy mają zapieprz tej nocy, ale z tego będą same korzyści.
Dzisiaj piątek. Nareszcie nie muszę wytężać umysłu. Zresztą nie jestem w stanie. Pamiętam urywki z ostatniego wieczoru. Pamiętam jak mnie bił i co mówił. Ale kim był?Staram się o tym nie myśleć. Dziś wraca mama i to jest myśl przewodnia. Nie poszłam dzisiaj do szkoły. Trochę sprzątałam. Nie chciałam, aby się denerwowała. Słyszę pukanie do drzwi.
 Przerywam chowanie naczyń i idę otworzyć.
 - Cześć - w progu stoi Troy. - Musimy porozmawiać.
 - Ty żyjesz? - byłam zła, ale zaraz się uśmiecham.
 - Mogę wejść? To parę minut.
 - Jasne.., ale stało się coś? - wpuszczam go do środka.
 Patrzy na mnie uważnie. Niebieskie oczy są chłodne.
- Związek na odległość nie ma sensu - stwierdza
 - Dlacz.. Co ty.. Rzucasz mnie?
 - Nie. To nie jest tak. Po prostu, teraz każde z nas będzie miało swoje życie - rozkłada ręce.
 - Ale.. nie, Troy, pomyślmy..
 - Nad czym? Prędzej czy później ten związek padnie. Możesz na mnie liczyć dalej, ale bezsensu ciągnąc związek dla wszystkich tylko nie dla nas.
 - Och.. - nie wiedziałam, że tak do tego podchodził.
 - Znajdziesz kogoś lepszego. Na pewno.
 - Możesz po prostu wyjść?
 - Przepraszam. - rzuca i wychodzi. Szybko. Po prostu.
 Siadam na kanapie i zaczynam płakać. Nie spodziewałam się tego.
 Myślałam, że będzie tęsknił gdy wyjedzie. Ze jeszcze bardziej będzie chciał wracać.
 To wszystko mnie przerasta. Jestem zła i przygnębiona.
 Te dni są coraz gorsze. Nachodzenie. Bicie. Mój nauczyciel. Zerwanie.
 Kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić.
 - Jestem - słyszę wesoły głos mamy.
 Wstaję i biegnę wtulając się w jej ramiona.
 Przytula mnie mocno, całując po włosach. Jak dobrze, że jest
 - Mama.. - szlocham w jej kurtkę.
 - Hej. Czemu ty płaczesz? Słońce - łapie moją twarz.
 - Troy mnie zostawił..
 - Och - przytula mnie mocniej. - Przykro mi.
 - Wszystko jest źle..
 - Nie był ciebie wart.
 Zauważa mój policzek i pyta. Opowiadam jej wszystko. Rozmawiamy aż do wieczora.
 Co ona może na to poradzić? Nic. Ale widzę jak mi współczuje.
 - Nie zostawiaj nas mamo.
 - Nie wiem córciu jak będzie. Na razie jestem.
 Słyszymy otwieranie drzwi. Tata. Stoi w salonie lekko zaskoczony tym, że mama wróciła. Posyła jej uśmiech i idzie od kuchni. Przytulam się do kobiety. Kołysze mnie w ramionach co działa na mnie kojąco. Będzie dobrze. W końcu musi. Nic złego nikomu nie zrobiłam. Sama nie wiem kiedy zasypiam.

~~~~~~~~~*~~~~~~~~
No i jak ten rozdział nam wyszedł?
ZNÓW SPRAWA. MACIE POMYSŁ NA OPOWIADANIE PISZCIE W KOMENTARZACH

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 6

-
Zrzucam z siebie ubrania i wchodzę do ciepłej wody, która wypełnia wannę. Zamykam oczy, a piana zakrywa moje ciało. Chcę przestać na chwilę myśleć. O tym, że dziś zabrano mi telefon i o tym ze ktoś mnie śledzi.
Po prostu odrywam się od rzeczywistości. Mam dość. Chce przez moment zapomnieć, uspokoić się i poczuć beztrosko. Dosłownie kilka minut później światło gaśnie. Tak po prostu. Otwieram oczy, ale naprawdę nic nie widzę. Po chwili jest jeszcze ciemniej. Ktoś zasłania mi oczy.
Zaczynam krzyczeć tak głośno jak tylko potrafię. Podciągam nogi do klatki chcąc się jak najbardziej zasłonić.
Czuję rękę na buzi. To okropne. Boże. Zaczynam płakać i mocno zaciskam oczy choć i tak nic nie widzę. Palce mężczyzny na ślepo ścierają moje łzy. Jestem tak strasznie przerażona. Całe moje ciało drży. Nie potrafię nad tym zapanować.
- Przestań płakać. Nie robię ci krzywdy Giovanni. - czuję coś zimnego, gdy przejeżdża palcami po wargach.
Przez zdenerwowanie nie potrafię zidentyfikować głosu który gdzieś już słyszałam.
Światło się zapala. Czuję to przez opaskę. Długie palce przeczesują moje włosy.
- Zostaw.. - nie potrafię powiedzieć nic więcej.
- Nie zrobię ci krzywdy - szepcze.
Mocniej przyciągam kolana do klatki. To nie może dziać się na prawdę.
Dlaczego ja? Przecież nic nikomu nie zrobiłam. Boję się. Tak strasznie. Czuje jego obecność tak blisko mnie.
Całuje mój kark. Delikatnie i powoli. Nie potrafię się ruszyć. Moje wargi drżą ponieważ jestem na prawdę bliska płaczu. Jak on tu wszedł?! Mężczyzna przesuwa dłonie niżej. Dotyka moich piersi.
- Nie! - Odtrącam jego ręce i mocniej się obejmuje.
- Podziwiam piękno.
- Przestań. Błagam przestań..
- Ale co ci się dzieje Gio? Siedzisz, a ja nic nie robię.
- Zostaw mnie.. - znowu zaczynam płakać.
- Wedle życzenia - słyszę zamykane drzwi.
Ściągam opaskę, mój oddech jest nienaturalnie szybki. Trzymam materiał w ręce z szeroko otwartymi rękoma. To koszmar prawda?
Teraz już w ogóle nie czuje się bezpieczna. Wychodzę i kładę się do łóżka gdzie płacze dopóki nie odpływam ze zmęczenia.
Schodzę na śniadanie bardzo powoli. Na pewno go tu nie ma. Dlaczego panikujesz... Na pewno teraz jesteś bezpieczna. On przychodzi jedynie w nocy.. właśnie! A jak znów to zrobi? Boże. Siadam na białym krześle w kuchni i chowa twarz w dłoniach. Jestem bardzo rozdarta. Mój tata odwrócony plecami, nakłada jajecznice a ja zastanawiam się czy mam mu powiedzieć. Jeśli mi nie uwierzy to co wtedy? Miałam wrażenie, że to ktoś kogo znam.
Naprawdę chce mu powiedzieć. Chce żeby mi pomógł.
 - Proszę. Tylko zjedz wszystko. - stawia przede mną talerz.
 - Tato? - zaczynam grzebać w jedzeniu.
 - Tak skarbie? - siada obok mnie. Jest tyłem do lodówki, na której widnieje kartka. "Nie próbuj."
 Moje oczy podwajają swoje rozmiary. To nic. Tata mi pomoże, nie będę musiała się bać.
 - Ktoś mnie nachodzi.. - mówię bardzo cicho
 - Jak to? O czym ty mówisz? - patrzy na mnie uważnie.
 - Śledzi mnie i... kiedyś, w nocy.. włamał się do mojego pokoju. - patrzę na ojca zaszklonymi oczami.
 - Od kiedy to się dzieje? Pójdziemy na policję. Musimy. Nawet zaraz.
 Kiwam głową zgadzając się i opowiadam tacie prawie wszystko.
 Czuję małą ulgę. Miałam dziś iść do szkoły, oddać artykuł i dostać telefon. Trudno. To musi poczekać.
 Szczerze to po prostu zapomniałam. Tato mnie odwozi. Umawiamy się, że również po mnie przyjedzie i pojedziemy na policje.
 ~Harry~
Zamykam drzwi gabinetu Zayna i podchodzę do biurka. Niall włączył podsłuch. Kolejny raz słucham tego, że dziś nasza Giovanni pójdzie na policje.
 Za dużo sobie pozwala i nie słucha mnie.
 Nie podoba mi się to. Jest rozpustna. Wyryję jej na czole kto rządzi, bo chyba nie dojdziemy do porozumienia.
 Idę na pierwszą lekcję. Muszę zacząć trzymać ją na prawdę krótko.
 Umówiłem się z Christianem, że mam za niego zastępstwo na sztuce. Ten przedmiot jest raz na dwa tygodnie.
 I akurat teraz ma go interesująca mnie klasa.
 Wchodzę do środka i rzucam dziennik na biurko, uciszając ich. Licealiści jebani.
 Rozmowy trochę ucichają i w końcu wszyscy milką.
 - Dobrze, że zauważyliście że w ogóle jestem w klasie - warczę. Humor mam wisielczy. Zgadnijmy dlaczego. Przewidywałem, że będzie coś kombinować, ale mogłaby słuchać.
 Siedzi w ostatniej ławce sama. Nie reaguje na zaczepki tylko uparcie wpatruje się w okno.
 Zapewne przeżyła ciekawą noc. Uśmiecham się w duchu. Jest niewinna, tylko zgrywa odważną.
- Pan Tomlinson ma wystawę i nie może się pojawić na dzisiejszej lekcji. Będziemy mieć dwie lekcje angielskiego. Prace domowe proszę położyć na biurku - mówię i podchodzę do ławki Wesley. Kładę rękę na jej plecach. - Artykuł - dodaję twardo.
 - Nie mam.. - mówi tak cicho, że ledwo słyszę.
 - Z jakiego to powodu? - mrużę oczy.
 - Nie mam, po prostu
 - Po prostu zmuszasz mnie do stawiania złych ocen. Zostajesz po lekcji i piszesz.
 - Przyniosę panu jutro.
 - Powiedziałem. A to nie jest do podważenia - piorunuję ją wzrokiem.
 - Nie dam rady dzisiaj - broni się.
 - Miałaś czas wczoraj. W życiu liczy się czas a z nim punktualność - syczę zły.
 - Napisze w domu.
 - Przy mnie. Dzisiaj. Po lekcjach. Dopilnuję tego, a dyrektor mi pomoże jeśli będzie trzeba. - odwracam się i podchodzę do tablicy. Zapisuję na niej temat. "Epoka Romantyzmu - sztuka". Zaczynamy rozmawiać także o obrazach i ogólnych wynalazkach Lekcja kończy się po pół godzinie. Odprowadzam Giovanni wzrokiem. Nigdzie nie pójdzie. Jest otoczona. Wychodzi z klasy znikając z zasięgu mojego wzroku. Przeczesuję palcami włosy i wypuszczam powietrze z ust. Z mojego rękawa sypią się asy. Nie wie kto ją oszukuje. Na ostatniej lekcji znów mam tą samą klasę.
Nie prowadzę żadnego tematu. Mają pisać rozprawkę o wybranym autorze w tam tych czasach. Jest cisza i to mi odpowiada.
Splatam dłonie na biurku. Bawię się sygnetem. Dziesięć minut przed końcem lekcji zaczynam dostawać prace.Nie pozwalam wyjść jedynie Gio. Bez słowa stawiam przed nią komputer.
 - Jestem umówiona z tatą.
 - Szybciej zaczniesz, szybciej skończysz skarbie. Pisz. - mówię.
 Od razu zabiera się za robotę pisze jak maszyna. Po piętnastu minutach oddaje mi artykuł i wstaje biorąc torbę.
 Patrzę na nią uważnie. Dlatego kontakty się przydają. Nawet na policji.
 Widzę przez okno jak wchodzi do auta ojca i odjeżdża.
 Uznają ją za wariatkę. Nie ma żadnych dowodów. To może być wymysł nastolatki.
 Spokojny wracam do domu.
 ~ Giovanni ~
 Wracamy do domu z komisariatu. Mam nadzieje, że policja coś zrobi. Ten funkcjonariusz patrzył na mnie tak dziwnie. Trochę wyglądał jakby chciał się śmiać. Jednak starał się powstrzymać. Pocieram rękoma nogi, gdy siedzę przy stole i czekam na obiad. Tata daje mi jedzenie i za chwilę wychodzi na spotkanie.  Zostaję sama. Zupełnie. Zegar tyka przebijając się przez uciążliwą ciszę. Co z moim chłopakiem? Nie mam z nim żadnego kontaktu, choć cały czas próbuję. Mógłby przyjechać. Wie gdzie mieszkam. Z czym ma problem? Zwłaszcza, że powiedziałam mu o tym że coś jest nie tak. Że się boję. Jest mi przykro. Jem obiad, załamana wszystkimi zdarzeniami. Artykuł napisałam, ale telefonu nie mam dalej. Nie lubię być teraz sama. Odnoszę talerz i idę się upewnić, że drzwi są zamknięte na klucz. Są. Niedługo wpadnę w paranoję. Przestanę wychodzić z domu. Tak bardzo obawiam się nocy...
~~~~~~~~*~~~~
Hej słoneczka! Padam na twarz. Do 7 listopada mam codziennie sprawdziany. Cudownie.
Mam nadzieję, że będziecie zadowolone z rozdziału. 

sobota, 18 października 2014

Rozdział 5

Darkness
Rano tata robi naleśniki. Czuję to już na schodach. W pośpiechu ubieram koszulę i spódnicę.
Schodzę na dół i razem jemy.
Dobre. Naprawdę dobre. Tata zaczyna się ubierać. Musi lecieć do pracy,.
- Dasz rade mnie podwieźć?
- Tak, ale myślałem, że to żenada - patrzy na mnie, uśmiechając się.
 Wystawiam mu język i biegnę po torbę.
Wchodzę do szkoły, gdy tata odjeżdża. Na razie jest jeszcze pusto. Jestem dość wcześnie. Przechodzę korytarzem to szatni i zbiegam na dół. Wchodzę do boksu i zauważam swoje klucze w zamku od mojej szafki. Ktoś musiał je znaleźć, ale skąd wiedział że należą do mnie? A może ja je po prostu tu zostawiłam? Byłam roztargniona. Idąc pod klasę zerkam na telefon. Żadnej wiadomości od Troya Nie podoba mi się to. Przecież mamy ostatnie dni zanim wyjedzie.
A on ma Sto różnych spraw. Wchodzę do klasy i zajmuje swoje miejsce. Mam jeszcze pół godziny do dzwonka. Wyciągam Intruza i zaczynam czytać. Tak czas jakoś mija. Sala zapełnia się i zaczynamy matematykę. Dopiero na WF-ie orientuję się, że nastąpiły kolejne zmiany. Mamy nowego trenera. Przystojny, nawet bardzo. Te lekcje od teraz będą jeszcze ciekawsze. Wita się z nami jako Liam Payne. Bardzo miły.
Lekcja mija naprawdę fajnie i szybko. Przebieram się i rozpuszczam włosy. Są długie. Za długie.
Poprawiam je w lustrze. Wychodzę jako jedna z pierwszych.
- Cześć - spotykam Ronnie.
- Hej. Chciałam wczoraj z tobą porozmawiać
- O czym? - poprawia plecak
- O.. gadałaś z nim?
- Nie - rzuca krótko.
- Jest między nami w porządku prawda?
- Ta, jasne. Chodź.
Kamień spada mi z serca. Jeden kłopot mniej. Nie chcę się z nią kłócić. W końcu tylko ona jest tu teraz dla mnie wsparciem.
Idziemy razem na biologię. Opowiadam jej o moich obawach i nocnej wizycie obcego mężczyzny. Robi duże oczy. Jest zszokowana. Nie dziwię jej się.
- Na prawdę się teraz boje.. - szepczę podczas lekcji.
- Musisz powiedzieć ojcu. Ten typ może zrobić ci coś złego
- Chyba... tak, chyba masz rację.
- Zrób to jak najszybciej - mówi przejęta.
Jak dobrze że ją mam. Szkoda że mamy razem tylko biologię, matmę i francuski.
- A w ogóle to Styles robi dziś kartkówkę każdej klasie - mówi na przerwie
- Błagam, ani słowa o nim. - podchodzę do szafki i biorę potrzebne mi książki.
- Ej, co jest?
- Nienawidzę typa.
- Moim zdaniem jest dość sensowny - kiwa głową.
- Ma swoje zdanie co szanuje ale działa mi na nerwy.
- Rozumiem. Ale wiesz, od nienawiści do miłości jeden krok - uśmiecha się znacząco.
- Głupia jesteś - trącam ją.
Wzrusza ramionami i całuje mój policzek. Rozdzielamy się. Los kpi ze mnie i zamiast historii mamy dwie lekcje angielskiego.
- Dzień dobry - mówi mężczyzna ubrany w jeansy i koszulkę z nadrukiem. Dość luźno wygląda, ale nie skupiam się na tym. - Zaczniemy od małego sprawdzianu.
Rozdaje kartki każdemu i wraca na swoje miejsce. Skupiam wzrok na kartkówce. Zadania nie są trudne jeżeli czytało się lekturę. Bez problemu radzę sobie z każdym z nich i oddaję kartkę jako pierwsza w klasie. Brunet przenosi na mnie wzrok. Lustruje mój strój. Zakładam nogę na nogę i patrzę przez okno.
Po chwili nauczyciel podchodzi do mnie. Pochyla się, opierając ręce o kanty ławki.
- Zrób ten artykuł - mówi cicho, prawie do mojego ucha. - Póki ładnie proszę - dodaje, a ciepły oddech owiewa moją szyję.
To naprawdę na mnie działa. O boże, nie. To przez Ronnie! Przeczę głową.
- A chcesz się przekonać, że zrobisz? - chyba się denerwuje, bo jego oczy są ciemniejsze. - Ja rządzę. I nie podważaj mojego zdania - prostuje się i jak gdyby nigdy nic wraca do biurka.
Nie napisze tego artykułu, choćby nie wiem co. Nie może mi kazać to zrobić. Jestem bardzo uparta. Lubię stawiać na swoim. No...On raczej też.
Prace innych również lądują ma jego biurku. Do końca lekcji mamy czas wolny. Dopiero na następnej zaczynamy epokę romantyzmu.
Ogólnie słuchamy wykładu na temat pisarzy i założeń tego okresu literackiego. Nawet nie zagląda do notatek. Wszystko nam opowiada. Na prawej dłoni zauważam sygnet. Na prawdę dobrze wygląda. Nie dziwię się że ma takie branie. Gdyby był tylko milszy...Wyciągam telefon i pod ławką pisze do swojego chłopaka. "Możesz się odezwać?" Wysyłam i w tym momencie, czuję czyjąś obecność nad sobą. Mężczyzna wyciąga rękę po moją komórkę.
- Poproszę.
- Ale co?
- Komórkę. A jak nie oddasz to cała klasa dostanie jedynki.
- Na jakiej podstawie?
- Nie dyskutuj ze mną dziewczyno - wzdycha i wywraca oczami. - Za chwilę pójdziemy do dyrektora, cała ta procedura i tak dalej. Po prostu go oddaj.
- To moja własność.
- Z której korzystasz na lekcji, a to zabronione. Odbierzesz później. Lub też pokrzywdzisz kolegów.
Wyłączam urządzenie i oddaję mu.
Wraca do przerwanej lekcji. Boże, ten człowiek tak strasznie mnie denerwuje!
Po dzwonku z kamienną twarzą staję przed biurkiem nauczyciela.
Patrzy na mnie obojętnie.
- Mogę mój telefon?
- Może możesz - odchyla się na krześle. - Artykuł jutro rano na moim biurku.
- To szantaż! - ledwo powstrzymuję się, żeby nie zacząć mu robić wyrzutów.
Nie komentuje tego. Bawi się długopisem.
- Chce moją własność.
- Używałaś jej na lekcji. Mam prawo ją skonfiskować Artykuł jutro, telefon jutro. -podnosi się i zakłada marynarkę.
- No proszę.. panie Styles.
- Do jutra.
- To moja własność. Czekam na ważny telefon.
- A ja skończyłem z tobą dyskusję. - warczy i staje przede mną kompletnie gorujac swoją sylwetką. - Rozumiesz? Jutro. Do widzenia.
- Gbur.. - mruczę odchodząc.
Po obiedzie, Troy nie przyszedł. Po kolacji tez nie. Byłam zła. Sama nie wyjdę. Za bardzo się boję. Natomiast mój tata miał wrócić rano. Nie za ciekawie...

~~~~*~~~
Przepraszamy, że taki krótki ALE JESTEŚCIE CUDOWNI. DZIĘKI ZA TYLE KOMENTARZY :)

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 4

W szkole robię tak jak mówiłam idę do szafki po przed ostatniej lekcji i ubieram kurtkę.
Nie mam zamiaru iść na angielski. Robi ze mnie jakąś wariatkę. Zapinam zamek kurtki, ruszając do drzwi boksu. Podnoszę głowę, a silna ręką zabrania mi wyjść.
Przede mną stoi Styles w czarnych rurkach i białej koszuli rozpiętej przy samej górze.
Patrzy na mnie zimnymi zielonymi oczami. Nic nie umiem odczytać z jego twarzy.
- Pani ma jeszcze lekcje panno Wesley. Na górę zapraszam. - mówi zachrypniętym głosem.
- Chce wyjść.
- Nie masz powodów, aby opuszczać szkołę. Nie dyskutuj ze mną. - dodaje groźnie.
- Wpisze mi pan nieobecność. Mam do cholery jasnej prawo wyjść. - mówię twardo.
- Za pozwoleniem. Inne wyjście to wagary. Nie lubię, gdy moi uczniowie olewają moją pracę. Więc teraz pójdziesz na górę albo naprawdę porozmawiamy inaczej. I nie mówię o dyrektorze - warczy.
- Nie wybieram się na pana lekcje. - mówię jednak już patrząc w bok.
- Rozumiem, że zajęta swoją miłością od pierwszego wejrzenia, nie mogłaś odrobić pracy domowej dziewczynko, ale nie interesuje mnie co chcesz.
Słyszę dzwonek na lekcje i uśmiecham się w duchu.
- Do widzenia.
- Przez ciebie nie będę miał lekcji. A przygotowałem się. Chodź, idziemy. Spędzimy 45 minut na rozmowie w mój sposób. Chyba, że zmusisz mnie do innych działań za urywanie się z lekcji.
- Nie mam najmniejszego zamiaru - próbuje go wyminąć.
- Powiedziałem niewyraźnie? - łapie moje ramię i przyciąga mnie tak mocno, że uderzam w niego. Patrzy na mnie intensywnie.
- Niech mnie pan puści! To przegięcie.
- Odpowiedz - mówi przez zęby.
- Nie. - wyrywam się i odchodzę. Łaski bez, wyjdę drugim wyjściem. Pocieram bolące od uścisku ramię.
- Wiesz, że spotkamy się jutro? Pojutrze? I kolejnego dnia? - słyszę za sobą. - Ustalimy zasady, bo gramy na moich Giovanni.
- Możesz mi naskoczyć.. - mruczę.
Wychodzę na świeże powietrze i biorę głęboki oddech. To najgorszy nauczyciel w moim życiu.
Chyba na prawdę trochę się go boję.
Jest agresywny. Próbuję na mnie wpłynąć.
Na następny dzień też postanawiam opuścić angielski by nie pomyślał, że się przestraszyłam choć trochę tak jest.
Niestety nie daję rady. Gdy jestem przy wyjściu zatrzymuje mnie jakiś mężczyzna. Mulat i to bardzo przystojny.
- Przepraszam.. - Próbuje przejść.
- Jestem nowym dyrektorem. Z tego co wiem ma pani jeszcze lekcje.
- Ja.. Idę do lekarza.
- Zwolnienie poproszę.
- Zapomniałam, jutro panu przyniosę.
- Wczoraj też pani szła do lekarza? Przepraszam. Bez zwolnienia nie mogę wypuścić ze szkoły. Masz lekcję z panem Stylesem? Zapraszam - pokazuje, abym szła przed nim.
Idę do odpowiedniej sali. Widzę po moim nauczycielu, że mój widok daje mu jakąś głupią satysfakcję.
Prycham pod nosem i siadam w swojej ławce. Mężczyzna kontynuuje dyskusję o lekturze. Dopiero pod koniec zwraca się do mnie. - Zapewne nie masz pracy domowej z wczoraj tak? - pyta obojętnie i wpisuje nie przygotowanie.
- Cieszę się, że mogłam sprawić panu przyjemność - na pewno zadowolony wpisywał mi ten brak.
- Mi? Jest mi przykro, że nie doceniasz nauki. Drugiej szansy nie będzie. Aby cię usadzić na tyłku nie potrzebuję jedynek.
- Nieważne.. - zasuwam swoją torbę i przerzucam ją przez ramię.
Każdy opuszcza pomieszczenie. Pan Styles zamyka drzwi i odwraca się w moją stronę. Wskazuje na krzesło. - Usiądź Giovanni.
Zajmuje wskazane miejsce.
- Nie igraj ze mną, bo nie wygrasz - mówi spokojnie i opiera się o biurko.
- Nic nie zrobiłam.
- Jestem konsekwentny i adekwatny. Z moich lekcji nie ma ucieczek. Jeśli jeszcze raz uciekniesz bez powodu, wiesz co mam na myśli, możesz nie przychodzić na następne lekcje. Wtedy oblejesz. To dotyczy każdego.
- Miałam powód. - bronię się.
Patrzy na mnie z politowaniem. Już nic nie mówi. Zamyka dziennik i otwiera drzwi. - Doceń, że dostałaś drugą szansę - szepcze do mojego ucha, gdy wychodzę.
Przechodzą mnie dreszcze. Szybko opuszczam budynek szkoły.
Około godziny osiemnastej przychodzi do mnie Troy. Niestety tylko na godzinę.
Nie pozwalam mu się odsunąć ani na chwilę.
- Co ty dzisiaj taka przytulanka? - pyta zdziwiony, jeżdżąc ręką po mojej bluzie.
- Bo mi się tęskni. Jesteś najlepszy.
- Jasne - mruczy i całuje mnie we włosy. - Muszę iść.
- Ych.. No trudno. - Całuję go jeszcze raz i puszczam.
Macha mi i wychodzi. Wzdycham, a później idę pod prysznic.
Jeden ręcznik zakładam na włosy a drugim owijam swoje ciało.
Wychodzę do pokoju i ubieram się w piżamę. Przed zaśnięciem czytam książkę. Intruz jest naprawdę ciekawy.
Po prostu przenosisz się w tamte miejsca.  Opieram się wygodniej o poduszki i czytam. Strona, po stronie. Rozdział po rozdziale. Sama nie wiem, kiedy zegar wybija dziesiątą. Odkładam książkę i układam się do snu. Niestety niedługo śpię. W nocy budzi mnie przeciąg. Okno jest otwarte na oścież.
Nie przypominam sobie żebym je otwierała. Wstaję zmarznięta i je zamykam Czuję ramiona na talii. Stoję bez ruchu.
Chcę krzyknąć, ale głos nie opuszcza moich ust. Troy! Błagam żeby to był on.
Ale to nie może być on. Ten ktoś jest wyższy.
Słyszę walenie mojego serca. Tak strasznie się boje.
- Ładna piżama - nie rozpoznaję głosu. Jest bardzo cichy. Czyjaś dłoń przesuwa się po moim udzie, aż do złączonych nóg. Wsuwa między nie dłoń.
- Przestań... - mocno zaciskam oczy. Boje się ruszyć, ale tak bardzo nie chce żeby mnie dotykał.
Mocno mnie trzyma. Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Zaczyna mnie masować.
- Proszę.. - udaje mi się odtrącić jego dłoń.
Przesuwa ręce po moim ciele. Dociera do twarzy. Odgarnia mi włosy z policzków i zakłada na moje oczy opaskę. Odwraca mnie do siebie, ale nic nie widzę. Jedyne co czuję to ciepły oddech na szyi. Zabrał ręce. Popycha mnie na łóżko, a potem jest cisza.
Podkulam się. Chce być jak najdalej niego choć nie mam pojęcia gdzie jest.
Może wyszedł? Nie wiem. Moje serce bije jak oszalałe. Oddycham niespokojnie. Kto to jest? Ten kto mnie śledził? Drżącą ręką sięgam do przepaski na oczach.
Nie ma go. Nie chciał, żebym go zobaczyła. O mój Boże. Szybko zamykam okno i przerażona idę do sypialni taty. Śpi spokojnie.. kładę się obok. Przytulam się, ale do rana nie mogę zasnąć. Ciągle nad tym myślę. Jestem prześladowana?
Rano tato odwozi mnie do szkoły. Później zadzwonię po Troya, może będzie miał czas. Nie chcę wracać sama. Ja się boję. To okropne. Na lekcjach jestem totalnie nieobecna. Nauczyciele dają mi dziś spokój. Jednak Ronnie nie.
 Idziemy przez korytarz a ona cały czas coś mnie mówi.
 - Hej! - wola. - Słuchasz mnie w ogóle?
 - Tak, tak co mówiłaś?
 - Czyli nie słuchasz - wydyma dolną wargę. Patrzy przez ramię na Emmetta, który do nas podchodzi.
 - Przepraszam.. - mówię jeszcze do przyjaciółki i witam się z chłopakiem.
 - Cześć. Weronica chodź porozmawiać - prosi, ale to mi bacznie się przygląda.
 - Mów- słyszę blondynkę.
 - Sami - dodaje ciszej.
 - Możesz mówić przy Gio - ona również zauważa że blondyn uważnie przypatruje się mi.
 - Coś się stało? - pyta nagle.
 - Co? - marszczę brwi.
 - Wyglądasz na zmartwioną - on za to jak Jasper ze zmierzchu.
 - Zobaczymy się później - Ronnie chyba trochę zła odchodzi.
 - Co masz teraz Giovanni? Może cię odprowa.. - Panno Wesley , proszę na słowo - obok nas zatrzymuje się mój nauczyciel od angielskiego. Jak zawsze elegancki.
 - Chciałeś pogadać z Ronnie - mówię do niebieskookiego i idę za Stylesem.
 Widzę jak ten ma chwilę się odwraca i patrzy na blondyna. Później otwiera drzwi od sali.
 Wchodzę do środka i patrzę wyczekująco na mężczyznę.
 - Znasz się na lekturach. Uwielbiasz czytać. Możesz zacząć pisać hm - patrzy na białą kartkę. - do gazetki. Dyrektor, pan Malik mnie oto poprosił. A ja Proszę ciebie, abyś posła recenzje książek.
 - Dziękuję, ale nie.
 - Dobra. Więc to nie jest prośba - zmienia ton. - Chcesz u mnie zdać? Zacznij się starać.
 - Nie chce pisać do gazetki. Zdam, bo mam odpowiednią wiedzę.
 - Nie pytam czy chcesz. Masz to zrobić - rzuca surowo.
 - To zajęcia dodatkowe. Nie muszę tego robić.
 - Nie. To zajęcie, które będę oceniał jak sprawdzian.
 - Nie...
 Marszczy brwi i zaciska zęby. Zgina kartkę na pół. - skończyłem temat. Możesz wyjść.
 Odwracam się i opuszczam pomieszczenie.
 Mam dość, a jeszcze dwie lekcje. W tym jedna z nim. Ciągle myślę kto mógł wejść do mojego pokoju. A na dnie plecaka leży opaska..
 Strach nie opuszcza ani na chwilę. Na przerwie przed angielskim dzwonie do swojego chłopaka.
 Opieram się o ścianę i czekam, aż odbierze.
- Tak mała? - słyszę
 - Przyjdziesz po mnie za godzinę?
 - Chciałbym, ale jestem z bratem u mechanika.
 - Troy proszę..
 - Ale naprawdę nie mogę. Co się stało?
 - Bo.. ja się boję..
 - Czego skarbie? - jest zdziwiony.
 - Ktoś za mną chodzi.. - wchodzę do łazienki by nikt nie słyszał naszej rozmowy.
 - Jak to chodzi? Kiedy? - pyta.
 - Proszę cię..
 - Wróć do domu. Szybko. I po prostu nie wychodź. Nie jestem w stanie dojechać.
 Robi mi się na prawdę przykro. Zbywam go szybko i rozłączam się. Podciągam nosem i idę na lekcje. Będę się bała wrócić do domu. Czuję się zawiedziona. Wyciągam zeszyt. Mam zamiar siedzieć cicho. Nie mam siły się dzisiaj kłócić. Po prostu siedzę i słucham. Czasem Styles mi się przygląda. Odwracam wtedy wzrok jak najszybciej. Jeszcze Ronnie odwołała nasze jutrzejsze spotkanie mówiąc, że musi zająć się bratem, ale zauważyłam że jest po prostu na mnie zła.
Wiedziałam, dlaczego. Poczuła się ignorowana przez Emmetta, bo zaniepokoił się moim zachowaniem.
 Można by pomyśleć... ona na prawdę pomyślała, że on coś do mnie.. O matko.
 Na pewno tak nie jest. Karcę się w duchu za te myśli, a do rzeczywistości przywołuje mnie nauczyciel. - Pytałem o coś.
 - Umm.. Słucham?
 - Jak kończy się nasza lektura? - podchodzi bliżej i stuka palcami o moją ławkę.
 Zastanawiam się chwilę o czym on do mnie mówi. W końcu odpowiadam na jego pytanie.
 - Dziękuję. Za tydzień sprawdzian. Do domu macie zadane napisać streszczenie tej książki oraz napisanie własnego opowiadania o dowolnej tematyce. - mówi ciągle stojąc przy mnie. Ma duże dłonie. Takie.. męskie.
 Zamykam oczy i biorę głębszy oddech by po chwili zacząć się zbierać.
 - Do jutra - dodaje i podchodzi do biurka. Zbiera swoje rzeczy.
 Zakładam sweter i wychodzę z klasy. Chce złapać przyjaciółkę, ale nie ma jej już w szkole.
 Opuszczam budynek. Nerwowo rozglądam się wokół siebie. Pewność siebie wyparowała.
 Ten mężczyzna w zaledwie kilka chwil zawładnął moją psychiką.
 - Podwieźć cię? - słyszę za sobą. Odwracam się i oddycham z ulgą. Emmett.
 - Tak - mówię niemal od razu i wchodzę do jego auta. Uwielbiam tego gościa, choć nie powinnam, bo jest byłym mojej przyjaciółki.
 W zasadzie nie wiem kto kogo rzucił, ale szkoda mi obu stron. Blondyn zajmuje swoje miejsce i rusza.
 Bez słowa odwozi mnie do domu. Parkuje, a ja mu dziękuję.
 Podchodzę do drzwi i szukam kluczy w plecaku. Jutro biorę torebkę. Naprawdę. Nie mogę ich znaleźć. Zgubiłam je? Opieram czoło o drzwi. Po prostu świetnie. Ojciec mnie zabije jak się dowie.
 Jeszcze raz przeszukuję plecak. Przecież były. Zamykałam szafkę.
 Musiałam je gdzieś upuścić. O boże. Czuje się okropnie stojąc przed domem i nie mogąc do niego wejść.
 Siadam na schodku i chowa twarz w dłonie. Co się dzieje w moim życiu?
 Wszystko wymyka mi się spod kontroli. Mamy nie ma, tata spędza bardzo dużo czasu z tą znajomą, Troy za chwile wyjeżdża, a ja jestem prześladowana.
 Jest beznadziejnie. To nie są żarty. Ale co powiem ojcu? Nigdy go nie widziałam.  Każdy szelest powoduje, że podnoszę gwałtownie głowę i rozglądam się dookoła. Nikogo nie widzę. Czasem jakaś osoba przejdzie przed bramą. Ale to sąsiedzi.
 Przeczesuje włosy i powoli wypuszczam powietrze z ust.
 Godzinę później przyjeżdża mój tata. Jest zdziwiony tym, że siedzę pod drzwiami.
 - Cześć..
 - Co jest? Klucze w domu?
 - Tak, właśnie. Zapomniałam ich - mówię głosem totalnie wypranym z uczuć.
 - Trudny dzień? - otwiera nam drzwi.
 - Można powiedzieć. - biorę pustą bułkę do ręki i wlekę się do swojego pokoju.
 Okno zamknięte. Nikogo tu nie było.
 I tak planuje spać u taty. Boje się po prostu.
 To jakaś paranoja. Tak ma być codziennie? Ten mężczyzna mnie dotykał...
 Sama nigdy tego nie robiłam. Na prawdę. Masturbacja, poznawanie siebie. Nigdy.
 Z Troyem też nie zaszliśmy tak daleka. A to był ktoś obcy.
Wzdrygam się na przypomnienie tego. Jakby nie naznaczał, posiadał. Nie ma prawa, mam nadzieję, że nic więcej mi tego nie zrobi, że go nie spotkam. Ale niczego nie mogę być pewna. Skoro tu raz wszedł, wejdzie i drugi raz. Zabieram się za wypracowanie z angielskiego. Idzie mi dosyć szybko.
Potem jeszcze to opowiadanie. Zastanawiam się nad tematem. Decyduję się na coś prostego, przecież i tak dostane najwięcej trzy. Uwziął się na mnie. Jestem pewna, że przyczepi się do każdego błędu. Kończę bardzo późno. Biorę szybki prysznic i idę cicho do taty. Nie śpi, a rozmawia przez telefon. Na pewno nie z mama. Byłoby za drogo. Wdrapuję się pod kołdrę i słucham rozmowy.
 - Dobra, to do jutra Kate - śmieje się.
 Kopię go plecy specjalnie.
 Odkłada telefon i patrzy na mnie.
 - Znowu Kate?
 - Tak. To świetna przyjaciółka. Co ty tu robisz?
 - Dlaczego tyle czasu z nią spędzasz?
 - Mówiłem. Organizujemy wystawę.
 - Ona cię podrywa.
 - To miłe.
 - Tato! Jesteś żonaty.
 - A ty masz swój pokój - czochra mi włosy,.
 Siadam i przytulam się do niego.
 Obejmuje mnie ramionami, a ustami muska moje czoło.
 - Nie zrób głupstwa...
 - Nie zrobię.
 Zasypiam na jego kolanach jak mała dziewczynka.

~~~~~~~~*~~~~~~~~
Rozdział 4 dodany :) Mogę prosić o szczere opinie od was? 
Starałyśmy się haha.
Gdy któryś z blogów niedługo się skończy, zacznie
być dodawana Russian Girl ( która jest w całości napisana).


wtorek, 7 października 2014

Rozdział 3


Troy trzyma moją rękę, kiedy wychodzimy z kina. Jest dosyć późno, ale przy nim czuję się bezpieczna. Obejrzeliśmy świetny film, a mój humor naprawdę się poprawił. Chłopak całuje moje czoło, a ja wzdycham. Dzisiaj już niedziela. Odrobiłam wszystkie lekcje, aby wieczór móc z spędzić z Troyem. Weekend minął tak szybko. Za szybko. Przytulam się do boku chłopaka gdy wchodzimy do parku.
- Przygotowana do szkoły? - obejmuje mnie ramieniem.
- Tak, wszystko zrobione.
- Masz tu się pilnować jak wyjadę.
- Jasne że tak. - chichocze.
- Bo ja i tak się o wszystkim dowiem - całuje mój nos.
- Będę tęsknić..
- Ja również.
Zatrzymuję się i przyciągam chłopaka do pocałunku. Łapie moje biodra i czule oddaje pocałunek. Gładzę jego policzek rozwierając delikatnie wargi. Tego będzie mi brakować. Czułości i bliskości.
- Nie znajdziesz tam sobie zastępstwa za mnie prawda?
- Nie kochanie - uśmiecha się.
- Jesteś najlepszy  - jeszcze raz muskam jego usta.
Odrywam nogi od ziemi, gdy mnie podnosi. Otula ramieniem i niesie w stronę domu. Od progu słyszę śmiechy z salonu. Zdezorientowana idę tam ciągnąc za sobą szatyna. Tata siedzi na kanapie i pije wino z jakąś brunetką. Na oko w jego wieku.
- Dzień dobry - mówię niepewnie.
- O, Gio - mężczyzna patrzy na mnie i posyła uśmiech. - Poznaj Kate - wskazuje na brunetkę. Wygląda przyjaźnie.
- Miło panią poznać - podaję jej dłoń.
- Cześć Giovanni. Mów mi po prostu Kate - uśmiecha się.
- Współpracujesz z tatą?
- Tak, będzie wystawiał moje prace. Poza tym przyjaźnimy się.
- Rozumiem. To Troy, mój chłopak - przedstawiam go.
- Milo mi - podają sobie ręce. Ojciec patrzy wymownie na chłopaka.
Wystawiam mu język już znudzona tym.
- To my już nie przeszkadzamy.
- Ty na górę, pan do domu - mówi.
- Tato nie. On zostaje.
- Nie kochanie. Jest późno, a jutro masz szkołę. - jego ton jest poważny.
- Gio ja już..
- Nie. Troy zostaje.
- Nie Troy idzie. Nie musi jutro rano wstać i iść do szkoły. Poza tym nie jesteś pełnoletnia a jest po 22. Po drugie znudzicie się w końcu sobą jak będziecie dzień w dzień. Więc teraz się pożegnaj i na górę - wstaje i podchodzi do nas.
- Zazdrościsz bo masz post - dogryzam mu ale odprowadzam do drzwi chłopaka.
- Do zobaczenia - całuje mnie długo.
Ledwo się od siebie odrywamy. Macham mu jeszcze i zamykam drzwi. Idę do kuchni. Mam zamiar cos na szybko zjeść. W pośpiechu robię kanapki i idę na górę. Siadam na wygodnym łóżku, jedząc i włączając komputer.
Od razu widzę połączenie od mamy. Odbieram i widzę na ekranie znajomą kobietę.
- Cześć mamuś.
- Cześć kochanie. Późno u was? - pyta uśmiechając się.
- no już prawie 11.
- To kładź się już.
- Wracasz w piątek?
- Tak. Raczej tak - kiwa głową.
- Świetnie - uśmiecham się. - Troy złożył papiery na uczelnie wiesz?
- To miejmy nadzieję, że się dostanie.
- Jest świetny mamo.
Uśmiecha się do mnie. Widzę, że jest szczęśliwa.
- Mam nowego nauczyciela. Totalny palant mamo.
- Dlaczego palant?
- Bo jest głupi.
- No tak. Twierdzisz tak, bo go nie lubisz?
- Tak. - zakładam ręce na piersi.
- No właśnie. Idź spać.
- Pa mamo.
- Papa słoneczko moje - macha mi.
Rozłączam się i idę pod prysznic. Gdy się kładę nadal słyszę rozmowy z dołu.
~*~
Wchodzę do szkoły, a drogę zastępuje mi Ronnie. W kolorowym kombinezonie mocno mnie przytula.
- Hej - również ją Przytulam.
- Dzisiaj wybieramy przewodniczącą szkoły. Zgłoś się - proponuje wesoło.
- Nie, coś ty.. Nie. - kręcę głową.
- Dla...Dzień dobry panie Styles - uśmiecha się, patrząc przez moje ramię.
- Dobry.. - mruczę mniej entuzjastycznie niż ona.
- Dzień dobry - odpowiada chłodno i zmierza do pokoju nauczycielskiego. Ma na sobie czarne rurki oraz ciemną koszulę.
- Dzień dobry - przedrzeźniam go do przyjaciółki.
- Słodki jest - wzdycha.
- Przystojny, to wszystko.- zmierzamy razem na matematykę po której mam angielski z panem szanownym S.
Wcale mnie to nie cieszy. Dzisiaj będziemy omawiać lekturę. Znów dojdzie do spięcia?
Ewentualnie po prostu karze nam zapisać trzy wyryte od lat zdania i na tym się skończy. Matematyka mija szybko. Rozwiązuję parę zadań. Nie jest tak źle.
Całuję przyjaciółkę i idę sama na następną lekcje. W klasie zajmuje swoje stałe miejsce. Wszyscy są dzisiaj obecni. Nauczyciel sprawdza listę. Chyba nie ma najlepszego humoru.
Osobiście w ogóle mnie to nie obchodzi, ale mam nadzieję że jeśli ocenił zadania to nie przełożyło się to na oceny.
- Tak, więc dzisiaj umawiamy książkę. Zanim to nastąpi oddam to coś zwane referatem. - wskazuje na dokumenty.
A jednak poprawił.. Wszyscy zaczynają szeptać między sobą.
Boję się, że dostanę złą ocenę. Akurat na tym przedmiocie mi zależy. Dostaję swoją pracę. Mam parę błędów, ale ocena jest dostateczna. Liczyłam na więcej jeżeli mam być szczera. Uważam że wszystko tu jest jak najbardziej okay. Wzdycham rozczarowana i wbijam w niego wzrok. Kończy pisać temat na tablicy.
- Tak szczerze, kto przeczytał tę książkę? - pyta wycierając ręce z kredy.
Podnoszę rękę jak i przewaga. Jest głupi jeśli na prawdę myślał że się przyznają.
- Kto był głównym bohaterem? - pyta Dianę. - Jak wyglądała? Często mówiła o swoich uczuciach?
- No dobra, nie czytałam proszę pana. - przyznaje.
- Jeden. Kto był partnerem bohaterki? - zwraca się do Simona.
Chłopak odpowiada po dłuższej chwili czytając z moich ust.
- Jak wyglądał? I jak się poznali - mężczyzna opiera się o biurko.
Pokazuje na Thomasa przed nim gdyż wyglądem nawet przypomina bohatera książki.
- Trzymaj rączki na ławce - mówi, nawet na mnie nie patrząc.
Simon coś kombinuje i w końcu udaje mi się odgadnąć co próbuję mu pokazać.
- Kiedy została napisana ta powieść i przez kogo? - zadaje kolejne pytanie.
Pokazuję pod ławka kolejne liczby. Wisi mi czekoladę za to.
- To jeszcze autor. - przechodzi po klasie. - U mnie jest taka zasada. Jedynkę dostaje ten kto podpowiada. A nie ten co ściąga.
- Siedzę nie wzruszona udając zajętą rysowaniem w zeszycie.
- Simon czas płynie - popędza go. W końcu dostaje trójkę.
Posyłam chłopakowi delikatny uśmiech i wracam wzrokiem do tablicy.
Mężczyzna wszystko omawia. Rozrysowuje nam schemat uczuć bohaterów. Rozmawia o ich myślach i charakterach. Jednak wiem, że zdania nie zmienił.
- Nie istnieje coś takiego jak, spotkałem cię raz i się zakochałem. Nie. Ludzie kochają, ale najpierw muszą kogoś poznać. Znać jego cechy. Zalety i wady. Kochać kogoś ot tak można oglądając film z ulubionym aktorem.
- Może im pan po prostu zazdrości? - odzywam się.
- Nie - odpowiada i patrzy na mnie. - Czego? Że ożenił się z kobietą, której nie znal? Bo zakochał się w jej dekolcie? W oczy na pewno nie patrzył.
- Ale przez nie można mówić, że nie istnieje miłość od pierwszego wejrzenia.
- Życie to nie bajka. Nie raz kopnie w tyłek. Nie ma księżniczek na balkonach i królewiczów na białych koniach. Sorry.
- Życie daje w kość, to na pewno, ale miłość sprawia że staje się dużo lepsze. Zwłaszcza prawdziwa, szczera miłość. Również taka od pierwszego spotkania.
Patrzy na mnie uważnie. Przejeżdża palcami po dolnej wardze. Nie wygląda jakbym zbiła go z pantałyku.
- Od pierwszego wejrzenia? Ten ktoś może być bandytą , złodziejem, dilerem, oszustem ale kocham go, bo go zobaczyłam? Myślę, że to złe rozumowanie. W życiu mam większe doświadczenie niż wy i wasze szczeniackie miłości w kapitanach drużyn czy chłopakach popularnych w szkole. To co wy nazywacie miłością teraz jest zwykłym zauroczeniem i poczuciem własnej wartości. Ze ktoś jednak was chce. Ale czy kocha? - unosi brew. Podchodzi do biurka, gdy dzwoni dzwonek.
Biorę prace do ręki i idę do niego.
- Co tu jest nie tak? - pytam.
Odwraca się do mnie zdziwiony. Bierze kartkę i szybko lustruje ją wzrokiem.
- To co zaznaczyłem. Masz problemy z odczytywaniem koloru czerwonego? - pyta z drwiną w głosie.
- Za trzy czy cztery błędy ortograficzne nie może mi pan dać trzy.
- Mogę - patrzy na mnie z wyższością. - Wszystko mogę.
- Mam to w dupie. - odwracam się i wychodzę na prawdę zła.
- Możesz mieć. Coś innego - słyszę. Grozi?
Zaciskam mocno palce i idę korytarzem nie zważając na nikogo. Ostatnia lekcja. Ostatnia lekcja. Powtarzam sobie idąc do szatni. Codziennie mam ten sam plan. Każdy ma indywidualny. Przestanę chodzić na angielski. Jutro na pewno tam nie pójdę. Jestem zbyt zła. Dyktuje nam warunki.
Wracam do domu. Od razu idę do siebie. Mam zamiar zrobić lekcje i spotkać się z Ronnie.
Angielski rzucam w zapomnienie i biorę się za matmę.
Właściwie to nic trudnego. Parę zadań, które z łatwością rozwiązuję. Przerywa mi tato, który przynosi obiad. O, dzisiaj hamburgery. Siedzi w swoim pokoju i je przy biurku.
- Tylko zjedz wszystko. Jesteś za chuda - grozi mi i całuje we włosy. - Wychodzę i będę dopiero późno w nocy. Pilnuj domu. Zaproś na noc Weronice. Będę czuł się pewniej.
- Myhym..
Wychodzi, zostawiając mnie z twierdzeniem Pitagorasa.
Wyjdę z Ronnie a później może zaproszę Troya.
Ubieram buty, a później bluzę. Koleżanka już na mnie czeka. Uśmiecha się i ruszamy w strony centrum handlowego. Może coś fajnego wpadnie nam w oko. Teraz coraz wcześniej robi się jasno, wiec juz po siódmej wieczorem, gdy siedzimy w pizzeria jedząc kolację, jest ciemno.
- Musisz wrócić sama. Idę w drugą stronę - mówi, wycierając usta serwetką.
- Och.. No dobra.
- Tylko się nie zgub. Ja płacę - wyciąga portfel i podchodzi do lady.
Żegnam się z nią pod kawiarnią i każda idzie w swoją stronę.
Chcę być w domu. Zostawiłam telefon. Muszę zadzwonić do Troya. Czuję się niepewnie kilka ulic przed domem. Mam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Krok w krok. Tylko, że jak się odwracam nikogo nie widzę. Serce bije bardzo szybko. Przyspieszam kroku i znów odwracam głowę. Widzę wysokiego mężczyznę z kapturem na głowie. Pięści ma zaciśnięte.
W moim gardle rodzi się krzyk, któremu jednak nie pozwalam wyjść na zewnątrz.
Jestem pewna, że idzie dokładnie za mną.
Zaciskam mocno zęby i staram się iść jeszcze szybciej. Czuję popchniecie. Osoba ta mija mnie gwałtownie.
Staję w miejscu naprawdę wystraszona i patrzę z ulgą jak odchodzi. Nie był to dresiarz. Miał chude nogi w czarnych rurkach.
Wchodzę do domu na prawdę zmęczona tym powrotem.
Opieram się o drzwi i głęboko oddycham. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Nie chcę tego przeżyć kolejny raz.


niedziela, 5 października 2014

Rozdział 2

Today day for Harry Styles :D (Only his photo)

Rano nie mogę się doczekać angielskiego. Jak na złość tego dnia mam tą lekcje na ostatniej lekcji.
Najpierw muszę przetrwać chemię oraz fizykę. Już wolę matematykę. Ze wszystkich przedmiotów jestem średnia. Ani najgorsza ani najlepsza. Na biologii ta głupia blondynka robi nam kartkówkę.
Dlaczego? Bo ma taki kaprys.
Piszę jakąś połowę z zadanych zadań i kończę równo z dzwonkiem. Niepocieszona wstaję z krzesła i podchodzę do biurka. Odkładam swoją pracę.
Widać po nauczycielce że sprawia jej przyjemność patrzenie na nasze zaskoczenie. Pani Taylor jest złośliwa. Młoda, ale nie lubi młodzieży. Myślę, że pracuję jako nauczyciel, ale z przymusu.
Podobno jest też wielką kokietką. Uwodzi na prawo i lewo. Takie plotki chodzą po szkole. No cóż. Jest ładna. Poprawiam torbę i opuszcza klasę.
Mijam kolegów na korytarzu. Jakby mnie nie zauważają. O czymś przyjęcie rozmawiają. Wzruszam ramionami i podchodzę do swojej szafki. Już po chwili obok mnie pojawia się wysoka, uśmiechnięta blondynka. Ronnie daje mi buziaka w policzek. To moja najlepsza przyjaciółka. Znamy się od małego.
- Cześć dziewczyno - posyłam jej uśmiech i zamykam drzwiczki.
- Cześć Gio - poprawia sportowy plecak na ramieniu. - Co teraz masz?
- Angielski, a ty?
- Już kończę - uśmiecha się szeroko.
Ona miała aż dwa angielskie przed chwilą. Oczy świecą jej się jak dwie lampki.
- Zazdroszczę.
Myślę, że cieszy się z weekendu. No bo, co takiego mogło się stać? Chyba, że znów chodzi z jakąś laską. Ale mówiła, że na razie nie chce żadnych związków po tym jak Emmett ją rzucił. A naprawdę wydawali się taką zgraną parą...
Emmett chodzi z nią na matematykę oraz angielski. Jest miły i gra w szkolnej drużynie futbolowej. Widziałam go bez koszulki. Muszę przyznać, że ma się czym pochwalić. Do tego jest cholernie przystojny. Blondyn o błękitnych oczach, który gdy się uśmiecha powoduje, że u innych też pojawia się uśmiech. Kręcę głową ze śmiechem i idę do klasy.
Nauczyciela jeszcze nie ma. Zajmuję swoje miejsce pod oknem. To znaczy trzecia ławka. Stąd dobrze widzę, a poza tym nie mam powodu, aby ukrywać się na samym końcu. Tam jest najgorzej. Dosłownie nic nie usłyszę, bo siedzi tam Marcus i Jamie oraz David. Są najbardziej rozgadani i uwielbiają robić szopki. Dla mnie to dziecinne i w ogóle mnie nie śmieszy,
Wyciągam zeszyt i sprawdzam co było ostatnio. Duma i Uprzedzenie. A tak, lektura. Przeczytałam ją prawie całą wczoraj. W klasie robi się cicho po czym wnioskuję że pani Jordan już jest w pomieszczeniu.
Mamroczę coś pod nosem. Zamykam zeszyt i odkładam go obok piórnika. Podnoszę głowę, opierając ją na splecionych rękach. Nie widzę pani Jordan. Wręcz przeciwnie. To nawet nie jest kobieta.
Wysoki brunet, opiera dłonie o dwa końce starego, szkolnego biurka i wpatruje się w dziennik. Jego włosy lekko się kręcą, ale są bardziej zaczesane na żel. Nie jestem w stanie ocenić jego twarzy, gdyż się pochyla. Zastępstwo? Prostuję się i opieram o krzesełko. Naprawdę mnie to dziwi. To nowy nauczyciel. Jeszcze nigdy nie widziałam go w szkole...Och, to dlatego Weronica była taka zadowolona. Jest mega przystojny, co dostrzegam gdy podnosi wzrok na klasę. Ma zielone oczy, które pokazują jego pewność siebie. Trochę nie pasuje nauczyciela. Moim skromnym zdaniem. Ale kto by mnie słuchał...
- Więc dzień dobry nowa klaso - stuka palcem o dziennik, na który jeszcze chwilę patrzy. - No dobrze - wraca do nas wzrokiem i dokładnie lustruje. - Nazywam się Harry Styles. Będę prowadził z wami angielski. Mam nadzieję, że się dogadamy. Poprzednie grupy, klasy, czy jak to nazywacie już poznały moje zasady, więc mam nadzieję, że z wami pójdzie równie łatwo - przejeżdża językiem po dolnej wardze i przechodzi na przód biurka. Opiera się o nie, zakładając ręce na klatkę. Czarny garnitur idealnie na nim leży. To znaczy...On nie jest czarny. Jest ciemno granatowy. Zauważam to dopiero, gdy słońce wpada do klasy. Równie granatową koszulę w białe kropki ma rozpięta na jeden guzik. - Macie jakieś pytania?
- Jest pan żonaty? - słyszę Lucy.
Lucy to blondynka. Jak ja. Ale ona lubi rozmawiać o lakierach, więc nie mamy wspólnych tematów.
Brunet przenosi na nią wzrok.
- Myślę, że nie powinno cię to interesować - odpowiada sucho. - Pytania dotyczące naszych lekcji. Pani Jordan odeszła z powodów zdrowotnych.
- I referat z głowy.. - słyszę cicho chłopaków z tyłu.
- Chciałbym was wszystkich uświadomić, że MAM dobry słuch - patrzy na Davida i kolegów. - Wiem o pracy domowej. Wszystkie kartki lądują dzisiaj na biurko po lekcji. Jeśli ktoś mi jej nie odda, dostaje jedynkę bez możliwości poprawy.
- Ile nieprzygotowań można zgłosić? - pyta Simon.
- Dwa.
- To ja zgłaszam.
- Ja też.
- I ja.
- Wiecie, ja mam to w dupie - mówi idąc do krzesła. - Wasze życie, wasza sprawa. Ja tylko konsekwentnie będę wykonywał swoją pracę. Nazwiska poproszę.
Wpisuje do dziennika nieprzygotowania. Kretyni nie umieją napisać kilku zdań. To naprawdę nie było trudne. Im się nie chciało po prostu usiąść i poświęcić dziesięciu minut na naukę. Ale to ich sprawa. Będą olewać szkołę kompletnie? Daleko nie zajdą. Bawię się długopisem czekając na rozpoczęcie treściwej części lekcji. Pani Jordan odeszła...Co za zmiany przez jeden dzień. Ciekawe co będzie dalej. Umie czegoś nauczyć? Ma podejście? Jest młody.
Odwraca się do nas plecami i ładnym pismem zapisuje na tablicy "Duma i Uprzedzenie".
- Wiem, że czytaliście tę lekturę. Będziemy ją omawiać. Jak dla mnie jest dobrze napisana, ale to bzdury. Romans, który w prawdziwym świecie będzie tylko fikcją w głowie. No cóż, ale było to dawno pisane. Niektórym książka przypadła do gustu. Rozumiem to. Po trzech lekcjach jakie spędzimy nad tą książką, zapowiem test - mówi.
- Zdążymy omówić ją w zaledwie trzy dni? - pytam wątpliwie.
- Tak - patrzy na mnie. - Nie będę się nad tym rozkwilać, bo nie ma nad czym.
- Ach, no tak, powie pan co tam jest napisane w tej pseudo podstawie programowej i wrócimy do ortografii która przecież tak poszerza nasze horyzonty..
Zaciekawiony moją wypowiedzią, wchodzi w korytarzyk między ławkami.
- Nie lubię ortografii - mówi. - Chcesz ją umieć? Musisz wiedzieć co to słownik. Proste. A co do lektury, to będziemy omawiać znacznie lepsze książki, które pomogą wam mieć jakiś pogląd na świat. Bo to - wskazuje na egzemplarz Dumy - jest bujną wyobraźnią i starymi dziejami.
- Nie ma pan prawa oceniać książek w imieniu nas wszystkich.
- Oceniam książki według siebie, ale to ja rozpisuję listę lektur. I na tej na pewno nie będę się skupiał. Czy coś jeszcze chce pani zakwestionować czy pozwoli mi pani uczyć według moich kompetencji, które są na pewno wyższe niż pani - mruży oczy.
- Rozsądniej i sprawiedliwiej byłoby po prostu porozmawiać z nami na temat lektur zamiast unosić się dumą wyższości nauczyciela nad uczniem.
- Jeszcze nie uniosłem się dumą. Dopiero mogą zacząć. Po co mam z wami o tym rozmawiać skoro nie macie bladego pojęcia o książkach? Nie czytacie ich  - przechadza się po klasie. Podchodzi do Lucy. - Ty nie miałaś jej w rękach od miesięcy, a wy nie wiedzieliście jak nazywa się lektura którą macie czytać w pierwszej klasie - pokazuje na trzech chłopaków z tyłu. - Ty - pokazuje na Simona. - dla ciebie liczy się jedynie komputer. - a dla was nowe wystawy w sklepach - mówi do Angel, Diany i Rebecky. - Nie macie pojęcia co to jest książka. Jedyna, ty - wraca do mnie wzrokiem. - umiesz rozróżnić gatunki powieści. Często czytasz przez co twoje dłonie mają cięcia na palcach od kartek, które przewijasz - wskazuje na moje ręce. - Twój słownik osobisty ma więcej wyrazów i umiesz się wypowiedzieć.
- Nie ocenia się książki po okładce - prycham choć akurat wszystkich rozgryzł.
Pochyla się nade mną.
- Za dużo gadasz.
Przetrzymuję twardo jego spojrzenie bez słowa. Wraca na swoje miejsce.
Nie wiedziałam że tak szybko zatęsknię za tą starą jędzą. Momentalnie wolałabym ją tutaj.Zaczyna coś mówić, ale jestem zbyt przejęta jego głupotą by się skupić.Lub to bardziej złość mną kieruje. Nie wiem. Ale przerwał moją dyskusję.
Innym dziewczynom zdecydowanie przypadł do gustu.
Będą miały do kogo wzdychać. Ja mam Troya. Robi mi się trochę głupio gdy widzę że napisałam zdecydowanie więcej niż inni. Jestem pewna, że bardzo przyjrzy się mojej pracy domowej. Nie mogę nawet wątpić. Jednak teraz nie podnosi na mnie wzroku. Biorę torbę i wychodzę. Wreszcie mogę wrócić do domu. Piątek. Po prostu święty spokój.
Idę spacerem, ciesząc się jeszcze ciepłym wrześniem. Nie będę narzekać na pogodę, póki nie pada. Z drugiej strony zostanę sama gdy Troy pojedzie w październiku.
I jak tu nie być zdołowanym? Po drodze kupuję czekoladę, bo mam na nią straszną ochotę. Jakoś to później zrzucę. Wchodzę do domu i ściągam buty. Tata chodzi po salonie i rozmawia przez telefon. Pewnie ustala nowe wystawy. Ma bardzo dużo znajomości. Jego grafik jest napięty ale tata umie organizować czas.Nie czuję się odrzucona w kąt. Wcale nie.
Macham mu i idę do siebie. Odkładam torebkę, a sama padam na łóżko. Nie mam dzisiaj siły myśleć o lekcjach. Wezmę długą kąpiel, czytając jakąś ciekawą książkę. Tak robię. Napuszczam wody i biorę" Intruza ". Dostałam tę książkę od dawnego znajomego. Czas ją przeczytać.
~~~~~~*~~~~~~
Wooow. 22 komentarze pod pierwszym rozdziałem! Oby tak dalej, a rozdziały naprawdę będę dodawać bardzo szybko. Mamy nadzieję, że Wam się podoba :) Wiemy, że dużo opowiadań było z nauczycielami, ale to będzie inne. OBIECUJĘ ♥
Jesteście cudowni. A tu dla was zwiastun nowego bloga Russian Girl
OPOWIADANIE NA RAZIE NIE BĘDZIE PUBLIKOWANE :)

piątek, 3 października 2014

Rozdział 1

Ian Somerhalder  | via Facebook

Biorę głęboki oddech i przeskakuję skakankę. Wbijam wzrok w podłogę. Farba odchodzi już od ścian. Opada na linoleum, czyli boisko. Wzdycham i skupiam się na tym co robię.  Nie chcę się wywrócić. Jest jedna z moich ulubionych lekcji. To znaczy WF. Nie narzekam. Bardzo lubię się ruszać. Sport to zdrowie.
Słyszę krzyki chłopców, którzy grają na boisku obok nas. Bardzo się wczuwają w to co robią. Czasami fajnie jest popatrzeć. W końcu jest na co. Nie mogę narzekać, że płeć przeciwna w tej szkole jest brzydka. Niektórzy spokojnie mogliby się zgłosić do Top Model.
Kończę skakać i odwracam głowę. Moje koleżanki siedzą na ławce i dyskutują. Pewnie o kolorze paznokci. Nie mają ciekawszych tematów. Albo kogoś obgadują albo narzekają. No cóż. Taki wiek. Tacy ludzie. Lekcja kończy się piętnaście minut później. Wszyscy schodzą do szatni.
Zabieram swoją czarną kurtkę i opuszczam mury szkoły. Nie za bardzo lubię tu chodzić. Nauka nie jest moją pasją. Właściwie w niczym nie jestem dobra.
Uśmiecham się, widząc Troya czekającego na mnie. Jesteśmy razem już ponad rok. Jednak ja jestem w drugiej klasie a on już skończył szkołę rok temu. Do tej pory nie bardzo rozumiem dlaczego mnie chce. Był jednym z tych sławnych i popularnych uczniów. Ja również jestem dosyć znana ale teraz to głównie przez to że z nim jestem. Jest trochę wyższy ode mnie i dobrze zbudowany. Jego włosy są bardzo ciemne, niemalże czarne. Oczy niebieskie i ten cudowny uśmiech. Ma na sobie szare dresy i zwykłą czarną koszulkę. Zawsze wygląda dobrze. Cieszy się zainteresowaniem dziewcząt co mi podoba się nieco mniej. Staję na palcach i muskam jego usta.
- Cześć kochanie - mówię i związuję włosy które mi przeszkadzają.
- Cześć mała - łapie mnie w talii i przyciąga.
Uśmiecham się, idąc z nim do jego samochodu. To białe, sportowe audi. Zawsze o takim marzył. W końcu mu się udało. Otwiera przede mną drzwi, a ja uważając na swoją czerwoną ale delikatną sukienkę, wsiadam. Obchodzi samochodów dookoła i zajmuje miejsce za kierownicą, po czym rusza.
- Jak było w szkole? - pyta, wyjeżdżając z parkingu. Na dworze jest ciepło i nie pada. Całe szczęście. W takie pory boję się jeździć autem.
- W porządku. Nudno, ale stabilnie. - odpowiadam.
- Dużo masz zadane? - zmienia biegi. - Jeśli tak to zabiorę cię dopiero w weekend do kina.
- Chyba dzisiaj rzeczywiście trudno mi się będzie wyrobić.
Kiwa głową, ale nic nie mówi. Odwracam głowę w stronę szybę. Muszę przyznać, że to ja walczyłam o niego. Było ciężko mu się pokazać. Potem wziął sprawy w swoje ręce.
- Dostałeś list z uczelni?
- Jeszcze nie - odpowiada na moje pytanie, które przerwało ciążącą ciszę.
Jedzie do mnie. Mówię tacie że wróciłam i idę z chłopakiem do siebie.
Mój pokój wychodzi na ogród. Bardzo dobrze. Widzę zadbane kwiaty, altankę a nie ulicę. Nie jest też taki wielki. Podłoga pokryta jest czarnym dywanem. Wszystkie meble są z białego drewna, a ściany pokrywa fiolet. Sama go urządzałam. Wybierałam każdy szczegół. Nawet nie mogłam spytać mamy. Dlaczego? Bo jej nie było. Jej nie ma prawie zawsze. Podróżuje po świecie, kręci program i pisze książki. Zajmuje się mną tata, który prowadzi galerię sztuki. Też czasem wyjeżdża na wystawy gdzieś w światowych galeriach, ale z nim mam dużo lepszy kontakt.
Powierzam mu wszystko, a on to rozumie. Jest po części przyjacielem. Troy od razu konfiskuje mi swoją bluzę którą kiedyś mu zabrałam.
- Lubię ją - uśmiecha się tłumacząc.
- Ja też - zakładam ręce na piersi.
- Nie oddam ci jej, chociaż noszę rzadko. - opada na łóżko.
- No weź..
- Nie - uśmiecha się.
- Będziesz coś chciał - grożę mu palcem.
Wyciąga do mnie ręce i łapie za biodra. Kładę się obok niego. Całuję go i obciągam sukienkę która trochę się przez to podwinęła.
Nie lubię pokazywać, aż tylu odkrytych części ciała. Leżę na ramieniu Troya u przypominam sobie, że mam wypracowanie z angielskiego.
- Kurde.. - siadam i sięgam po torbę.
- Co się stało? - kładzie ręce pod głowę.
- Referat..
- Tak? O czym?
- O czym.. - patrze na niego. - O Jezus nie wiem.
- No to jak chcesz go napisać? - wzdycha i kręci głową.
- Dowiem się.
Śmieje się ze mnie, lecz nic nie mówi. Mam napisać o tym co myślę na temat samodzielnego wpływu na swoje życie. Ciekawy temat? Może być. Nie cierpię nauczycielki od angielskiego. Jest już stara i przez to bardzo złośliwa.
Jestem jedną z niewielu osób które mówią głośno swoje zdanie, nawet gdy różniło się ono od zdania pani Jordan. Lubię być szczera. Po co się oszukiwać. Troy bawi się, ciągnąc za moje rajstopy gdy ja pisze.
- Uważam, że są ci niepotrzebne - mówi do mojego ucha.
- Przestań mnie zaczepiać.
- Lubię cię zaczepiać - mruczy.
- Widzę - strącam jego rękę.
Ponawia swój ruch. Lubi stawiać na swoim. Ale ja również jestem uparta.
- No..
Staram się skupić od nowa. Nie potrafię. Zaczyna całować moją szyję. Składa delikatne pocałunki. Praktycznie jego dłoń jest pod moją sukienką, gdy wchodzi tata. Krzywi się na nasz widok i przeczesuje brązowe włosy. Na pewno nie wygląda na zadowolonego.
- Ymm..tak? - jestem trochę zawstydzona.
- Obiad - mówi, opierając się o ścianę. Mój tata nie jest oderwany od rzeczywistości jak jego żona. Wie jacy są chłopacy w moim wieku.
- Zaraz zejdziemy.
- Możecie już. Naprawdę. Książki nie uciekną - wbija wzrok w Troya. On też jest uparty.
- Tato.. - jęczę.
- Na dół. Już - pokazuje ręką na drzwi. Zaciska zęby, a na czole pojawia się zmarszczka.
Wydymam wargę i ciągnę swojego chłopaka do salonu. Siadamy do nie dużego stołu postawionego przy oknie. Dom nie jest urządzony jakoś specjalnie. W salonie praktycznie wszystko jest z innej parafii. Mama przywozi różne dekorację z zagranicy.
Żadnego z nas specjalnie nie rusza wystrój. Tata zajmuje się swoimi sprawami a ja mam to po prostu w dupie. Dlaczego mam zwracać na to uwagę? Ważne, że jest na czym usiąść. Jedząc patrzę na ojca. Jestem mieszaniną obojga rodziców, ale bardziej mamy. Tata jest brunetem o czekoladowych oczach. Naprawdę ładnych. Jest wysoki i dobrze zbudowany. Ja natomiast jestem drobna jak matka. Mam niebieskie oczy oraz długie blond włosy. Lubię swój wygląd. Myślę że jest w porządku.
Nie narzekam jak moje koleżanki. Po prostu doceniam to co dostałam.
- Jak ostatnia wystawa? - pytam.
- Dobrze. Podobała się. Mój klient ma naprawdę dobry talent - mówi mężczyzna.
- To świetnie.
- Następnym razem pójdziesz ze mną. Naprawdę ci się spodoba. Christian szykuje nowe zdjęcia. Zamieszczę je w galerii.
- Jasne - kiwam głową i przenoszę wzrok na Troya.
Je, nie patrząc na nas. Chyba układa w głowie piosenkę. Wygląda na skupionego. Mój chłopak chce iść na studia muzyczne.
Złożył papiery i teraz tylko czekamy na potwierdzenie przyjęcia go. Na pewno mu się uda. Jest naprawdę uzdolniony. Ja w niego wierzę.
- Pójdziemy razem - stwierdzam.
- Nie ma problemu - mówi ojciec i zbiera naczynia. On jako jedyny w rodzinie umie gotować.
~*~ 
Troy wychodzi wieczorem. Kończę referat. Na prawdę dobrze mi się go pisało. No dobra...Dałam się ponieść. Siadam nad lekturą i zapalam lampkę. Daje półcień na moją sypialnię. Raz jeszcze poprawiam krótkie skarpetki na nogach i wbijam wzrok w tekst. Książka nie jest nudna. Akurat ta naprawdę mi się podoba. Duma i Uprzedzenie staje się jedną z moich ulubionych książek. Szczerze to przyznaję. Myślę, że wrócę do niej jeszcze nie raz.
Przewracam kolejną stronę. Chcę wiedzieć co dalej, ale oczy same mi się zamykają. Ziewam, odkładając lekturę na stolik obok pojedynczego łóżka. Wgrzebuję się pod kołdrę i odpływam.

~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc to jest 1 rozdział nowego opowiadanie. JEŚLI CI SIĘ PODOBA - SKOMENTUJ. PROSZĘ. :)
Nazwy możecie zakładać w zakładce i mam dobrą wiadomość! Jest pisane kolejne opowiadanie. Zdradzę tytuł. Russian Girl. Więc jak tylko zostanie skończone to będzie publikowane :)

czwartek, 2 października 2014

Prolog

Nigdy nie myślałem, że będę wdzięczny komukolwiek. Przejść piekło i dotknąć bram nieba, by być szczęśliwym. Spotkałem anioła w podartych spodniach i trampkach. Miał jasne, potargane włosy i udawał odważnego. Nie był. Czuł się zagubiony w swoich uczuciach. Poczułem co to strata i smutek. Zamykałem oczy i chciałem wybudzić się z tego koszmaru. Nigdy mi się nie udawało. Stawiałem czoło kolejnym dniom, a potem znów upadałem gdy słońce zachodziło za horyzontem. A na końcu miałem zamiar zamknąć oczy na zawsze, ale ujrzałem Ją. Anioła, który pozwolił wyrwać mnie z koszmaru straty.


~*~
Więc oto jest prolog :) Opowiadanie jest napisane, więc będzie jedynie
publikowane. Nie ma 40 rozdziałów jak Vanillia, a niestety połowę mniej.
Jednak mamy nadzieję, że będzie się wam podobać. 
Zostawiajcie po sobie komentarze ;)
CHCESZ BYĆ INFORMOWANY ? - ZOSTAW NAZWĘ W ZAKŁĄDCE
Theme by violette