piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 12

Hx
~ Giovanni ~
Spacerem idę do parku. Tam jest dużo ludzi. Nie boję się tak bardzo. Muszę się przewietrzyć. Na jednej z ławek zauważam nauczyciela czytającego moja książkę.
Chce zawrócić, ale zamiast tego siadam obok niego bez słowa.
Nie wiem czy mnie zauważa. Być może po chwili. Powoli zamyka książkę i patrzy na mnie.
- Jest zimno - mówi.
- Jest zimno - zgadzam się.
- Nie powinnaś tu siedzieć.
- Dlaczego?
- Przeziębisz się. Masz słabą odporność - ściąga bluzę i zakłada ją na mnie
- Nie trzeba..
Bez słowa ubiera ją na mnie. W tym samym momencie mocniej zawiewa wiatr.
Przez moje ciało przechodzą dreszcze.
- Biegnij do domu. Chcę, żebyś w poniedziałek wróciła do szkoły.
- Zaraz pójdę - odpowiadam niechętnie.
Czuję znany zapach. Albo mi się wydaje. Chyba tak.
Poprawiam bluzę i do moich nozdrzy dociera zapach perfum mężczyzny. Są identyczne jak... jak te którymi pachnie moja poduszka.
Zamykam oczy i analizuje to. Nie, to akurat nie jest możliwe. Po prostu to znane perfumy. Nie wpadaj, aż w taką paranoję.
Na pewno. Przecież to szanowany nauczyciel, dorosły mężczy..
"Jestem trochę starszy, ale sprawiasz, że się zachwycam."
Karcę się w myślach. Styles jest inny. Nie udaje psychicznego.
Przecieram twarz dłońmi. Muszę coś zrobić, bo zaczynam wariować.
- Może chodźmy na kawę - słyszę zachrypnięty głos.
- Chyba mogę iść..
- Więc chodź - podaje mi rękę i pomaga wstać. Kierujemy się do nie dużej kawiarni.
Siadamy przy stoliku w kącie i składamy zamówienie.
Nie mam stąd jak wyglądać za okno i patrzeć jak ludzie mijają się. Nauczyciel wpatruje się we mnie.
Ściągam bluzę i kładę ją obok niego by nie zapomnieć jej mu oddać.
- Zastanawiam się - zaczyna cicho. Splata dłonie i opiera o nie podbródek - co się stało z twoją osobowością. Nie dawno zrobiłabyś wszystko, mogłaś mnie zagryźć byleby mieć rację.
- Chyba tak było..
- I dalej tak powinno być - mówi od razu. - Jesteś osobą przebojową i energiczną. Nie możesz się zmieniać ani poddawać. Musisz udowodnić, że jesteś na tyle silna, aby nie przegrać wojny nazywanej życiem.
- To ładne - uśmiecham się delikatnie. - Będzie ciszej na lekcjach. Myślę że warto słuchać innych. Skoro coś mówią, karzą to tak ma być.
- Nie oto chodzi. Ważne, abyś dyskutowała i wyrażała swoje zdanie.
- Nie wydaje mi się.. - kelner przynosi nasze zamówienie.
- Widzisz? Musisz też zacząć słuchać. Wiem co mówię - uśmiecha się do mnie.
Nie odwzajemniam tego. Biorę filiżankę w dwie dłonie i przykładam do ust.
Lustruje mnie wzrokiem. Później również pije swój napój.
- Pan też zmienił swoje podejście. Nie przepadał pan za mną. - wracam do tematu.
- Nie prawda - zaprzecza spokojnie. - Ceniłem cię za opór. Dalej to robię. Jesteś bardzo inteligenta i cieszę się, że mogę cię uczyć.
- Chciał pan być nauczycielem? To raczej nudne..
- Nie chciałem. Interesowałem się filologią angielską - wzrusza ramionami i przeczesuje palcami włosy.
Kiwam głową na znak, że rozumiem.
- Ale nie jest tak źle jak może się wydawać.
- To dobrze - biorę mały łyk gorącego napoju.
- A ty? Jakie masz plany, Giovanni? - pyta ciekawy.
- Nie mam. - mruczę.
- Dlaczego?
- Bo i tak wszystko się cały czas zmienia.
- Ale warto mieć cel i do niego dążyć - wpatruje się we mnie.
- Zmieńmy temat. - proszę.
- Czemu? Chcę ci pomóc - poprawia się na krześle.
- Niby w czym? - patrzę na niego.
- W odszukaniu swojej drogi.
- Lepiej zostańmy przy angielskim.
Zaczyna się śmiać. Żartował. Na wróżkę nie wygląda.
- Będę wracać. - kładę pieniądze za kawę i wstaje. - Dziękuję.
Mężczyzna podnosi się i łapie moją rękę. Wsuwa pieniądze w moje dłonie. - Ja płacę - mówi stanowczo.
- Dziękuję. - mówię jeszcze raz i wracam do domu.
Mama siedzi na kanapie. Przytula do siebie poduszkę i beznamiętnie wpatruje się w ścianę. Za to tata próbuje z nią porozmawiać.
Ściągam buty patrząc na nich. Odwieszam kurtkę i chce iść siebie.
- Poczekaj. Chodź tu - słyszę mężczyznę.
Wzdycham i wracam do salonu siadając obok mamy.
- Musimy porozmawiać. Bardzo poważnie - tata siada ma fotelu. Splata palce. - Nie chcemy cię ranić.
- Za późno,ale nie rób sobie nic z tego, mów dalej.
- Nic nie rozumiesz - wbija we mnie wzrok. - Twoja mama często wyjeżdża. Bylem samotny, a miłość gasła. Bo ile można tęsknić?
- Więc znalazłeś sobie Kate - mówię chłodno.
- Nie. Nie mamy romansu dla twojej wiadomości. Kate jest moją przyjaciółką.
- Jasne. Tak jak mama z Paynem macie wspólne tematy.
- Rozmawiamy poważnie Gio. Twoja mama akurat bardziej angażuje się w to co jest między nią a Liamem. Ja nie wiem jak będzie dalej. Zrozum to w końcu.
- Po prostu to powiedzcie. Powiedzcie że nie będziemy już rodziną!
- Będziemy. Ja i mama wciąż cię kochamy.
- Tak wiem i nic się nie zmieni. Dalej będę miała i mamę i tatę i będę szczęśliwa. Tak po prostu trzeba.
Mężczyzna ciągnie mnie na kolana i przytula. Nie pozwala się wyrywać. Przecieram piekące oczy i przytulam się. Całuje mnie po włosach. Rozumiem. To ich życie.  Wybrali inne drogi.Nie do końca tylko wiem jedno. Przez zdradę ojca chciałam zostać z mamą, a teraz mam problem. Przecież nie będziemy razem mieszkać. Na razie może tak. Jak upewnią się, że ze mną jest wszystko dobrze.
- Nie chcę tak..
- Tak będzie lepiej. Musisz się z tym pogodzić słońce - tata całuje moją skroń.
Mama podchodzi do nas i też się przytula. Odgarnia długie, proste blond włosy z policzków. Dlaczego nawet to nie mogło zostać w moim życiu poukładane? Wzdycham cicho, a tata głaszcze moje plecy. Muszę się z tym pogodzić. Nie mam wyjścia. Kocham ich oboje. Zostawiam ich samych i idę do siebie.
~~~~~~*~~~~~~
Jej mamą jest moja ukochana Joanna :D Rozumiem jak komuś się nie podoba haha. Dobra, jak się podobał rozzdział?

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 11


~Harry~
Podrzucam w ręce kluczyki od auta. Wysłuchuje Nialla. Tak, znowu.
- Dobra, przestań! Nic jej nie jest.
- Ona wariuje rozumiesz? Traci zmysły..
- Zauważyłem. Tyle, że jak powiem cześć jestem Harry to będzie gorzej.
- Może... wiem że to głupie, ale jeśli nie potrafisz dać jej spokoju spróbuj.. Pomagać jej jako ty.. którego zna.
- To co mam robić według ciebie? Tak dokładnie.
- Graj na dwa fronty? - mówi niepewnie. - Doceni cię wtedy, jeśli jej pomożesz, będzie twoja i wtedy prześladowca zniknie.
- Czasem masz przebłyski mądrości.
- Nie krzywdź jej.. bardzo.
- Nie chcę jej krzywdzić. Muszę udawać jakiegoś psychicznego człowieka - prycham i otwieram auto.
- Bo.. no bo po co tak? - pyta.
- Jak jestem spokojny to piszczała, to musiałem być gorszy - wzruszam ramionami. - Nie myśl, że lubię. Dobra, wsiadaj.
Razem jedziemy do klubu.
~ Giovanni ~
Na palcach idę do pokoju rodziców i pukam.
Otwieram drzwi powoli. Widzę, że mama śpi.
- Mogę z wami spać? - pytam cicho.
- Raczej ze mną - mówi sennie.
- Dlacz... gdzie tata?
- Nie wiem.
- Nie powiedział ci gdzie idzie - wchodzę pod kołdrę.
Kręci głową i mnie przytula.
- Kochasz go? - pytam cicho.
- Nie wiem...Myślę, że coś się wypaliło.
- Och.. - nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
Myślałam, że są szczęśliwi. Czy będą walczyć o miłość?
- Masz kogoś?
- Jest taki jeden...
- Rozumiem.. - zamykam oczy, ale po chwili je otwieram. Zabolało mnie to. - Wrócę jednak do siebie.
- Zostań. Ja po prostu jestem szczęśliwa.
- Masz prawo.. - wstaje i wychodzę.
Kładę się do łóżka. Jest mi źle.
Nigdy w życiu nie pomyślałabym o skończeniu z sobą. Teraz na prawdę o tym marze.
Nie mam nic. Chłopaka. Rodziny.
Taty nie ma, a mama śpi. Siadam zastanawiając się poważnie. Nikogo nie ma.
Ale czy to ma sens? To będzie tchórzostwo.
Tylko że ja chcę uciec. To jedyne wyjście.
A może da mi w końcu spokój...
Wiem jedno. Nie wytrzymam długo. Z tą myślą zasypiam.
Następnego dnia przychodzi pan Styles. O dziwo jest miły. Przynosi mi ciasto.
Kompletnie tego nie rozumiem, ale to fajna niespodzianka.
- Dobrze się dziś czujesz? Możemy się uczuć?
- Musimy..
- Możemy porozmawiać.
- Nie za bardzo mamy o czym.
- O czymkolwiek. Co lubisz robić? - siadamy na łóżku.
- Czytać i spać.
- Tylko tyle? - unosi brwi.
- Tak wyszło.. - wzruszam ramionami.
- Rozumiem..
- Możemy jednak zająć się nauką?
- Jak wolisz - daje mi test.
Biorę go i siadam do biurka. Nie umiem się skupić.
To po tym wieczorze. Jest mi ciężko ze wszystkim. Mężczyzna przygląda mi się
- Chyba... chyba nie pójdzie mi dobrze. Niech będzie jeden, szkoda czasu.
- Nie postawię ci jedynki. Napiszesz w innym terminie. Wiem, że to umiesz.
- Okay, dziękuję.
- Nie masz za co.
- Coś jeszcze dzi..- podskakuje w miejscu, gdy przez przeciąg zamyka się okno.
Patrzy na mnie kątem oka.
- Spokojnie.
- Coś jeszcze dzisiaj? - Pytam zawstydzona.
Wzrusza ramionami i podchodzi do mojej biblioteczki. Przygląda się tytułom książek.
Obserwuje go. Jest inny niż w szkole, wręcz go lubię.
Nie jest chamski. Nie ocenia mnie z góry.
- Jaka jest pana ulubiona książka?
- Wiesz, że nie mam? W moim domu jest cały pokój książek. Nie umiem zdecydować, która. Do wielu często wracam.
- To wspaniałe, no wie pan, taki własny świat z wieloma wątkami.
- Masz rację. Oderwanie od rzeczywistości.
- Pewien sposób na to.
- Czytanie jest dla ludzi inteligentnych - uśmiecha się do mnie.
- Możliwe..
- Tylko oni zrozumieją co pisarz chce przekazać.
- Czy w szkole gadają o... no wie pan, o moim wypadku?
- Nie. Jest to zatajone. Nie musisz się tym martwić.
- Dobrze..
Uśmiecha się jeszcze raz i bierze do ręki jedną z książkę
- Pożyczysz mi?
- Proszę - Kiwam głową.
- Dziękuję. - chowa ją do kieszeni plecaka.
- Na czym polega nauka przez Internet? - zwracam jego uwagę.
- Jest to nauczanie jak indywidualne. Dostajesz zadania na jeden dzień i musisz je wykonać.
- Na pocztę?
- Nie.. jest taka specjalna platforma.
- Okay, rozumiem.
- Myślę, że nie jest to ciekawe.
- Ja myślę inaczej.
- Nie masz kontaktu z ludźmi.
- Bez przesady.
- Wiem co mówię. Taka nauka to jedna wielka pomyłka.
- Mogłabym wtedy podróżować z mamą.
- Myślę, że twoja mama nigdzie nie pojedzie.
- Nie umie usiedzieć na miejscu.
- Ale tutaj ma kogoś - mówi.
- Co? Skąd pan to wie?
- Liam.
- O boże.. - nie mogę w to uwierzyć.
- Będę już szedł - całuje moją dłoń i bierze rzeczy.
- Dziękuje, do widzenia.
- Miłego dnia - wychodzi z pokoju.
Zaraz gdy wychodzi zbiegam na dół szukając mamy.
Gotuje obiad. Nie wiem czy ta wiadomość mnie zaskoczyła.
- Z moim nauczycielem mamo?
- Co? - patrzy na mnie.
- To on cię posuwa tak?! - na prawdę robie się zła.
- Nikt mnie nie posuwa - odpowiada urażona.
- Razem z ojcem jesteście siebie warci!
- Uspokój się, dobrze? Mówisz do mnie. Więc wyrażaj się. Z nikim nie sypiam dla twojej wiadomości. Z Liamem mamy różne tematy. Wspólne.
- Wolisz jego niż tatę..
- Twój tata jest dla mnie ważny, ale również znalazł osobę, z którą się rozumie.
- Wiem to - mówię spokojniej.
- Również kogoś takiego znajdziesz.
- Nie zaczynaj..
- Stwierdzam fakty.
- Zostaw go. Rozwiedźcie się do cholery.
- O co ci chodzi Gio?
- Obiecywaliście sobie miłość. - wycieram łzę z policzka.
Podchodzi do mnie i przytula. Opiera podbródek o moje czoło.
- Kochamy ciebie. Najbardziej na świecie.
Wydostaje się z jej ramion, biorę kurtkę i wychodzę z domu.
~~~~*~~~~~
Serdecznie zapraszam na blog prowadzony z M Horanson :) (od My Black Angel, Stupid game itd ) http://rawrrharry.blogspot.com/

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 10

~Giovanni~
Zrobili mi płukanie żołądka. Sytuacja opanowana. Nie będę tu leżeć długo. Ronnie i Emmett siedzą ze mną.
Nie chcę żeby tu byli. Chcę być sama.
- Po co zrobiłaś? Zgłupiałaś do reszty? - mówi blondyn. Jest jakiś...dziwny. - Życie jest jedno, a ty wybrzydzasz
- Daj mi spokój - odwracam się na drugi bok.
- O. Taka z tobą rozmowa. - prycha. - Ja go zabiję...- mówi jeszcze i wychodzi.
Ronnie po prostu siedzi, nic nie mówi. Wiem że jest zła, ale ona nie rozumie.
Nie wiedzą co się stało. Już jutro wrócę do domu. Znów będę się bać. Przecież nie wie, że tu jestem.
Powstrzymuję się od płaczu.
Moje życie to jedno wielkie zapytanie. Co? Dlaczego? Czemu?
Cały czas jest mi niedobrze przez płukanie.
Czuję się okropnie, a niedługo wszystko wróci do normy..
~*~
Ubrałam jedynie jeansy i zwykłą koszulkę. Włosy związałam w kucyka. Układam książki na biurku. Dokładnie nie wiem z kim będę mieć lekcję.
Z jednej strony cieszy mnie to indywidualne nauczanie. Nie muszę dzięki temu wychodzić z domu.
Nie muszę pokazywać się w szkole. A jestem popularna wiec wszystko by mnie przytoczyło.
Słyszę pukanie do drzwi pokoju.
- Proszę - mówię wiedząc że to nauczyciel.
Do pomieszczenia wchodzi pan od angielskiego. No świetnie. To właśnie moje szczęście. Mężczyzna zamyka drzwi i przygląda mi się w skupieniu. Wygląda jakby coś chciał powiedzieć, ale tego nie robi. Kiwa jedynie głową i siadamy do biurka. Ubrał się dzisiaj jak nie on. Zwykle jeansy i bluza.
- Od czego chcesz zacząć? - pyta stosowanym głosem.
Wzruszam ramionami. Jest mi to obojętne.
- Jaką książkę ostatnio przeczytałaś? - opiera rękę o tył mojego krzesła.
- Ymm.. Intruz
- Więc opowiedz mi - zachęca.
- Po co? - patrzę na niego.
- Bo chcę, żebyś to streściła. Opowiedz.
Bawię się swoimi palcami i opowiadam bardzo ogólnie książkę.
Brunet słucha mnie czasem zapisując coś na kartce. W końcu otwiera moje ćwiczenia od gramatyki.
- Zrobimy parę zadań. Lubię rozmawiać o książkach, ale gramatyka również jest ważna.
- Jasne - biorę do reki długopis.
Uważnie patrzy jak wypełniam luki.
Nie mam jakiś większych problemów.
Radzę sobie z tym. Umiem. Mężczyzna bawi się długopisem.
- Tyle? - pytam.
- Tyle - odpowiada i zbiera swoje rzeczy. Jego wzrok spoczywa na czarnych opaskach.
Biorę je szybko i wkładam do szuflady.
- W takim razie do jutra. Napiszesz sprawdzian - mówi, podnosząc się.
Chwilę później wychodzi. Na krześle zostaje jego bluza.
Biorę ją i biegnę za mężczyzną na dół. Zatrzymuję go i podaję własność bez słowa.
- Dziękuję Gio - odpowiada.
Pierwszy raz jego oczy nie są zimne. Tym razem widzę w nich ból.
- Nie ma za co.
- Do jutra - powtarza i wychodzi.
Wracam do domu i kładę się od razu do łóżka.
Nie mam lepszych zajęć. Ronnie ugania się z Emmettem, a ja boje się własnego cienia.
Naprawdę źle się czuję. Przytulam poduszkę do brzucha.
Mama wcale nie wyjeżdża. Była dzisiaj w mojej szkole. Zaniosła zwolnienie z WF. Ciekawe czemu jeszcze nie wróciła.
Taty też nie ma, a ja nienawidzę być sama.
Policja nic nie zrobiła. Wiedziałam, że odpuszczą. Zostałam bez pomocy. Na rezultaty nie muszę długo czekać. Gdy otwieram oczy po drzemce na oczach mam opaskę.
Mocno zaciskam palce na pościeli i zaciskam oczy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - słyszę łagodny głos, ale przepełniony bólem. - Nie możesz odejść.
Nie odzywam się. Naprawdę nie chcę go zdenerwować.
Nie chcę powtórki z rozrywki.
- Skarbie - siada obok i bierze moja rękę w swoją większą. - Nie zrobię ci krzywdy. Nigdy więcej. Tylko pozwól się poznać.
Zabieram dłoń i przyciskam ją do klatki piersiowej.
- Ale musisz słuchać i być posłuszna - głaszcze mój policzek.
Nie ruszam się. Nic nie robię.
Pochyla się i podnosi mnie. Kładzie na swoich kolanach, a potem przytula. Te perfumy.
Staram się zamknąć w własnej przestrzeni.
- Kochanie - całuje mnie po włosach. - Jesteś cudowną dziewczyną. Piękną, mądrą. Jesteś delikatna i nieśmiała. Jestem trochę starszy, ale sprawisz, że się zachwycam. Nie chcę cię zrazić.
Niech mnie puści. Proszę niech nic mi nie robi.
- Giovanni.
Biorę głębszy oddech i skulam się jeszcze.
- Odpowiedz mi coś.
- Tak.. - mamrocze nie chcąc wyprowadzić go z równowagi
- Możemy normalnie porozmawiać? - głaszczę mnie po włosach.
Przeczę głową zaciskając mocno pięści.
- Dlaczego?
Powtarzam ruch. Zaczynam płakać przypominając sobie jego ostatnią wizytę.
Nic nie mówi. Ściera palcami moje łzy.
Nagle spływa na mnie odczucie osaczenia. W jednym momencie zaczynam panikować, dusić się.
- Hej, spokojnie słyszysz? Nic ci nie zrobię - lekko mną potrząsa.
- Puść mnie. Zostaw!
- Nie możesz krzyczeć. Pamiętasz co stało się ostatnio? Przestań.
Zagryzam mocno pięść i dalej płacze, ryczę. Jak w jakimś amoku.
Próbuje mnie uspokoić. Kołysze, opowiada. Stara się wszystkiego.
- Zostaw.. - szlocham.
- Ale widzisz? Nic ci nie jest, więc po co te łzy. Jakie książki lubisz?
Nie odpowiadam. Staram się wyłączyć.
- Widziałem, że czytasz młodzieżowe. Intruz?
- Nie wiem..
- Podobał ci się?
- Daj mi spokój - nie wiem jak mam prosić.
- Nie.
- Proszę..
- Nie - odpowiada.
Ona nie wie jakie ma szczęście
Na oślep próbuje zejść z jego kolan.
- Siedź jak siedzisz Wesley.
- Nie chce! - wybucham zdesperowana.
- Już? Skończyłaś? I tak postawie na swoim. - bierze moją rękę. Czuję coś zimnego na nadgarstku. Bransoletka.
Nie mówię już ani słowa. Mam wrażenie jakby niszczył mnie od środka.
Wszystko głowa gardło katar i...okres no zajebiście
Teraz na mnie nie krzyczy, jednak nie wiadomo kiedy może wybuchnąć.
Czekam. Postanawiam po prostu przemilczeć jego obecność.
- Ale wiesz, że jak będziesz mnie ignorować też nie skończy się to ciekawie?
Nie odpowiadam. Skupiam się tylko i wyłącznie na swoim oddechu.
Łapie mocno mój podbródek.
- Ty nie lubisz jak jestem miły, co?
- Przepraszam.. - szepcze.
- Więc odpowiadaj normalnie. - mówi i mnie puszcza.
Zakrywam głowę swoimi ramionami.
- To jeszcze raz. Jakie książki lubisz?
- Nie wiem..
- Jakie przeważnie czytasz?
Przeczę głową.
- Odpowiadaj. - upomina mnie.
- Nie wiem - piszczę.
- No czego nie wiesz blondynko?
- Ucieknę jakoś..- szepcze.- A jeśli nie to znowu spróbuję się zabić. W końcu mi się uda.
- Nie spróbujesz. Nie masz potrzeby. Jesteś grzeczna to nic ci nie grozi.
Kręcę głową jakby to miało odepchnąć jego słowa.
- Słuchasz mnie? - potrząsa mną mocno. - Będziesz szczęśliwa.
- Jak zostawisz.. - skupiam się chcąc zidentyfikować jego głos.
- Nie. Ze mną.
Przeczę głową. Znam ten głos, perfumy również.
Tylko wciąż nie wiem kto to może być. Czuję jak łapie moją rękę
Wyrywam ją szybko i chowam przed nim.
- Przestań, błagam cię przestań. Denerwujesz mnie. Mówiłem. Zaczniemy powoli.
- Jesteś nienormalny. Tato! - znowu zaczynam krzyczeć. Jak on może mówić takie rzeczy.
- Twój tata jest u Kate - prycha.
- Zostaw! - udaje mi się stanąć na nogi. Po omacku zaczynam się oddalać, w końcu gdy słyszę za plecami że wstaje z łóżka. Ściągam zasłonę i szybko otwieram drzwi.
Odwraca mnie tak, że jestem plecami do jego klatki.
- Dziewczynko, nie igraj ze mną. Co chwila się przekonujesz, że źle się to dla ciebie kończy a dalej mnie wkurwiasz.
- Puść! - słyszę kroki na schodach. Tak, dziękuję ktokolwiek to jest.
Mężczyzna popycha mnie na łóżko, a sam wychodzi.
Po chwili drzwi od mojego pokoju otwierają się.
Staje w nich Emmett. Nie wiem co tu robi.
Wstaje i wbiegam mu w ramiona.
- Przestań płakać. Nic ci nie będzie - mówi.
Przytulam się do niego mocno. 

- On.. on znowu tu był.. - chlipię.

~~~~~~*~~~~~~~~
Hej! Mam niespodziankę. Deal zostaje wznowiony i pisany jakby od nowa :)


czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 9

~ Giovanni ~
Siedzę na łóżku zła, że tato znowu wyszedł i czytam książkę.
Lampka oświetla mi literki. Nie wiem co się dzieje w moim życiu. Mam nadzieję, że to stan przejściowy. Czuję się jak w filmie.
Mam wrażenie jakby mama wiedziała, że tata kogoś ma i po prostu ją to nie rusza.
A tata za to wygląda na szczęśliwego. Z mamą rozmawia jak z przyjaciółką.
To mi się ani trochę nie podoba.
Zła odkładam książkę. Gaszę lampkę i kładę głowę na poduszce. Ledwo zamykam oczy, a słyszę kroki w pokoju.
- Nie jestem głodna mamo.. - wtulam się bardziej w poduszkę.
- Nie zmieniałem płci - słyszę i czuję jak ktoś siada na łóżku.
Zamieram słysząc znów ten głos. Mocniej zaciskam palce na pościeli.
- Nie denerwuj się. Nie chcemy nerwów. Intrygujesz mnie. Chcę cię mieć. Chcę, żebyś mnie poznała. Ale to nie ten czas - gładzi ręką moje biodro.
- Zostaw mnie...
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię. Również jestem uparty Gio - mówi do mojego ucha. Składa pocałunek na mojej szyi.
- Mamo! - krzyczę przerażona najgłośniej jak tylko potrafię. Mam tego dość.
- Nie lubisz słuchać - zatyka mi usta ręką. Na oczach znów pojawia się opaska. Przygniata mnie swoim ciężarem. Znam te perfumy. - Teraz mnie posłuchasz. Krzykniesz jeszcze raz, a cię zerżnę . Doświadczyłaś mojej złości. A ja nie chcę ciągle być tym złym kochanie.
Wiercę się pod nim. Nie zrobi tego jeśli mama tu przyjdzie. Czekam chwilę i znów krzyczę wołając pomocy.
Podnosi się. Nie wiem co robi. Po chwili jednak znów jest na mnie. - Twoja mama śpi po środkach nasennych. Plus narkotyki. - mówi. - Naprawdę tak sobie wyobrażałaś pierwszy raz?
- Zostaw mnie!
- Zamknij się - syczy. Uderza mnie otwarta ręką.
To na prawdę boli. Próbuje go z siebie zrzucić jak tylko mogę.
- Pomocy! Mamo!
- Twoja mama śpi. Blondynki nie są takie głupie, prawda? - czuję proszek przy nosie.
- Nie! Nie chce! - odpycham jego ręce.
- Nie interesuje mnie co chcesz. Coraz bardziej mnie wkurwiasz - warczy i kolanem rozsuwa moje nogi.
- Przestań.. - mówię przez płacz.
- Przeproś mnie za swoje zachowanie to zastanowię się.
- Daj mi spokój.. błagam..
- Nie - całuje moją szyję.
Sięgam ręką do opaski chcąc ją ściągnąć przy czym nie przestaje się wiercić
Łapie moje ręce.
- Tracę cierpliwość. Przysięgam kurwa, że tracę - warczy.
Uspokajam się. Gdy orientuje się i jestem pewna gdzie jest jego krocze, mocno kopie, choć jestem przerażona.
- To był zły ruch - słyszę jak jęczy. Łapie moje biodra i odwraca mnie tyłem. Zaplata moje włosy na ręce i mocno ciągnie.
Krzyczę z bólu i łapie się za głowę.
- Co powiedziałem? - syczy. - Ze słuchasz.
Niech ten koszmar się skończy. Błagam, niech to będzie tylko zły sen.
Ciągnie za moje spodnie od piżamy. Ściąga je w dół.
Co?! Nie, nie, nie! Chce uciec. Robie wszystko żeby się uwolnić.
Nie pozwala mi. Jest dużo silniejszy. - Przeprosisz. Zaczniemy znajomość od nowa. Nie przeprosisz wejdę w ciebie, a najpierw podam narkotyk rozluźniający.
Sięgam rękami do tyłu chcąc nasunąć ściągniętą odzież. Czuje się jak w amoku. Dlaczego nikt mi nie pomaga?
Dlaczego on umie tak wszystko zaplanować, aby wyszło na jego? Nie pozwala mi na żaden ruch. - Trzy...
Błagam niech tato wróci, niech mi pomoże. Płaczę coraz bardziej. Oddech nie nadąża.
- Dwa - stuka palcami o moje biodro.
- Proszę nie.. - chce przewrócić się na bok.
- Nie. Nie proszę. Przepraszam za? - jest zły. Naprawdę zły.
- Przepraszam..
- Za? - ciągnie za moje włosy.
- Nie wiem.. - szlocham próbując się skupić.
- Za co Gio?! - podnosi głos. Tak bardzo się boję.
- Przepraszam.. - powtarzam jak w amoku.
- Uspokój się - gwałtownie pcha mnie na materac i wstaje. Zanoszę się większym płaczem. - Przestań płakać. Mam dość tego, że co powiem ty nie wykonujesz. Zrozum, że jesteś w pułapce. Każde kolejne "nie " może boleć .
- Zostaw mnie! - krzyczę zdesperowana. - Co ja zrobiłam?! Czego chcesz?!
- Ścisz ton - mówi znudzony.
- Mamo! - ponawiam próbę ściągnięcia opaski.
- Czemu ty jesteś taka głupia? - czuję uścisk na szyi. - Nie dociera?
Zaczynam kopać nogami chcąc się go pozbyć.
Ukłucie w udzie, a w moim ciele rozlewa się fala ciepła.
Nie! Coś mi podał, ale to nie znaczy, że zrobi to co powiedział prawda?!
Mam taką nadzieję. Przestaję się szarpać nie mając siły.
- To teraz porozmawiamy - mówi cicho.
Najpierw musi powiedzieć dlaczego to robi i za co
Opadam na poduszki. Co on mi do cholery zrobił?!
Do tego nic nie widzę. Nie wiem co się dzieje. Teraz może wszystko. Nie zaprotestuję. Nie mam jak.
- Było tak dobrze. Przeprosiłaś. Tylko cię puściłem, a już szczekasz. Za dużo jak na swoją rasę - słyszę, że odpina pasek spodni.
Spinam wszystkie mięśnie chcąc uciec. Muszę coś zrobić.
Krzyki nie pomagają. Mama naprawdę śpi po tym co jej podał. Czuję jak mnie podnosi i obraca. Opieram rękoma o materac.
- Nie, błagam.. - nie daje rady nawet krzyczeć. - Proszę..
- Jutro każdy ruch będzie ci przypominał o karze - Szepcze lodowatym głosem do mojego ucha. Ponownie opuszcza moje spodnie w dół.
Zaciskam palce i próbuje się podciągnąć do góry by przed nim uciec. To nie może być prawda.
- Chłopak cię rzucił. Nie był ciebie wart kochanie. Nie wie co stracił - całuje moją szyję. Czasem ją gryzie.
Płacze. Jestem przerażona jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Zrobiłabym wszystko żeby tego nie robił.
No dobra...Miałam szanse i mogłam go nie wkurzać. Nie myślałam jednak, że zrobi to naprawdę.
Żałuję, ale proszę... Jeśli coś komuś zrobiłam i teraz przez to mnie to spotyka to kurwa przepraszam.
Czuję przy wejściu...ale tym drugim, jego.
Zaczynam jeszcze bardziej płakać. Zbieram wszystkie siły by tylko się odsunąć.
Jednak trzyma moje biodra.
- Nie płacz. Wtedy będzie boleć. Chcesz, żeby bolało?
- Proszę nie.. - duszę się płaczem.
- Więc nie płacz to nie będzie - mruczy. Powoli we mnie wchodzi.
- Nie! - wyrywam się, ale to godne pożałowania przez to coś w moim organizmie. Nie wytrzymuje i spadam na brzuch.
Unosi moje biodra. Nie pozwala mi znów się położyć.
- Przepraszam, przepraszam.. - powtarzam przez łzy. Błagam niech on przestanie.
- I co? Jak z ciebie wyjdę to zaczniesz słuchać? Zaczniesz współpracować?
- Tak! - zrobię wszystko.
Jeszcze chwilę mnie rozpycha. Zamykam mocno oczy i biorę głęboki oddech.
- Jesteś ciasna. Bardzo - powoli, bardzo powoli wychodzi.
Opadam bezwładnie na pościel. To było tak okropne. Zanoszę się płaczem.
Głęboko oddycham. Chcę dojść do siebie. Poduszka robi się bardziej mokra.
Bolało, a on nie przestawał. Zrobił to i może zrobić wiele więcej.
Tyle, że dalej jestem dziewicą. Zrobił to inaczej. Nie zmieniało faktu, że mnie ukarał.
No tak, przecież tak nie stwierdzą gwałtu. Sięgam po kołdrę i nakrywam się jak tylko mogę. Nie chcę! Proszę nie chcę! Choć teoretycznie łzy powinny mi się juz skończyć, ja dalej płaczę.
Słyszę jak się ubiera. Chodzi po pokoju. Niech wyjdzie. Niech mnie zostawi.
- Już? Przekonałaś się, że ja mam rację? - czuję jak się nade mną pochyla.
Kiwam energicznie głową bardziej się kuląc.
- Dobranoc - całuje mnie.
Wychodzi. Nie mogę zasnąć, gdy odzyskuję władze w moim ciele, pomimo bólu idę do łazienki. Siadam pod ścianą z lekami między nogami. Wyszukuję te nasenne i przeciwbólowe. Nie dam rady. Chcę zasnąć i już się nie obudzić. Nie dam rady. Boję się. Połykam tabletkę za tabletką. W końcu odpływam.
Świst gotującej wody wybudza mnie ze snu. Mrugam powiekami i otwieram oczy. Widzę swój pokój. Leżę na łóżku, a do mojej ręki przypięta jest kroplówka. Drzwi na korytarz zostały otwarte.
Nie za bardzo rozumiem co dzieje się wokół mnie.
Jestem otumaniona. Przełykam ślinę i czuję suchość w gardle. Słyszę również kroki na schodach. Po chwili w pokoju pojawia się tata.
Podchodzi do mojego łóżka. Chyba długo nie spał. Tak wygląda.
- Nie zapytam co chciałaś zrobić, ale następnym razem będziesz miała nas na sumieniu - mówi i pomaga mi usiąść
Zagryzam mocno wargę, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.
- Nie płacz słońce. Nic się już nie dzieje. Jednak to było bardzo głupie. Przez najbliższy tydzień będziesz mieć nauczanie indywidualne - przystawia mi kubek z ciepłą herbatą do ust.
- Nie chcę...
- Twoje nie chce już nam wyszło bokiem - piorunuje mnie wzrokiem. Naprawdę jest zły. To nie moja wina...
~Weronica~
Podziwiam moje czerwone paznokcie, siedząc na kanapie. Dwie minuty miną i może sobie iść. To on mnie rzucił, a teraz gada o tym ze tańczę z innymi.
Egoistyczny dureń. Mało bólu mi sprawił. Niech teraz się nie wtrąca.
- Możesz już iść? - pytam obojętnie. - Tam są drzwi. Zamknij je za sobą.
- Jak będę miał ochotę. - odpowiada.
Zmienił się. Naprawdę się zmienił. Jest bezpośredni i nie miły. A był taki słodki...
Łapie mnie za kostki i przyciąga tak że oplatam jego pas a nasze klatki się stykają.
Patrzę na niego zacięcie. Masz być twarda Ronnie. Musisz być twarda.
- Zostaw te pierdolone paznokcie.
Otwieram szeroko oczy. Podmienili Emmetta?
- I tak ten kolor jest ohydny.
- Odczep się. Ja lubię swoje paznokcie. Nie będę tak z tobą rozmawia. Najlepiej to już idź.
- No weź.. Nie bądź taka.
- To ty mnie zostawiłeś. Zabawiłeś się i potraktowałeś jak zabawkę. A teraz podrywasz moją przyjaciółkę!
- Co?- marszczy brwi - Wcale nie.
- W ogóle - zakładam ręce na klatkę.
- Uwierz mi że nie - kładzie dłonie na moich biodrach.
- Emmett zerwałeś ze mną. Mam prawo do flirtowania. I też mam uczucia!
- Flirtuj ile chcesz, ale ze mną.
- Może wreszcie się zde...- sięgam po dzwoniąc telefon. Tata Gio? - Halo?
- Możesz przyjechać? - jest zdenerwowany - Gio jest w szpitalu.
- Taak...Za chwilę będę - dukam. - Co się stało?
- Po prostu.. Po prostu przyjedź - Rozłącza się.
Wstaję z kolan blondyna i pospiesznie się ubieram. O Boże...Co się stało? To coś z tym człowiekiem co za nią chodzi?
- Co jest? - pyta mnie chłopak.
- Nie wiem. Giovanni jest w szpitalu. Jak to ten skurwysyn to go znajdę. Obiecuję.
Ten wyciąga telefon i dzwoni do kogoś mówiąc mu o mojej przyjaciółce.
Nie wiem po co. Emmett odwozi mnie do szpitala.

~~~~~~~~*~~~~~~~~
Hej! Mało komentarzy pod ostatnim :( My smutne. Mam nadzieję, że nas nie zostawiacie :D 
Chcecie dzisiaj Russian Girl? 

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 8

✌️
Budzę się zwinięta na łóżku. Dzisiaj sobota. Mogłam się wyspać.
Rodzice pewnie... lepiej nie będę na razie wchodzić do ich sypialni. Uśmiecham się pod nosem i wtulam policzek w poduszkę.
Nie mam wiele zadane. Sprawdzianów też nie ma w tym tygodniu. Może, aby nie myśleć o problemach wyjdę gdzieś z Ronnie?
 Biorę telefon i do niej dzwonie. Mam nadzieję, że jej nie obudzę.
- Tak? - ziewa.
- Masz czas dzisiaj?
- Mam. Miałam dzisiaj dzwonić, żeby wieczorem wyciągnąć cię na imprezę. Znalazłam dość fajny klub. Co ty na to? - proponuje.
- Nie wiem... - trochę się boję.
- Czego? Chodźmy. Trochę się rozerwiesz - uśmiecha się.
- Nie jestem pewna.
- To bądź o 18. Przyjdę.
- Jasne - Rozłączam się i zakopuje na nowo w pościeli. Tak tu mnie nikt nie znajdzie, jestem bezpieczna.
Zamykam oczy na jeszcze chwilę. Czuję męskie perfumy na poduszce.
Troy ma inne, po za tym ostatnio zmieniłam pościel. Nie znam tego zapachu. Czy on tu ze mną leżał? Przechodzą mnie zimne dreszcze. Opatulam się szczelniej. W domu jest bardzo cicho. Sama chcę jeszcze zasnąć.
~*~
Gdy schodzę na dół ubrana w luźny dres, okazuje się że jest tylko mama. Siedzi przy komputerze i ogląda zdjęcie z podróży.
- Gdzie tato? - siadam obok niej.
- W pracy. Tak, chyba w pracy - przesuwa myszką. - Jesteś głodna?
- Dlaczego nie został. Przecież dopiero wróciłaś.
Wzrusza ramionami. Nie wygląda jakby była zła, ani żeby jej się paliło do spotkania z tatą.
- Ronnie później przyjdzie. - wstaje i idę do kuchni.
- Dobrze kochanie!
Rzeczywiście blondynka przychodzi o umówionej porze.
Dzień był nudny, więc spędziłam go na czytaniu książki. Dziewczyna jest zdziwiona, gdy widzi mnie nie gotową. Przenoszę na nią wzrok i uśmiecham się niewinnie.
- Ubieraj się, bo nie mamy czasu. Serio.
- Ronnie..
- Czekam - zakłada ręce na klatkę.
Sama ubrana jest w krótką czarną sukienkę. Ma też wysokie szpilki.
- Zostańmy w domu - proszę.
- Nie,.
Zrezygnowana wlekę się do łazienki by się przygotować. Ubieram granatową sukienkę do połowy ud. Włosy związuję w wysokiego kucyka, a na nogi zakładam lakierowane koturny.
Maluję się, aby nie było widać siniaka. Nie chcę tego pokazywać.
W Clubie będzie raczej ciemno więc nie obawiam się tak bardzo. Gotowa wracam do przyjaciółki. Biorę czarną kopertówkę i wychodzimy.
Jedziemy taksówką. Całe szczęście. Opieram głowę o szybę i przymykam oczy. Dziewczyna puka mnie, gdy wysiadamy. Nie mogę nic poradzić na to że strach ciągle mi towarzyszy. Wchodzimy do środka.Jest bardzo dużo ludzi. Każdy tańczy, wyrzucając ręce do góry. Muzyka huczy odbijając się o ściany budynku. Krzywię się lekko, ale idę za koleżanką. Nie chcę jej zgubić. Docieramy do baru. Rozglądam się lekko. Obserwuję ludzi. Jedni naprawdę już są nawaleni. Szybko. Przełykam ślinę i posyłam Ronnie wymuszony uśmiech siadając na wysokim krześle. Nie jestem w nastroju do imprez. Chyba że mam czcić iż zostałam singlem. Wzdycham cicho.
Po jakimś czasie koleżanka znika mi z pola widzenia. Poszła tańczyć. Zabieram torebkę i idę do łazienki. Zatrzymuje się, gdy widzę Emmetta rozmawiającego z jakimś chłopakiem. Młody. Chyba jeszcze nie pijany.
- Teraz za darmo. Następnym razem się dogadamy.
Gdy odchodzi, ja staje przed blondynem  z rękami na biodrach.
- Spieszno ci za kratki?
Patrzy na mnie trochę zdziwiony. Nie wygląda dzisiaj tak niewinnie.
- Och...Co tu robisz? - pyta.
- Przyszłam z Ronnie - wskazuję na dziewczynę tańczącą z jakimś szatynem w dłuższych włosach.
- Jest późno. Nie powinniście kręcić się w takich miejscach - odpowiada zaniepokojony i obejmuje mnie ramieniem.
- To chyba nie twoja sprawa - teraz bardziej rozumie ból przyjaciółki gdy ten ją rzucił.
- Moja. Martwię się o was.
- Daruj sobie. - zrzucam jego ramię.
- O co ci chodzi? - pyta nieśmiało. Wygląda na zmieszanego.
- Wiesz że ona cie kocha? Kochała, mam nadzieję.
- Giovanni, o co ci chodzi? - patrzy na mnie uważnie. - Zachowujesz się dziwnie. - a wcale wcześniej nie słyszałam jak mówi do niego Niall.
- Jesteś dupkiem. - wymijam go i idę do łazienki.
- Hej! - woła za mną i łapie za rękę. - Przestań mnie obrażać. Nic nie zrobiłem.
- Daj mi spokój. - wyrywam się.
- Dobrze, przepraszam. - patrzy na mnie z pokorą.
Kolejna niewiadoma. Lepiej być nie może. W ogóle nie ruszył go widok Ronnie z innym. Skończony złama... Zresztą. Nieważne.
~Harry~
Wysłuchuje wściekłego Nialla. Przez to, że musiał udawać nie mógł dorwać tego chłopaka. A co ja mu poradzę, że Giovanni zawsze znajduje się w złym miejscu i o złym czasie? Jeszcze podobno nieźle mu nagadała. Na prawdę potrafi być wkurzona. Opieram się o budynek i zakładam ręce na klatkę. Wiem, że ona ma charakter, ale rzadko kto potrafi wyprowadzić Horana z siebie.
Zaczynam się śmiać.
- Stary, wyluzuj.
- mizdrzą się tam nie wiadomo z kim..
- To co? - unoszę brew. - To ty ją RZUCIŁEŚ.
- Nie obchodzi mnie co i z kim robi.
Uśmiecham się pod nosem i klepię go po plecach. Idzie w zaparte. No cóż. Nawet taki Niall ma prawo do miłości.
Z Clubu słychać głośną muzykę i dobrą zabawę.
- Wchodź tam - mówię. - Wyprowadź obie.
- Nie chce mi się z nimi naciągać.
- Idź.
Sklina pod nosem i wchodzi do środka. Dziesięć minut później wynosi dziewczyny przerzucone przez jego ramiona. Obie nie dobrowolnie chwalą się przez to bielizną. Wyobrażam sobie, że tym razem nawet nie udawał grzecznego Emmetta. Dalej był wkurzony.
- Puść nas idioto! - krzyczy jedna.
Otwieram drzwi taksówki. Niall wsadza je obie.
- I co? - pyta mnie zamykając drzwi.
- Wracają do domu, a ja mam pewność, że do Gio nikt się nie dobierze.
- Chyba że już to zrobił.. - chłopak drapie się po karku.
- Ale ona nie wygląda na pijaną. Nie puściła by się.
- Słucham? - patrzę na niego.
- Znalazłem ją w łazience - mówi tak żebym zrozumiał.
- Ale ona nie wygląda na pijaną. Nie puściła by się.
- Mówię co widziałem jasne?
Macham ręką i patrzę jak taksówka odjeżdża. Widziała jedynie Nialla. I dobrze. Stęskniłem się. Chyba ją dzisiaj odwiedzę. Nieraz kusi mnie żeby dorwać ją w szkole. Ale niestety jest to niemożliwe. Ugh, szkoda. Nie chcę wobec niej zachowywać się jak zrównoważony. Ale nienawidzę jak nie słucha. Gdyby wykonywała to o co proszę byłoby łatwiej. A ja po prostu chcę ją mieć. Będzie moja. Wsiadam do samochodu. Drogę do domu dziewczyny znam na pamięć. Parkuję parę ulic przed nim. Jedno wiem na pewno. Matka w domu. Z ojcem nie wiem jak jest. Ale to tez nie będzie trudne. Wychodzę i zamykam samochód po czym zmierzam do celu.
Cisza wypełnia dom. Zapewne każdy śpi. No prócz panny w pokoju. Zmierzam na górę i otwieram drzwi. Staję w progu.
~~~~~~*~~~~~~~~
WITAJCIE KOCHANI! MAM TAKI DOBRY HUMOR 
WIĘC DLA WAS NOWY BLOG ( WSZYSTKIE ROZDZIAŁY MAMY NAPISANE, WIĘC 
BĘDĄ JEDYNIE DODAWANE. )
Theme by violette