niedziela, 4 stycznia 2015

Epilog

Podnoszę rękę i nalewam alkoholu do dwóch kieliszków. Jeden ja, drugi wierny przyjaciel. Która to butelka? Chyba nie liczę. To najlepszy sposób, inaczej nie daje rady. Nie znam innego wyjścia. Cóż z tego, że do niej pójdę? Najpierw trzeba przejść przez blokadę zwaną Ronnie.
 A to na prawdę godny przeciwnik dla muru berlińskiego.
- Niaall - przeciągam. Mam już trudności z mówieniem.
- Czego? - sam podpiera się ręką .
- Życie jest do dupy - stwierdzam. Od tygodnia nic nie robię tylko piję.
- Do dupy.
 Kiwam głową i biorę kolejny łyk. Chcę ją odzyskać.
- Idę do...do domu idę. - blondyn wstaje.
- Nie trafffisz - stwierdzam od razu.
  Zostaje u ciebie - opada na kanapę.
 Opieram głowę na rękach. Moja Gio... Dwa kolejne kieliszki i film mi się urywa.
 Budzę się na podłodze w salonie. Niall leży na sofie. Za to ktoś chodzi po kuchni. Oho Liam. Błagam tylko bez kazania, bo się chyba za pierdole.Zresztą to będzie dobre wyjście. Nikogo nie skrzywdzę.
Wstaję powoli i wlekę się po wodę.
- Cześć - mówię cicho.
Brunet kiwa głową i rzuca mi butelkę.
Wypijam od razu pół. Strasznie mnie suszy, a głowę rozsadza. Po chwili ktoś wpada do kuchni. 
- Gdzie ten skurwysyn?! - krzyczy Ronnie. Czyli nie chodzi o mnie.
W jednym momencie czuje na policzku trzy cholernie piekące szramy. Przykładam dłoń do policzka i na palcach widzę krew.
- Dobra. Należało mi się, ale masz spóźniony refleks. Mogłaś zrobić to tydzień temu. A zresztą...Obojętne.
- Natrafiłeś się.. gdzie Niall? - pyta naprawdę zła.
- W salonie. Zaczekaj - łapię ją za rękę. Przełykam gule w gardle. - Co z nią?
Wyrywa się i idzie we wskazanym kierunku.
- Co tam księżniczko? - słyszę.
- Nie nazywaj mnie tak - warczy. - Kłamałeś. Jak mam ci ufać. Wiesz, co on jej zrobił? I co ty mi zrobiłeś? - jakiś huk i widzę jak wybiega z domu. Wychylam się zza drzwi, aby upewnić się czy jeszcze żyje. Trzyma jakiś patyczek.
- Chyba jest zła..
- Ta? - pokazuję na policzek swój i jego.
- Muszę cos wymyślić.. - blondyn idzie do łazienki.
- Ty coś wiesz na pewno - mówię do Liama.
- Ja? - unosi brew. - Tylko tyle, ze dwie kreski oznaczają ciążę.
- C..co?
- Nie widziałeś co trzymał?
- Niall ojcem..- normalnie bym się roześmiał.
Teraz mnie to zszokowało i przeraziło. Nie w takiej sytuacji. Nie wiem czy on jest w ogóle świadomy. Idę za nim
- Będę ojcem - mówi widząc mnie w odbiciu lustra.
- To nie zbyt dobra wiadomość. Przepraszam stary - wypuszczam powietrze z ust.
- Wyciągnę ja dzisiaj z domu - mówi znacząco i mnie wymija.
- Dzięki...- mówię do lustra. Harry dramat. Czerwone oczy, rany na policzku i bladość od nie jedzenia. To jak musi wyglądać Gio.
Postanawiam się ogarnąć. Wieczorem rzeczywiście Horan zabiera swoja dziewczynę do siebie.
Stoję przed domem, gdzie jest Giovanni. No dalej. Zrób to stary.
W salonie się świeci co oznacza że na pewno jest w środku. Podchodzę do drzwi i pukam. Czekam i czekam, ale nie otwiera nawet nie słyszę jej kroków. Sam po prostu otwieram te drzwi. Właściwie nie wiem co mam jej powiedzieć...Kurwa. przecież ona nie może sama zostawać. Zaczynam jej szukać.
Siedzi w salonie z podkulonymi nogami i patrzy się pusto w telewizor. Ma podkrążone oczy, a jej usta są sine i całe popękane. To okropny widok. Harry debilu. Biorę głęboki oddech. Nie do końca świeże włosy związane są w byle jakiego koka, a ubrania zdecydowanie pokazują obojętność na swój własny wygląd.
- Giovanni, nie możesz - mówię i powoli do niej podchodzę.
Odwraca głowę w moją stronę. Na prawdę wcześniej nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności.
- Wyjdź stąd.. - chrypie.
- Nie - kucam przed nią. - Nie możesz o siebie nie dbać. Nie przeze mnie. Rozumiem. Nie chcesz mnie widzieć, ale staczanie się ci nie pomoże. Chociaż sam to robię.
- Idź sobie. - patrzy w punkt nade mną
- Nie, kochanie.
Odwraca twarz w bok i kładzie policzek na swoim kolanie.
- Nie skrzywdzę cię. Nie potrafię. Zrozum to. Żałuję - mówię.
Nie odpowiada. Milczy i nie patrzy na mnie. Przecieram ręką zmęczona twarz. Myśl człowieku. Myśl. To twoja wina.
 Jedyne co wskazuje na to że ona żyje jest unosząca się klatka.
 Biorę ją na ręce. Mocno przyciskam do klatki piersiowej i niosę do łazienki.
 Chowa twarz w mojej koszuli i powtarza żebym jej nie ruszał
 - Nic ci nie zrobię skarbie - puszczam wodę do wanny.
 - Zostaw mnie..
 - Nie.
 Zaczyna mnie bić i wiercić się.
 Trzymam mocno jej ręce.
 - Musisz się wykąpać i coś zjeść.
 - To nie twój interes.
 - Mój. Bo jeśli ci się coś stanie to ja wejdę pod auto, nie ty.
 - Zostaw - odpycha mnie. - Nie chce cię znać..
 -Wiem.
 - Wyjdź!
 - Nie - łapię jej ramiona i potrząsam.
 Rozpłakuje się mocno zaciskając oczy.
 Stoję, trzymam ją i nic nie mówię.
 - Puść... - powtarza zmęczona.
 Zdejmuję jej ubrania i w bieliźnie wkładam do wanny.
 Nie zakrywa się siedzi i krzyczy bez większego sensu.
 Nie zwracam na to uwagi. Po prostu ją myję.
 Woda ją jakby cuci. Wypycha mnie z pomieszczenia i zamyka się w nim.
 Wchodzę do kuchni. Zaczynam robić coś do jedzenia, ale co chwile do niej chodzę i kontroluje.
 Wychodzi ubrana z mokrymi włosami.
 - Idź zjeść.
 - Nie jestem głodna.
 - Nie obchodzi mnie to.
 Nie zwraca na mnie uwagi tylko idzie na górę. Widzę cały czas strach i smutek na jej twarzy.
 Podnoszę ją i niosę na dół. Wiem, że się boi. Ale musi zjeść. Karmię ją..
 Zaciska mocno usta, jakby chciała zrobić mi na złość.
 - Posłuchaj dziewczyno. O co ci chodzi?
 - Nienawidzę cię, pozwól mi zapomnieć.. - w jej oczach znowu wzbierają się łzy.
 - Kocham cię.
 - Kłamiesz, znowu kłamiesz.
 - Nie kłamię. Straciłem już wszystko.
 - Jesteś podłym kłamcą. Czego jeszcze ode mnie chcesz?
 - Kocham cię. Jak mam ci to udowodnić? Wypisać imię na czole tatuażem?
 - Nie wierzę ci.
 - Nie dziwię się...- wpycham jej łyżkę.
 - Nie masz tu po co przychodzić. Nie dla mnie. - mówi cicho patrząc przez okno.
 - Wiem już. Powiedziałaś to przed chwilą. Ale się o ciebie martwię. Bo jesteś moim wszystkim.
 - Przestań mamić mnie tymi bajkami.
 - Ale taka jest prawda. Zobacz co się dzieje z nami osobno.
 - Dobrze mi tak. - kłamie co oboje wiemy.
 Patrzę na nią długo. Bez słowa kończę ją karmić.
~*~
Do końca ferii udało mi się uniknąć ponownego spotkania z Harrym. Od pierwszej lekcji szykuje się psychicznie na angielski.
Oczywiście wiem, że mnie zatrzyma. Wszystkiego dowiadywał się od Nialla, który rzadko ale u nas bywa.
Ronnie nie odważy się przyznać, ale ciąża bardzo ją cieszy. Martwi się jak cholera, ale to podtrzymuję ją na duchu przy kłótniach z Horanem.
Mamy skomplikowane życie. Trudno. Trzeba je poukładać.
Siadam w ostatniej ławce i denerwując się czekam na dzwonek.
Do sali wchodzi Zayn. Rzuca dziennik na biurko i zapisuje temat.
- Gdzie pan Styles? - Mendy wyprzedza moje nieme pytanie.
- Pan Styles jest nie dysponowany.
- To znaczy?
- Nie twoja sprawa - rzuca nie miło. Chyba trudno mu o tym mówić.
Całą lekcje nie daje mi to spokoju. Po dzwonku nieśmiało podchodzę do mężczyzny.
Zbiera książki i dziennik. Patrzy na mnie pytająco.
- Mogę... mogę wiedzieć?
- Nie. Mam zabronione. Ta...
- Proszę..
- No nie mogę. Już i tak czuje się winny tego, że ty miałaś depresję. To mu nie pomoże.
- Proszę.. - mówię zaciskając zęby.
- Giovanni do cholery jasnej.
- Chce tylko wiedzieć.
- Po co?
- Powiesz mi?
- Po co?
Mierze go jeszcze chwile wzrokiem, odwracam się i wychodzę.
No nie wiem co się stało. Ale dlaczego mnie to obchodzi?
Jednak martwię się. Muszę wiedzieć. Szybko kieruje się do domu.
Nie mam nic zadane. Kompletnie nic. Ronnie siedzi w domu.
- Powiedział ci coś? - pytam na wejściu.
- Co? - patrzy na mnie zdziwiona.
- Co z Harrym.
- Nie wiem.
- Ronnie..
- Po co drążysz? Daj sobie spokój - ucina temat.
- Wiesz coś?
- Nie wiem! - zła wstaje i idzie do kuchni.
Dlaczego nikt nie chce mi pomóc? Zostaje sama.
Mi naprawdę jest ciężko. Wszystko jest przeciw mnie.
- Nie denerwuj się.. - Idę za nią. - Przepraszam, ale nie denerwuj się, nie możesz chyba, nie?
- Daj spokój. Musisz być tak uparta? - odgrzewa obiad. - Nie dawał ci żyć, źle. Dal ci spokój, źle. Zdecyduj się
- Chce po prostu wiedzieć.. - szepcze.
- Do czego ci ta wiedza? - patrzy na mnie.
- Martwię się.
- Ośrodek Psychiatryczny w Hounslow.
Opadam na krzesło za mną. W życiu bym się tego nie spodziewała.
Chyba właśnie przechodzę krótkotrwały szok. Tak, zdecydowanie.
- Co m...Dlacz..nie mam po..- nie potrafię się wysłowić.
Weronica delikatnie mnie przytula. Podaje szklankę wody.
- Co się stało? - jestem w wielkim szoku.
- Wiesz przecież...Harry nie był do końca zdrowy. No, a potem wpadł w obłęd. Zaczął krzywdzić siebie, pił, sprawiał sobie ból mając dziwne przekonanie ze zabierze od ciebie strach. Tyle wiem.
- Może... może to dla niego dobrze? Takie leczenie...
- Nie wiem.
Wierze, że tak będzie. To mu pomoże, musi przez to przejść.
Na pewno wyjdzie na prostą. Będzie dobrze.
Zamykam oczy i próbuje przekonać samą siebie.
- Podciął sobie żyły - mówi, a ja tracę przytomność.
Nie mam siły podnieść powiek. Słyszę rozmowy Nialla z Ronnie. Leżę w swoim łóżku.
- A co jej miałam powiedzieć? - warczy do niego.
- Teraz trzeba będzie jej pilnować.
- To jej będę pilnować.
Nie mam siły powiedzieć im żeby się nie kłócili i zostawili mnie samą. Znowu odpływam.
~Harry~
Bawię się bransoletką Giovanni. Tylko to mi zostawiła. To znaczy...Ja jej to dałem, gdy byłym NIM.
Siedzę tu już drugi miesiąc. Jest lepiej.. To znaczy tak mi się wydaje.
Myślę, że pracują nad moją psychiką. Chociaż za dużo im nie zdradziłem.
Po prostu będąc tu lepiej jest mi pomagać samemu sobie.
Chciałbym zobaczyć Giovanni. Cholernie za nią tęsknię.
Moje dziewczynka... Mam nadzieję, że sobie radzi. Że czuje się dobrze. Mam też cichą nadzieję, że ona również za mną tęskni.
Strasznie ją kocham. Zrozumiałem to. Dawno, ale zrozumiałem. Siadam i poprawiam bandaże na rękach.
Nie chce znów spróbować. Czuję, że chce walczyć. O nią i jej miłość.
Muszę. Nie chcę zostać sam, a ona jest wszystkim. Ktoś wchodzi do pokoju.
- Masz widzenie.
Idę do odpowiedniego pokoju. Niall dopiero u mnie był.
O. Tym razem to Christian z Zaynem.
- Cześć - mówię.
Obaj się ze mną witają. Zayn patrzy na przyjaciela przez jakiś czas, ten lekko skina głową.
- Co jest?
- Może nie my powinniśmy ci o tym mówić, ale..
-.. Gio jest w ciąży. - kończy Tomlinson.
- Słucham? - patrzę na nich jak na idiotów.
- No przecież mówię.
- No to teraz nienawidzi mnie jeszcze bardziej i minimalne szanse zniknęły..
- Nie dociera.
- No chyba nie.
- Co za...
- Dziecko będziesz miał.
- Wiem debile! O tym mówię. Ona miała iść ja studia do najlepszej akademii. A teraz? Przeze mnie będzie miała dziecko, do którego mnie nie dopuści.
- A to już jest bardziej prawdopodobne. - zgadza się mulat.
- No właśnie -siadam na krześle.
- Dziecko wolałoby mieć ojca. Stary zbieraj dupsko i działaj.
- Ja wiem co mam robić, dobrze? Sam zrobiłem, to będę wychowywał. Chociażbym musiał użyć siły perswazji.
Obaj zaczynają się śmiać. Gadamy jakieś pół godziny.
Gdy wychodzą, czuję się trochę lepiej. Cieszę się, że będę miał dziecko, ale Gio będzie miała żal..
Do końca dnia myślę tylko o tym.
~Niall~
Niedługo ona mi zabroni w ogóle, żebym jej pomagał. Dalej jest zła, że nie powiedziałem jej o Harry'm. No, ale jednak to ja jestem ojcem i kurwa samce Alfa.
Jesteśmy na zakupach. Chodzę za nią z torbami słuchając wyzwisk w moją stronę. Zaczyna mnie to nudzić.
Bo tak naprawdę za co ja dostaję? Musiałem być lojalny wobec kumpla. Ile razy ona coś ukrywa z Gio?
Ale obrywam tylko ja.
- Czemu cały czas to tylko ja mam się starać? - wypalam.
- Co? - odwraca się w moją stronę. - Nie. Ty się w ogóle nie musisz starać.
- Mówisz jakby Ci nie zależało.
- Kocham cię, ale to moja koleżanka próbowała się zabić, wpadła w depresję i nie mogła dojść do siebie, a teraz jest w ciąży przez to, że nic nie powiedziałeś.
- Zrobiłabyś to samo na moim miejscu.
- Nie ważne.
- To jest ważne. Ja też jej współczuję, ale niech ich problemy nie przekładają się na nas.
- Moim problemem je.. Nie ważne. Masz rację. Daj - bierze parę toreb.
- Nie będziesz dźwigać. - zabieram je z powrotem.
- Musisz się kłócić?
- Nie kłócę się - całuje jej policzek i kieruje się do auta.
- Zaczekaj. Jeszcze lody misiu...
- To idę fotel odsuwać- mówię.
- Niall zboczeńcu! Weźcie go ode mnie.
Puszczam jej oczko i wychodzę z budynku. Czekam w samochodzie aż przyjdzie z tymi lodami i wracamy.
- Gdzie ona jest? - zderzam się z Harrym.
W ostatniej chwili odkładam siatki i łapie Ronnie przed atakiem na niego.
- Ty po prostu milcz dziewczyno. Wiem co zrobiłem, a twoje wydzieranie się niczego nie zmieni, a wyrzutów nie zagłuszy. Więc z łaski swojej ciężarna po prostu się uspokój - patrzy na nią i wraca wzrokiem do mnie. - Gdzie Giovanni?
- U mamy. – wiem, że czeka mnie za to kanapa.
- Pantoflarz - mówi Ronnie.
- To nie twoja sprawa, nie twoje życie dziewczyno - odpowiada jej Harry i wychodzi.
- Ma prawo o nią walczyć. - mówię krótko.
- I znów ją skrzywdzić?
- Na prawdę myślisz, że to zrobi?
- A nie?
- Nigdy nie popełniłaś błędu? - patrzę na nią przez chwilę i idę do ogrodu. Mam dość ciągłego proszenia o wszystko. Coś jest między nami nie tak i pewny tego stwierdzam, że ja chciałem naprawić.
Nie wiem czy to ma sens. Mamy mieć dziecko i kochamy się w chory sposób.
Siadam pod drzewem i zamykam oczy. Nie wiem co mam zrobić, chce żeby wróciła stara Ronnie.
Nie ta, która nienawidzi wszystkich. Taka jest okropna.
Przecieram twarz dłońmi. Jej złość szkodzi również dziecku.
Tak nie może być. Musimy się dogadać.
Ale chcieć musza obie strony, taka jest prawda.
Nie wmówi mi humorków. To niemożliwe.
Siedzę tak dopóki nie zaczyna robić się ciemno.
Zresztą dziewczyna wola mnie na kolacje.
Jemy we dwoje w ciszy gdyż jesteśmy sami.
- Jesteś zły?
- Nie, tak.. nie jestem.
- To jeszcze raz -bierze herbatę. Wstaje i do mnie podchodzi. - Fajna koszulka. Co na to twoja dziewczyna? Sama ci wybierała? Jestem Ronnie.
- Słońce..- patrzę na nią zdziwiony.
- A ty?
- Ja się nie zgadzam od nowa, znowu czekać żeby się kochać.
- Ha ha zabawne. O właśnie. Może masz ochotę...- rozpina koszulę.
Ciągnę ja na swoje kolana i całuje w nos.
Uśmiecha się i mocno do mnie przytula.
- Moja mała...
-.Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Cieszę się...
Łapie jej podbródek w dwa palce i całuje jej usta.
Oddaje pocałunek bardzo czule.
 - Ono z nami zwariuje...
 - Tak...Ale tylko wariaci są coś warci.
 Uśmiecham się i ponownie ją całuje.
~Harry~.
Podnoszę panią Payne kurwa i przenoszę obok tak, aby nie zastawiała mi Drogi.
 Jak na złość Liama nie ma, co ani trochę nie ułatwia mi sprawy.
 - Gio na górze? - pytam blondynki.
 - Harry nie zgadzam się - mówi na prawdę zła. - Nie wiem dlaczego, ale cierpi przez ciebie.
 - Jest na górze? Tylko tyle chcę wiedzieć. A czy cierpi i dlaczego to ja wiem.
 - Jest. - mówi zrezygnowana.
 Omijam ją i wchodzę na górę. Nawet się podrapać nie mogę. Wkurzają mnie ci lekarze. Idę do pokoju Gio.
 Drzwi są otwa...nie, chwila. Tu w ogóle nie ma drzwi.
 To dziwne. No nie ważne. Podchodzę do niej
 Stoi tyłem do mnie rysując palcem po oknie.
 Staję trochę za nią. W ręku trzymam kluczyki od auta.
- Giovanni, nie kłamałem mówiąc że nie chcę cię stracić. I nie kłamałem mówiąc, że cię kocham, a potem ze nie mogę bez ciebie żyć. Nie kłamię mówiąc, że będę walczyć i nasz związek i nie kłamie twierdząc, że będę najlepszym ojcem dla naszego dziecka. Bo ono jest nasze Gio. Stworzone przez miłość.
 - Jak się czujesz? - pyta po prostu jakbym powiedział zwykłe "cześć"
 - Nie obchodzi cię jak się czuję. Przecież nie chcesz mnie znać. Poza tym nie lubię mówić do pleców i moja stanowcza strona charakteru nie uległa zmianie - łapię ją za ramię i odwracam.
 Mój wzrok pada na zaokrąglony brzuch blondynki, który opina bokserka. Zakłada ręce na piersi jakby chcąc go zasłonić.
 Łapię jej nadgarstki i przyciągam ją do siebie.
- Jesteś strasznie upartą dziewczyną. Ale cię kocham. Po co będziesz to dalej ciągnąć? Wiem, co zrobiłem. Będę pokutować do końca życia. Ale obojgu nam jest ciężko osobno - opadam na kolana i całuję jej brzuszek. - Mój maluszku. Jeśli twoja mama myśli, że mnie nie poznasz to się myli.
 - Nie rób mu prania mózgu nawet kiedy jeszcze go nie ma. - robi krok do tyłu.
 - A ty mi nie mów co mam robić. I owszem jest. Dobra. Może na czole sobie tego nie
- O czym ty mówisz? - marszczy brwi.
 - O tobie. Nie wiem co ja mam zrobić, ale nie zostawię Cię.
 - Urodzę dziecko..
 - Wyjdziesz za mnie i będziemy rodziną.
 Ja będę siedział z maleństwem, a ty pójdziesz na studia.
 - A gdy będzie spało będziesz rozprowadzał narkotyki.
 - E tam. Nie zajmuję się tym od pół roku. Przestałem.
 - Nie ufam ci..
 - Zaufasz. Będzie dobrze. Kochanie, nie byłem sobą. musiałem stanąć na pograniczu śmierci, aby to zrozumieć. Musisz tylko odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy mnie kochasz - łapię jej dłonie.
 - Kocham... - szepcze.
 - Więc wszystko się uda jesteś piękna. - patrzę na ten jej brzuszek. Ja to stworzyłem. Razem to stworzyliśmy.
 - Więc jak się czujesz?
 - Jak widzisz.
 Przejeżdża delikatnie palcami po bliznach na nadgarstkach.
 To jest nie ważne. Tylko ona jest ważna.
 - Nie rób tego więcej..
 - Nie zostawiaj mnie.
 - Mam termin dzień przed Ronnie, rozumiesz to?- pierwszy raz delikatnie się uśmiecha,
 - To musiało być wtedy - przypominam jej wspólny dzień.
 - Tak, na pewno wtedy
 - Najwspanialszy dzień w życiu
 - Szczerze miewałam lepsze.
 - Dobra...Pomijając ostatni punkt programu.
 - Przeze mnie Niall i Ronnie cały czas się kłócą.
 - Nie przez ciebie.
 - Właśnie że tak - siada na łóżku.
 - Nie. Oni się po prostu próbują dogadać.
- Mieszkasz z powrotem u siebie?
 - Dopiero przyjechałem.
 Kiwa głową patrząc na swoje buty.
 Łapię jej dłonie i całuję. Boże, wszystko z nią dobrze.
 Skórę ma szorstką i popękaną, gdy stoję blisko zauważam, że taka jest na większości ciała.
 - Daj mi szansę. Ostatnią. Kochanie Proszę. Ja nie potrafię żyć bez ciebie. Sama to wiesz. - muszę o nią zadbać.
 - Tęskniłam za tobą..
 Uśmiecham się. Miałem taką nadzieję
 - Za chwilę nie dam rady ukryć ciąży.. - podnosi na mnie wzrok.
 - Więc dumnie będziesz chodziła do szkoły, nosząc pod sercem nasze dziecko - kładę jedną dłoń na jej brzuch.
- Ty wracasz do szkoły?
 - Wracam. Muszę wiedzieć, co się z tobą dzieje.
 - Więc zobaczysz, co się będzie działo. - mówi na skraju łez
 - Nic się nie będzie działo. Zaufaj mi. Nikt cię nie skrzywdzi. A jeśli spróbuje to niestety będzie wąchał kwiatki do dołu. Tylko musisz mi o wszystkim mówić.
 - I co zrobisz? Nic. Nic nie możesz zrobić.
 - Wszystko mogę zrobić. Mówiłem Ci. Chyba się przekonałaś, że nie warto mi się stawiać.
 - Nie mów tak.. - ścisza swój głos i znowu patrzy na swoje buty.
 - Chodź tu - biorę ją w ramiona.
 Łapie się mojej koszulki i pozwala przytulić.
 - Zamieszkasz ze mną.
 - Jeszcze nie teraz.. - czuje jak chłonie moje ciepło. Jest uczepiona jak małpka.
- Teraz. Musisz być obok - całuję ją po włosach i mocno trzymam. Aniołek.
 - Nie mogę Harry..
 - Musisz. Nie, nie możesz. Jak się czujesz? Który to tydzień? Wszystko jest dobrze?
 - Wszystko dobrze - mówi spokojnie.
 - To dobrze - głaszczę ją po plecach.
 Gdy schodzimy na dół jest też Liam. Ku mojemu zdziwieniu mama Gio cieszy się znów widząc nas razem.
 Nie rozumiem tej kobiety. Godzinę temu nie chciała mnie wpuścić. Ale muszę przyznać, że to piękna kobieta. Giovanni jest do niej podobna.
 Zostajemy tam na kolacje.
 Zauważam, że dziewczyna dalej mało je.
 Biorę talerz i zaczynam ją karmić spaghetti. Nie jest sama.
 Je, ale nie dużo. Prosi bym ją odwiózł.
 - Niedługo zamieszkasz u mnie. Nikt się nie będzie kłócić.
 - Jestem w ciąży z nauczycielem..
 - I co? - pytam. Nie wiem co w tym dziwnego.
 - To nie jest zbyt... no wiesz.
 - Nikomu to nie przeszkadza.
 Parkuje pod jej domem.
 To znaczy pod domem Ronnie. Zacznę jakąś budowę.
 - Dzięki. - mruczy blondynka i wychodzi.
 I tak jutro zobaczymy się w szkole. Ja nie odpuszczę. Będzie jak dawniej.
 Patrzę jak wchodzi do środka i odjeżdżam.
 U mnie jest pełno butelek. Wyrzucam alkohol. Tam w ośrodku miałem odwyk.
 Trzeba to wszystko wyrzucić i zamknąć ten rozdział.
 Zupełnie od nowa. Zabiorę ją do Holmes Chapel
 Następnego dnia jestem bardzo mile witany po powrocie.
 Cieszę się, że tęsknili, ale lekcje będą jak były.
 Nawet Ronnie nie zabija mnie już wzrokiem.
 I ma szczęście. Niech zajmie się swoim życiem
 Lekcje po niej mam z klasą Gio. Dziewczyna ma na sobie czarne rurki, granatową, luźną bluzkę i wełniany, szary sweter.
 Wiem, że wszystko próbuje zakryć. Niedługo się dowiedzą.
- Dzień dobry - mówię. - Nie mogłem być z wami, przez problemy zdrowotne, ale możecie mi gratulować. Zostanę ojcem.
 Gio spuszcza głowę. W klasie słyszę wiwaty i jęki rezygnacji.
 - Rozdam wam teksty. Na koniec lekcji poproszę analizę - mówię i podaję im kserówki
 Jeszcze chwilę trwają rozmowy i zapada cisza.
 Na sam koniec zatrzymuje moje kochanie. Musi się przekonać, że nie ma się czego bać.
 - No co? - pakuje swoje rzeczy.
 Podnoszę ją i sadzam na ławce. - Bo widzisz, chciałbym abyś poszła dzisiaj ze mną na randkę grubasku.
 - Sam jesteś grubas.
 Uśmiecham się i całuję jej czoło.
 - Zaraz ktoś tu wparuje. - odpycha mnie kładąc dłonie na moim torsie.
 - Nikt tu nie wejdzie. Drzwi są zamknięte skarbie.
 - Na klamkę - przypomina.
 Łapię jej rączki i podchodzę do niej jeszcze bliżej. Muskam usta dziewczyny delikatnie, patrząc w jej oczy.
 - Nie rób tego.. - prosi.
 - Musiałem. Jesteś moim powietrzem. Kilkuletnią whisky, której nie mogę się napić, a zapach wypełnia cały pokój. Jesteś powodem do uśmiechu i życie. Sprawiasz ze chcę zrobić wszystko i jeszcze więcej. Kocham Cię.
 - Też cię kocham.
 - I to mnie cieszy. Zacząłem...Nie śmiej się - zaznaczam. - Zacząłem pisać o tobie książkę
 Patrzy na mnie w zdziwieniu.
 Kiwam głową
- Nie miałem co robić w ośrodku. Jesteś dobrą weną. Więc, pojedziemy na kolacje?
 - A możemy zjeść w domu?
 - Nie jedziemy do restauracji. Naprawdę.
 - Okay. - kiwa głową.
 - Chodź. Jedziemy - podaję jej rękę.
 - Tata miał po mnie przyjechać..
 - Zabieram cię na wystawę.
 - Ale tata..
 - Tam będzie tata.
 - Tata - powtarza to słowo patrząc na mnie.
 - No co?
 - Będziesz musiał nauczyć się reagować. Tata..
 - Ja już reaguje. Będę najlepszym tatą.
 - Wiem - uśmiecha się.
 Biorę ją na ręce i wynoszę z sali. Jedziemy na wystawę.
 Tam jesteśmy dwie godziny.
 Nawet ciekawe, ale moim zainteresowaniem jest Giovanni.
 Chodzi koło prac przyglądając się każdej uważnie. Zauważam, że moja siostra śledzi każdy jej ruch.
 Nie wygląda jakby była zadowolona z obecności córki jej chłopaka.
 Gio dziękuję mężczyźnie, który podchodzi do niej z kieliszkami szampana.
 - Kochanie - biorę ją za rękę. - chcę ci powiedzieć coś jeszcze.
 - Hm? - nie zabiera wzroku z obrazu.
 - Mam siostrę..
 - Wiem. Powiedziała mi.. - mówi bardzo spokojnie.
 - Tak? Ta siostra ma syna.
 - Mój ojciec o tym wie?
 - Tak, wie że ma syna. Tylko tym synem jest Troy.
 Wzrok dziewczyny pada na Kate. Jest zdziwiona.
 Kobieta odwraca się i przytula do Paula.
- Nie wiedziałam...
 - Dlatego ci mówię..
 - Jest i już.
- Wracamy?
 - Jeszcze chwilę.. - idzie do następnego eksponatu.
 Idę za nią. Zabiorę ją na zakupy.
 Później ojciec bierze ją na bok i oddaje mi po piętnastu minutach.
 - Poważna rozmowa?
 - Tak jakby - blado się uśmiecha i zakłada szalik po czym wychodzimy.
 - Zaczynam się martwić.
 - Czym? – pyta, a ja ruszam.
 - Tym, że moja siostra cię nie lubi.
 - Chyba rzeczywiście do końca za mną nie przepada.
 - Powinno być na odwrót.
 - Może tylko nam się wydaje. - wzrusza ramionami.
 - Jedziemy do galerii.
 - Po co?
 - Po zakupy.
 - A dużo tego masz?
 - Tobie zakupy.
 - Ja mam zakupy.
 - Zaraz nie będziesz mieć.
 - To pójdę do sklepu, albo wyślę Nialla.
 - Mowie o ubraniach dziewczyno. Nie będziesz nic nosić.
 - Na razie jeszcze mieszczę się w ciuchy.
 - Skończ temat.
 - Muszę się uczyć Harry..
 - Pomogę Ci w nauce.
 - Geografia?
 - Łatwe.
 - Dobra.
 Jadę do galerii. Tam kupujemy masę ubrań.
 Teraz siedzimy w pokoju Gio i pomagam jej z tą geografią.
 Dokładnie jej wszystko tłumaczę. To nie trudne.
 Chyba, że jest się obecnym tylko ciałem i w ogóle się nie słucha.
 - Giovanni do cholery.
 - Tak? - przenosi na mnie wzrok.
 - Myślisz o wszystkim tylko nie o geografii. Co jest?
 - Słucham cię, cały czas.
 - Co się dzieje? - składam książkę.
 - No nic.
 - Gio.
 - Mówię przecież.
 - A ja poważnie pytam.
 - Idę sobie zrobić herbaty.. - podnosi się z podłogi.
 - Jasne - prycham
 - Myślę, że wystarczy mi nauki na dzisiaj.
 - To znaczy idź sobie? Idę.
 - Dzięki za pomoc.
 - Proszę.
 - I za zakupy.
 - No dobra juz się nie rozpędzaj
 Uśmiecha się i całuje mój policzek.
 Oddaję jej książki i zbiegam na dol. Rozmawiamy z Niallem, gdy moja dziewczyna się szykuje
 Ronnie właśnie wychodzi z kąpieli.
 - Gdzie idziecie? - pyta mnie szukając ubrań.
 - To niespodzianka - odpowiada za mnie Niall.
 - A ty też masz jakąś? - patrzy na niego świecącymi się oczami.
 - Jasne kochanie - patrzy na mnie pytająco.
 Wzruszam ramionami dając mu wolną ręką.
- A jaką? - poprawia ręcznik.
 - Niespodzianka musi być niespodzianką.
 - Uparty jest.
 ~*~
 Giovanni
 Wychodzę ze szkoły poprawiając plecak. Duża ilość ciężkich książek nie wspiera mojego kręgosłupa.
 Ledwo chodzę. Brzuch jest duży, ale to już prawie koniec szkoły.
 Siódmy miesiąc kończy się dobrze. W szkole reakcja była dość głośna. Wszyscy mówili, że Niall jest ojcem też mojego dziecka.
 Harry był bliski tego, żeby powiedzieć prawdę ale się powstrzymał.
- Hej skarbie - słyszę przy aucie. - Zasłonie ci oczy. Daj ten plecak.
 - Nie - mówię od razu. - Nie chce nic na oczy.
 - Musisz. To tylko chustka - pokazuje na moją kolorową apaszkę.
 - Zamknę je, okay? Po prostu zamknę.
 Przyciąga mnie do siebie i całuje.
 Chowa mój plecak i rusza.
 Nie jedziemy do niego, gdzie mieszkam.
 Milczę wiedząc, że i tak nic mi nie powie.
 Niespodzianka. Od czterech miesięcy.
 W końcu karze mi zamknąć oczy i po chwili czuję, że stajemy.
 - Ale nie podglądaj skarbie - obejmuje mnie i prowadzi.
- Tylko ciemność.
 Prowadzi mnie gdzieś. Nawet nie wiem.
 - Daleko? - pytam.
 - Zaraz kotku.
 Idę ostrożnie z rękami przed sobą.
 Napotykam drzwi. Harry je otwiera.
 - Gdzie jesteśmy? - pytam.
 - W domu.
 - Czyim?
 - Naszym.
 Otwieram oczy zaskoczona. Niespodzianka.
 Dom jest drewniany, wykończony idealnie.
 Jak w bajce.
 - Cudowny..
 - Dla ciebie księżniczko.
 - Jest najlepszy..
Obejmuje mnie i całuje w czoło.
 Przytulam się do niego mocno.
Prowadzi mnie na górę. Chyba do pokoju dziecka.
 Wszystko tam wygląda jak z katalogu. Pasuje i uzupełnia się nawzajem.
- Nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka wiec..
 - Więc idealnie będzie pasować tak czy tak.
Uśmiecha się do mnie.
- Jesteś szczęśliwa?
 - Tak. - odwracam się do niego.
- Jak bardzo?
 - Bardzo.
- Udowodnij - podchodzi z uśmiechem.
 - Jestem bardzo szczęśliwa - zrzucam mu ręce na szyję
- I dzięki temu ja też jestem kochanie - całuje mój obojczyk.
 Uśmiecha się do mnie i całuje moje usta.
 Później kuca. Dotyka mojego brzucha.
 Jest kochany i taki czuły wobec maleństwa.
 Bardzo dużo do niego mówi. Codziennie mu coś opowiada. Albo śpiewa.
 - Co byś wolał?
 - Dziewczynkę. Chcę ją rozpieszczać. Ale zaraz potem chłopca.
 - Zaraz jak zaraz.
 - Nie psuj chwili.
 - Jasne, przepraszam - chichocze.
 Zamyka mnie w ramionach. Jestem szczęśliwa. Znowu.
 Wieczorem bierzemy wspólnie kąpiel.
 - Rusza się misiu?
 - Zawsze jak mówisz..
 - A jak ty mówisz?
 - Też.
 - No widzisz. On nas słucha.
 - Zdecydowanie.
 - I za chwile z nami będzie - całuje mój kark.
 - Na szczęście zdążę skończyć tą cholerną szkołę.
 -Tak.
 Opieram się o jego tors i przymykam oczy.
 Jeździ rękoma po moim ciele. Myje mnie.
 Lubię to uczucie. Uśmiecham się i jeżdżę ręka po jego udzie.
 - Jesteś strasznie seksowna
 - Z brzuchem?
 - Tak. To dodaje ci uroku.
 Śmieje się patrząc na niego przez ramię.
 - I straszna mam na ciebie ochotę.
 - Dziecko cię słucha.
 - Oj tam..
 Muskam jego dolną wargę i ciągnę za nią.
 Oddaje pocałunek. Wsuwa rękę między moje uda.
 - Hej! Tak nie zaspokoisz ochoty..
 - Najpierw dogodzę tobie
 - Razem.. - obracam się i siadam na jego kolanach.
 Opieram się o uda mężczyzny. Patrzy w moje oczy.
 - Kocham Cię.
 - A ja ciebie...
 Pochylam się i całuje go.
 Wchodzi we mnie powoli. Zaczynamy się poruszać.
~ Trzy lata później ~
 Idę z Mikeiem do ich pokoiku po kąpieli. Mały cały czas mnie rozbiera chcąc mleko. W przeciwieństwie do jego siostry nie możemy wytłumaczyć mu, że jest już za duży.
 - Am mamo. - robi głupią minę. Po ojcu. Jestem pewna.
 - Zaraz dam ci zupkę jak chcesz.
 - Nie. Mleko!
 - Spieprzysz jeszcze raz z łazienki, a zwariuje! Darcy!- słyszę z dołu.
 Śmieje się cicho. Biorę małego pod pachy i patrzę mu w oczy.
 - Mleko w butelce to najwyżej.
 - Ciemu? - przechyla główkę w bok.
 - Nie możesz już ode mnie. Nie ma.
 - Szkoda...Tata wypił?
 - Nie mały. Wy wypiliście.
 Smutny przytula się do mnie. Schodzę do kuchni. Za płotem mieszka Niall z Ronnie oraz Denisem. Tego dziecka nie da się ogarnąć.
 Harry wynosi naszą córkę owiniętą w ręcznik.
 Jest na bosaka a nogawki spodni ma podwinięte. Koszula jest całkowicie mokra.
 - Mama! - mała piszczy i zaczyna się wyrywać.
 - Ty się nie odzywaj. Masz zakaz - mówi do niej i bierze jeszcze Mike'a.
 - Jaki surowy. - dokuczam chłopakowi.
 - Ty też się nie odzywaj - grozi mi.
 Idę zrobić maluchom płatki z mlekiem.
 Mogą jeść normalnie. Zazwyczaj jedzą to co my tyle że bez soli.
 Siadamy razem i ja karmie małą, a Harry Mikea.
 Darcy grzecznie się nie odzywa. Nie lubi podpadać ojcu, bo to córusia tatusia.
 Tylko otwiera buzię, ale cały czas parzy na niego.
 - Zaraz ci te oczęta wypadną - wystawia jej język.
 Zaczyna się śmiać przez co całą brodę ma w mleku. Biorę chusteczki i wycieram ją.
 - Mama, idziemy na basen? - pyta Mike.
 - Słońce idziemy spać.
 - Juś? Tata śpiewa - mówi uderzając rączką w blat.
 - Proszę pana - grozę mu palcem
 - Dobra. Idziemy spać. Potem będziemy trzy razy w nocy wstawać, żeby ich wysadzić, bo inaczej zamoczą materac.
 - Kochanie.. - uśmiecham się zwycięsko wiedząc, że to on dzisiaj kładzie maluchy.
 - A ty - bierze ich na ręce, a mnie całuje w czoło. - Prezent leży na łóżku.
 Patrzę jak wchodzi po schodach i macham dzieciom, po czym ciekawa idę do sypialni.
 Na wielkim łóżku leżą dwa pudełka. Jedno mniejsze. Drugie większe. W jednym jest naszyjnik...Piękny, ale nie przysadzisty. W drugim jest pierścionek.
 Są śliczne. Patrzę na nie bardzo długo...tylko z jakiej to okazji?
 Zauważam tez karteczkę. "Powiesz tak? I zostaniesz tylko w tych prezentach?".
 Uśmiecham się szeroko i zakładam pierścionek. Jest śliczny.
 To brylant. Z pewnością brylant.
 Czekam na niego chcąc mu odpowiedzieć i poczuć jego ciepło.
 Po chwili wchodzi cicho do pokoju.
- Kocham je, ale najlepsze są jak śpią - uśmiecha się i pochodzi do mnie.
 Od razu przyciągam go i całuje.
 Podnosi mnie sadzając na biodrach.
- Moja piękna pani to znaczy tak?
- Tak - ponownie łącze nasze wargi na prawdę szczęśliwa.
Uśmiecha się szeroko. Oddaje czule pocałunek zdejmując ze mnie bluzkę.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
No i dotrwaliśmy do końca :) Dziękujemy za każdy komentarz i wejście. Mam nadzieję, że uda nam się poprowadzić to opowiadanie. O TO http://www.wattpad.com/92857638-alter-ego

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 16

Stoimy z Ronnie w salonie na przeciwko siebie. Ja mam koszule Harrego, a ona ubrana jest w koszule Horana. Obie ledwo powstrzymujemy śmiech. Miało nie być żadnej i obie ściągnęłyśmy facetów na chatę.
Teraz obaj śpią, a my naprawdę nie byłyśmy w nocy świadome tego, że nie jesteśmy same.
- To tego...Robimy śniadanie? - uśmiecha się do mnie.
Zamykam usta i wybucham śmiechem. Dociera do mnie jak szczęśliwa teraz jestem.Zero smutku. Zero łez. Jest bardzo dobrze. Nie boję się. Chłopcy również są zdziwieni gdy schodzą na dół, a my dwie krzątamy się po kuchni przedrzeźniając dźwięki z nocy. Cały czas się śmiejemy.
- Wiesz co? Coś jest nie tak, jest za miło - rozmawiają rozstawiając talerze.
~ Harry ~
- Dobrze wkładałeś - Niall Oblizuje palce, a po chwili na jego kolanach siada blondynka,ale to ta moja.
- Z pewnością lepiej od ciebie - opieram rękę na drugim krześle. - A ty się kochanie nie pomyliłaś?
- Tak tylko.. - wzrusza ramionami i oplata ręką kark blondyna.
- Tak tylko mnie nie denerwuj - kręcę głową.
- W życiu. - sięga po jedną z kanapek.
- Jakieś plany? - pyta Ronnie siadając na krześle.
- My jedziemy do Hazzy.. - mówi Gio z pełnymi ustami.
- Wszyscy jedziemy do Paryża - odpowiadam. W końcu są ferie.
- A co chcesz robić dzisiaj? - szczypię ją w tyłek.
- Jedziemy do ciebie. - powtarza z kolei szczypiąc mnie w udo.
- Dobrze kochanie.
- A my? - słyszę Nialla jak pyta swojej dziewczyny.
- Możemy się pouczyć. Poczytamy książki i pójdziemy na film naukowy.
- Żartujesz prawda?
- Dlaczego mam żartować? - mruga oczami. - Lepiej przygotuje się na angielski.
- Ja pierdole.. - śmiejemy się z niego.
- Sam mówiłeś, że trzeba się uczyć. - grozi mu palcem.
- Zawsze możemy to olać.
- Siebie olej - mówię stukając palcami w krzesło. - Nie po to się tyle napracowałem.
Czuje jak Gio wtula się w moją szyję. Całuję ją po włosach. Mój piękny aniołek.
- Zjedz, a ja idę się ubrać.. - szepcze i idzie na górę.
- Wolałem cie bez spodni!
Godzinę później rzeczywiście jedziemy do mnie. Mi to bardzo odpowiada. Lubie ja mieć przy sobie.
Blondynka biegnie na górę gdy ja idę do salonu.
- A ty gdzie? - siadam na fotelu.
- Musze poszukać swojej bransoletki! - słyszę z góry. - Szuflada?! Szafka?! - otwiera chyba wszystko po kolei.
- Gio nie wiem...kurwa - idę do niej.
Słyszę jak krzyczy co robi i gdzie szuka i nagle milknie.
Zagryzam wargę stając w progu sypialni. Domyślam co znalazła. Ale też wiem jak zareaguje. Są dwie opcje. Wyjdzie bez słowa i już się nie odezwie. Zacznie krzyczeć, wyzywać i dopiero wyjdzie, może wcześniej dając mi w twarz.
Stoi po drugiej stronie pokoju z jedną z opasek w rękach. Widzę że wszystko sobie układa.
Podchodzę do niej i łapię za rękę. Odwracam ją do siebie.
- Zostaw to i na mnie spójrz - mówię.
- Nie dotykaj mnie. - odsuwa się gwałtownie. Widzę łzy w jej oczach.
- Giovanni, cholera. Nie zrobię ci krzywdy. Przecież to wiesz. To było dawno. Zaluję tego tak samo jak narkotyków.
- Błagam, zostaw mnie.
 - Nie. Nie zostawię cię. Nie potrafię tego zrobić. Proszę cię... - KURWA MAĆ. - Skarbie, przepraszam. Wiem, przez co przeszłaś przez to wszystko.
 - Chce wyjść.. - szepcze.
 - Gio.
 - Błagam..
 - Przepraszam. Nie chciałem do tego wracać. Mówiłem Ci. Zmieniłaś mnie - powtarzam i odsuwam się.
 - Nie rób mi krzywdy. - prosi.
 - Nie mów tak. Nie patrz tak na mnie - przełykam ślinę.
 - Proszę.. - jej głos się łamie.
 - Przecież cię nie trzymam. Tylko nie patrz tak na mnie.
 Nie spuszczając ze mnie wzroku kieruje się do drzwi.
 Siadam na łóżku i chowam twarz w dłoniach.
 Słyszę trzask drzwi. Nie ma jej.
 Wiedziałem, że tak będzie. Ze w końcu ją stracę. Ale dlaczego teraz.
~ Giovanni ~
 Wybiegam na ulicę przez co prawie wpadam pod samochód. Kieruje się do domu, w którym jednak jestem trzy godziny później.
 Jest mi duszno. Źle. Mam okropny mętlik w głowie.
 Przecież to nie mógł być Harry. Jemu na mnie zależy.
 Nawet to okazywał. Mówił, że mnie nie zrani i ochroni.
 A teraz dowiaduje się, że to on jest winny temu wszystkiemu co przeszłam.
 To było straszne. Nie chce do tego wracać.
 Idę bez słowa do siebie czując na sobie wzrok przyjaciółki i Nialla.
 - Co jej się stało...- słyszę blondynkę.
 Szybko zamykam się w swoim pokoju.
 Muszę odpocząć. Przemyśleć.
 Zbieram, a raczej próbuje zebrać myśli.
 Siadam na łóżku. Dlaczego...?
 Rozpłakuje się w poduszkę.
 To dla mnie duży szok. Przykrość. Zakochałam się w nim.
 Teraz znowu zostaje sama. Na prawdę się tego boje.
 Zawiódł mnie. Miałam nadzieję, że to poważny związek.
 Chlipię. To wszystko układa się w kompletną całość.
 Ale też...Widziałam jak Harry bał się, że odejdę.
 Nie chce funkcjonować bez niego, ale przecież nie mogę z nim teraz być
 To zbyt chore. O Boże. Muszę to sobie poukładać.
 Przytłoczona tym wszystkim zasypiam.
 Budzi mnie Weronica. Podaje herbatę i kanapki.
 - Nie jestem głodna.. - odwracam się do niej plecami.
 - Co się stało?
 - On.. zrobił coś okropnego.
 - Co ci zrobił? - siada obok przestraszona.
 - On... - rozpłakuje się na nowo.
 - Hej mała...Co Harry ci zrobił?
 Przytulam się do niej mocząc jej bluzkę.
 - To był on - do pokoju wchodzi Niall.
 On wiedział?! O boże! Płacze jeszcze bardziej.
 Wszyscy mnie oszukiwali? Ukrywali prawdę.
 - Wyjdź stad - mówi Ronnie.
 - Oszukał mnie.. - chlipie.
 - Cicho...- przyjaciółka mnie przytula. - Wszystko będzie dobrze. Wyjaśnicie to sobie.
 - Nie, nie chce go znać. - patrzę na nią. - Nie po tym co zrobił.
 - Też jestem zła. To szokujące. Wiem - kręci głową. - Musiał mieć powód.
 - Ja go kocham... - szepcze.
 Całuje mnie we włosy i głaszcze po plecach.
 - Będzie dobrze...
 Na nią zawsze mogę liczyć. Pomaga mi i wspiera, jest najlepsza.
 Ufam jej bardziej niż sobie. Siedzimy w ciszy bardzo długo.
 - Wiesz? - mówi cicho. - Serce nie jest głupie.
 - Ale to co zrobił...
 - Wiem. To złe i chore. Wiem to - pociąga nosem i podaje mi chusteczki. - Ale żeby to zrozumieć potrzeba czasu. Ja potrzebowałam.
 Przytulam ją. Cały dzień spędzam w pokoju.
~ Weronica ~
 Przykrywam Gio kołdrą i wychodzę z pokoju. Biorę głęboki oddech.
 Zdecydowanie nie zasługuje na to wszystko co ją spotyka.
 Powinna być szczęśliwa. Jestem zła. Nie rozumiem tego wszystkiego. Schodzę spokojnie na dół.
 Gromie Nialla wzrokiem i idę do kuchni.
 Niech on się nawet do mnie nie odzywa. Najlepiej jak wyjdzie. Wlewam wodę do czajnika.
 A jak Harry tu przyjdzie to mu chyba oczy wydłubie.
 Jestem na niego zła. Nie ukrywam tego. Ale też nie wiem jak żyć bez miłości. Jednak nie mam zamiaru mu pomóc w zdobyciu ponownie Gio. Już wystarczająco przez niego cierpi. To co zrobił...to niewybaczalne. Chore. Nie mógł od razu próbować? Tylko robił za szaleńca..
 Zalewam sobie kawę wrzątkiem i z kubkiem idę przed telewizor.
 Biorę pilot i przełączam nudny golf. Mój dom i oglądamy co ja chce, jak się nie podoba może wyjść.
 I tak będzie najlepiej. Oszust jeden. Robi się ciemno gdy Niall wraca do siebie. Kocham go, ale znów mnie zawiódł. To była bardzo istotna sprawa.
 Zostajemy same. Sprawdzam czy u Gio wszystko w porządku i wracam na dół. Mam zamiar jej pilnować przed zrobieniem czegoś głupiego ...nawet całą noc. Ja ją znam. Wykonuje pochopne decyzję. Siedzę na jej łóżku i co chwila rozłączam połączenia. Wyłączam jej komórkę i idę pod prysznic. A ferie zapowiadały się naprawdę ciekawie.
 Noc spędzam z nią. Śpi niespokojnie.
 Może ma jakieś koszmary. Ciągle mówię, ze wszystko jest dobrze. Strasznie szkoda mi przyjaciółki.
 Obie mamy za sobą ciężką i nieprzespaną noc.



czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 15

harry styles , perfection
Przedstawienie jest już dziś. Denerwuję się. Zaczynamy. Na znak wychodzę na scenę i odgrywam swoją rolę. Na widowni są moi rodzice. Ronnie również. No i Harry. Wspominał tez o gościach z Juilliarda. Nie znam tych ludzi i wolę o tym nie myśleć.
Nie chcę się pomylić. Cała godzina to męczarnia. Oddycham z ulgą gdy wszystko się kończy. Kłaniamy się przed publicznością. W jakimś stopniu jestem z siebie dumna.
Schodzę ze sceny i idę się przebrać.
- Panna Wesley? - dwie starsze kobiety do mnie podchodzą.
- Tak - zapinam swój sweterek już przebrana.
- Mamy dla pani propozycje.
- Słucham?
- Może pani u nas studiować. Juilliard to szkoła artystów.
- Och ja.. Dziękuję - jestem zaskoczona.
- Świetnie pani zagrała - mówi jedna z kobiet. Uśmiecha się i wręcza mi kopertę.
- Na prawdę to dla mnie zaszczyt.
- Proszę niech pani zadzwoni kiedy podejmie decyzję. Do końca tego roku - odpowiada ta druga.
Rozmawiamy jeszcze chwilę i odchodzą. Czuję jak ktoś mnie obejmuje i całuje w szyję.
Spinam się automatycznie i dopiero po chwili rozluźniam.
- Pięknie kochanie. Jestem dumny. A do tego dostałaś swoją szansę - masuje ręką mój brzuch.
- Dzięki. - odwracam się do niego.
- Proszę - mężczyzna mnie całuje.
Krótko oddaje pocałunek i uśmiecham się. Harry przytula mnie do siebie i całuje mnie włosy. Zabiera moje oczy, a ja witam się z rodzicami. Jakoś żadnemu nie przeszkadza to, że jestem z nauczycielem. Myślę że nawet jeśli im się to nie podoba to nie powiedzą gdyż sami zdradzili siebie nawzajem. Duma. Honor. Te sprawy. Tata mówi, że jest bardzo dumny. Za to mama jest wzruszona. Czyli naprawdę się udało. Wieczór na prawdę jest miły i dobrze czuje się bliskich mi osób. Siedzimy przy stole w galerii taty. Jest sala, gdzie zazwyczaj są organizowane kolacje. Zajmuję miejsce przy szklanym szkole obok Harry'ego. Moja mama siedzi tuż przy Liamie, tata obok Kate, a Emmett (czy też Niall) siedzi razem z Ronnie.
Prowadzone są żywe dyskusje na różne tematy. Ja jakoś się nie udzielam, ale to nie oznacza że nie mam humoru. Czuję palce na moim podbródku. Harry odwraca moją głowę w swoją stronę i patrzy na mnie.
- Hm? - pytam wyrwana z zamyślenia.
Marszczy brwi i przejeżdża palcami po mojej dolne wardze, a potem daje mi krótkiego buziaka. Uśmiecham się wracam wzrokiem do pustego talerza.
- Jeśli nie powiesz mi co się dzieje, będę zawiedziony. Wolałbym, abyś mi ufała - mówi poważnie do mojego ucha.
- Wszystko jest w porządku, naprawdę - przekonuję go, potrząsając głową.
- Nie wierzę - odpowiada cicho i wbija wzrok w moją rękę, którą trzyma.
- Przepraszam.. - wstaję od stołu i idę do łazienki.
Wchodzę do zadbanego pomieszczenia, zamykając za sobą dębowe drzwi. Opieram się o nie i biorę głęboki oddech. ON nie pojawia się w moim życiu już długo. Po prostu zniknął. Tak strasznie się boję, może przyjść w każdym momencie, a ja nie mam jak się bronić.
Tak naprawdę może zrobić wszystko. Nie mam na to wpływu. Jednak mam nadzieję, że po części odzyskałam jakieś szczęście. Teraz wszystko się układa, naprawdę jest dobrze. Przeczesuję palcami włosy i biorę głęboki oddech. Nie denerwuj się. Nie masz po co. Czym się martwisz? On nie wraca, a ty panikujesz.
Robię siusiu i myję ręce. Okay. Czas tam wrócić. Wychodzę z łazienki. Wracam do stołu, poprawiając swoją czerwoną bluzkę i sweterek. Miejsce obok mnie jest puste.

- Gdzie Harry? - pytam przyjaciółki.
Podnosi wzrok, obejmowana przez blondyna. Wskazuje palcem na taras. Kiwam głową i podnoszę do ust kubek z herbatą. 
~Harry~
Powinienem ją zostawić. Coraz trudniej jest mi udawać, że o niczym nie wiem. Ale też trudno jest odejść...Giovanni jest osobą, która powoduje, że się zmieniam. Zaczynam uśmiechać i dostrzegać też uczucia w życiu. Nie uważałem oczywiście, że jedynie seks jest dobry. Ale poczułem więź z tą dziewczyną. Wiem jednak, że gdy powiem jej prawdę, zostawi mnie. Ucieknie. Nie będzie chciała znać. A do tego to, że jestem dilerem...Pójdzie na policje. Nie pozwoli się zbliżyć.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. Tak strasznie się boję jej straty. Źle zaczęliśmy. Wiem. Ale to było silniejsze. 
Wracam do stołu dziesięć minut później. Zajmuje swoje miejsce, a blondynka opiera głowę o moje ramię. Całuję ją w skroń i przewracam w palcach telefon. Niall patrzy na mnie, przytulając swoją dziewczynę. Znam go i wiem że też nie jest mu łatwo. Tyle, że on nie jest jeszcze w tak podłej sytuacji jak ja. Ronnie wie o narkotykach. O całym biznesie. Nie wie tylko o jego osobowości i o mnie.
- Odwieziesz mnie? - słyszę głos dziewczyny.
Bez słowa wstaję i biorę jej płaszcz. Pomagam ubrać się Gio. Żegnamy się ze wszystkimi i wracamy. Odwożę ją pod dom Weronici. Później bezpiecznie odprowadzam pod drzwi.
- Dziękuję.
- Nie masz za co - wzruszam ramionami. - Dobranoc.
Staje na palcach i łączy nasze usta.Oddaję pocałunek, obejmując ją jedną ręką w talii. Cicho wzdycham i kolejny pocałunek składam na czole dziewczyny.
- Dobranoc.
- Odrób lekcje i śpi dobrze - niechętnie ją puszczam.
Patrze jak drzwi za nią zamykają się i odjeżdżam. Jadę do jednego z barów. Siadam przy stoliku mając kieliszek i całą butelkę. Upijam się co pozwala wyłączyć mi myślenie. Do tego chyba coś połykam...
Sam nie wiem kiedy i jak ale znajduje się pod oknem Gio.
 Dosłownie to w ogrodzie.
- Julio otwórz ten balkon! - chwieję się.
 Widzę, że lampka się zapala, ale okno pozostaje zamknięte.
 - Proszę! Zimno mi, a twój widok mnie rozpala! - krzyczę.
 - Harry? - w końcu ją dostrzegam.
 Uśmiecha się. Seksowna jest w tej piżamie.
 - Co ty tu robisz... pijany.
 - Tylko trochę. Bo widzisz - patrzę na nią. - jestem idiotą. Kompletny frajer ze mnie - kołyszę się.
 - Wcale nie. Otworze ci, idź ostrożnie do drzwi dobrze?
 - Chyba nie trafię kochanie. Nie powinnaś się mną przejmować. Jestem skończonym. Totalnie. Masakra jakaś. - co ja pierdole...
 - Idę po ciebie - znika.
 Siadam na trawie i spuszczam głowę w dół.
 Czuje po chwili ręce wokół mojego ramienia.
- Chodź Harry, jest zimno.
 - To mój tekst - mówię cicho i podnoszę się.
 - Wiem, no chodź. - prowadzi mnie do środka.
 Stajemy w holu. Przyciągam ją mocno do siebie. Jej włosy robią się wilgotne od...moich łez
 - Harry co jest?
 - Nie chcę cię stracić...
 - Hej, spokojnie.. - sadza mnie na kanapie i sama ląduje obok. - Prześpij się dobra?
 - Jutro powiem to samo co dzisiaj. Albo nie powiem, bo nie będę miał odwagi.
 - Ale co? - jej głos jest zmartwiony.
 - To, że mnie zmieniłaś. Nie ma w tym przesady?
 - Nie rozumiem.
 - W innego człowieka. Ja...Żyłem nocą.
 - Powiedz mi - prosi.
 - Jestem pijany.
 - Harry powiedz.
 Łapię jej dłoń i zamykam w swojej. Nie umiem. Muszę ją przy sobie zatrzymać.
- Te narkotyki...
 - Stąd tak dobrze znasz Em...Nialla?
 - Tak.- kiwam głową. - My nie bierzemy tego. Żaden z nas. Wyjątek to ja dzisiaj...Nie radzę sobie z tym. Nie chcę cię oszukiwać.
 Nie odzywa się dłuższą chwilę.
 - Zajmujesz się tym... rozumiem.
 - Christian to sprowadza. Cała reszta rozprowadza. Liam i Zayn również.
 - Wow..
 - Mogę przestać. Tylko nie odchodź - jestem zdesperowany. Przysięgam, że jestem.
 Czuje jej usta na swoich.
 - Ciii... Spokojnie tak? Idziemy spać i porozmawiamy o tym jutro.
 Przytulam ją do siebie. Musi się wyspać. Ma rację.
 Sam nie wiem kiedy odpływam z nią w ramionach.
 Budzik. Boże, nienawidzę tego dźwięku. Zwłaszcza gdy już czuję, że mam kaca.
 Coś porusza się na moim brzuchu. Otwieram oczy i dostrzegam przeciągającą się Gio.
 - Cześć...- mówię obejmując ją, aby nie spadła.
 - Hej..
 - Wyspałaś się artystko?
 - Musimy porozmawiać - mówi poważnie.
 - Wiem - wzdycham cicho.
 - Po prostu chce wiedzieć wszystko. Opowiedz mi - siada wygodniej na moich kolanach i patrzy mi w oczy.
 Kurwa. Przez duże K. Przecież TEGO jej nie powiem. Boże. Co ja mam zrobić? A jak kiedyś się dowie?
 Blondynka cierpliwie czeka posyłając mi krzepliwy uśmiech.
 - Jestem dilerem -zaczynam spokojnie.
 Kiwa głową i pokazuje bym mówił dalej.
 - Ale też i nauczycielem. Na początku chodziło o rozprowadzanie towaru po szkole, ale później juz nie. Później byłaś ty
 - Tylko dlatego zacząłeś pracować w szkole?
 - Na początku. Potem mi się to spodobało. W pewnym sensie kontrola.
 - No tak, twoja zdanie jest najważniejsze - śmieje się przez co trochę mi ulżyło.
 Biorę jej twarz w dłonie i całuję jej słodkie usta.
 Oddaje pocałunek równie chętnie co ja.
 - Ubieraj się. Musimy jechać słońce. - przyjeżdżam ręką po jej nodze.
 Wydyma wargę niezadowolona i schodzi z moich kolan.
 Opadam na dwie poduszki i zakrywam twarz dłońmi.
~ Weronica~
 Eme...to znaczy Niall, nie mogę się przyzwyczaić już godzinę próbuje ściągnąć mnie z łóżka.
 Nigdzie nie idę. Nie mam zamiaru. Przytulam policzek do poduszki.
 - Ronnie no.. - widzę jego twarz tuż przed moją
 - Jak chcesz to idź. Nie bronię ci. Naprawdę.
 - Mówiłem żebyś nie ruszała wczoraj tego wina jak już wróciliśmy.
 - Może i mówiłeś - uśmiecham się. - Znalazłam jakiś woreczek z kolorowymi tabletkami.
 - Ronnie! - teraz jest zły.
 - Ta...Nie wzięłam idioto - mrożę go wzrokiem.
- Wstawaj.
 - Setny raz mówię, że nie.
 - Trzeba chodzić do szkoły - tłumaczy śmiesznie.
 Zaczynam się śmiać i odwracam się na plecy.
 - Słońce moje no rusz ta swoja seksowna dupę.
 - Której i tak nie przelecisz - zaznaczam.
 - Ja często zmieniam zdanie..
 - Tak serio to zostaję w ciepłym łóżku.
 - Ale od jutra nie ma, że boli - wchodzi pod kołdrę koło mnie.
 - Od jutra nazywam się Hannah Montana.
 - To co? Grzeszymy? - czuje jego rękę na brzuchu.
 - Śpieszno ci? A może ja chcę ślub. I karetę?
 - Ślub też będzie..- odwraca mnie do siebie.
 - No właśnie. I ty w garniturze. - mówię.
 - To jak?- podwija moją bluzkę.
 Już nic nie mówię. Może to pomoże zapomnieć o bólu głowy.
 Znajduje się nade mną całując moje usta.
 Oddaję czułe pocałunki. Jeżdżę rękoma po jego plecach.
 - Kocham cię wiesz? - mówi poważnie.
 - Wiem. Też cię kocham - całuję go.
 Odsuwa się i patrzy mi w oczy.
 - I na prawdę chcę z tobą być i nigdy więcej nie dać ci powodu do płaczu.
 Uśmiecham się. Wierzę mu. Ale on to wie. Dlatego dostał szanse.
 - Strasznie cię kocham. - całuje całą moja twarz powtarzając to.
 Jest słodki. Obejmuję jego szyję.
 - No chodź do tej szkoły... - mruczy.
 - Nie. - śmieję się.
 Wypuszcza powietrze z ust i opada przygniatając mnie.
 - Ale śniadanko możesz zrobić...
 - Nie mogę.
 - Czemu?
 - Bo teraz gdy nie masz stanika świetnie jest czuć twoje cycki - szczerzy się.
 - Niall! - krzyczę. Boże, co za debil. Wariat.
 Całuje mnie mocno przez co nie mogę dalej krzyczeć.
 Nawet nie chcę. Ciągnę za jego włosy.
 Mruczy zadowolony tym posunięciem i wręcz brutalnie wpycha swój język do moich ust.
 Obracam nas i siadam na jego klatce.
 Pozwala mi na to i uśmiecha się cwaniacko jeżdżąc dłońmi wzdłuż moich ud.
 Przechodzę z pocałunkami na jego szyję.
 Czuje przy tym jak ściska mój tyłek i po chwili go szczypie.
 - Weź te ręce - robię mu malinkę.
 - Moje ręce lubią tam być.
 - To źle dla nich - dostaje po łapach.
 - Ej! - odwraca nas znowu nie martwiąc się rozpinaniem po prostu przeciąga mi przez głowę bluzkę.
 Zsuwam mu lekko dresy. Lądują na podłodze.
 - Więc biologia z głowy.. - całuje mój dekolt.
 - Ty ją już zdałeś...- mruczę.
 Zniża się na mój brzuch i pozbywa mnie majtek zasysając skore na biodrze.
 - Nawet tam? - chichoczę.
 Wraca do góry i wkłada ręce pod moje plecy jakby przytulając mnie.
 - Pierwszy raz będę cię kochał.. - mówi jakby to było ważne do zapisania.
 Uśmiecham się i wtulam twarz w jego szyję. Jest kochany. Nerwowy ale mój. Całuję jego obojczyk.
 - To będzie taka obietnica. Moje zobowiązanie, że nigdy nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, że zawsze będę przy tobie..
- Wiem, że będziesz Niall. Że mnie nie zostawisz.
Uważnie skanuje moją twarz. Muska czubek nosa i łączy nasze ciała jednym, szybkim ruchem.
 Oplatam nogami biodra blondyna. Jedną rękę wplatam w jego włosy, a drugą wbijam w poduszkę.
 Nie rusza się. Daje mi czas. Całuje i pieści moją szyję całą zostawiając w śladach po sobie.
 Unoszę się lekko do góry wyznaczając nam wolne tempo.
 Dołącza do mnie wykonując pełne, płynne i głębokie ruchy. Jedną rękę zsuwa na mój pośladek i jeszcze mnie do siebie dobija.
 Czuję go całego w sobie. Zdecydowanie dokładnie mnie wypełnia. Oddycham trochę szybciej.
 - Jesteś moją księżniczką. Będę to powtarzał kiedy tylko będziesz chciała. - zastyga nagle w miejscu i wręcz połyka wypuszczane przeze mnie powietrze.
 Patrzę w jego niebieskie oczy. Błądzę palcami po jego policzku.
 Przesuwa dłońmi po moim ciele. Dotyka każdy kawałek z namaszczeniem.
 - Kocham cię - szepczę jeszcze raz i łączę nasze usta.
 Czuję jak się uśmiecha i w szybkim tempie doprowadza mnie na szczyt.
 Próbuję ogarnąć myśli. Jedyne czego mu nie pozwalam to skończyć we mnie.
 Sam wydaje się zapomnieć o możliwych konsekwencjach. Słucha mnie jednak i nie robi nic wbrew mnie.
 Kładziemy się obok siebie. Łapię oddech. Udany poranek
 - Ale jutro do szkoły.. - przytula mnie.
 - Dobra - poddaję się.
 Czuje jeszcze pocałunek na łopatce i oboje znów Zasypiamy.
 ~Giovanni~ 
Skacowany nauczyciel. Tego jeszcze nie było.
 Cały dzień w szkole myślę tylko o tym.
 Harry jest tak nieprzytomny na lekcji, że nawet nie kojarzy o czym mamy mówić.
 Po prostu jakoś udaje, że mamy godzinę wolną.
 - Ja pierdole umrę, zajebie się, potnę woda...- mamrocze pod nosem.
Chichocze prawie cały czas patrząc na niego.
 Siedzę dość blisko. Niby czytam książkę. Harry podnosi głowę i mrozi mnie wzrokiem a potem się uśmiecha.
 Robi mi się ciepło widząc to. Chyba się zakochuje.
 Mam nadzieję, że tego nie pożałuje.
 Dzwoni dzwonek i wszyscy wychodzą.
 Harry mnie zatrzymuje. Zamyka drzwi i podchodzi bliżej. Chwilę później ląduje na biurku, a on stoi między moimi nogami. Uśmiecha się i zaczyna całować mnie po szyi.
- Wydawałeś się zmęczony..
 - Jestem zmęczony
 - Więc chcesz się przytulić?
 - Może tak.
 - To chodź - uśmiecham się i otwieram dla niego ramiona.
 Obejmuje mnie i opiera podbródek na moim czole. Ręką jeździ po plecach. Czuje się lepiej. - Pójdziemy dziś do mnie - mówi i poprawia moje włosy.
 - Chyba możemy iść..
 - I tak bym cię zabrał. - uśmiecha się lubieżnie.
 - Hej.. - uderzam go w ramię.
 - Kotku opanuj się. W domu będziesz mogła się wykazać - gładzi ręką moje udo.
 Odpycham ją i zakładam ręce na piersi. Mruga do mnie i zbiera swoje rzeczy.
 Zakładam przez ramię torbę i wychodzimy. Ubieram się w szatni, a Harry czeka przy aucie. Tak jak mówił jedziemy do jego domu gdzie razem jemy obiad.
 Harry zaczyna sprzątać. Ja siedzę pijąc wino.
 Obserwuje go uważnie i zaplatam nogi po turecku.
 - Właśnie stwierdzam, że jest starszy o jakieś 17 lat.
Pamiętam, że mówił ile ma dokładnie lat. Trudno. Wiek to liczba. Biorę kolejny łyk alkoholu i przytrzymuje go dłużej w ustach.  Harry odwraca się do mnie i podchodzi. Łapie mój podbródek, aby pocałować. Wlewam do jego ust alkohol. Na moim ciele pojawia się gęsia skórka. To takie... erotyczne. I bardzo mi się podoba. Muska językiem moje podniebienie. Wzdycham zadowolona. Odsuwam zagryzając wargę.
 Ale nie mogę bo oszczędzam baterie
 - Jakieś plany? Sugestie?
 Przeczę głową i przykładam kieliszek do ust nie spuszczając z niego wzroku.
 Kuca przede mną i zaczyna rozpinać swoją koszulę. Guzik za guzikiem.  Pokazuje mi przez swoje liczne tatuaże.  Naprawdę jest ich wiele. Nawet ciekawe.
 Robią wrażenie. Jest tak dobrze zbudowany, że jest co podziwiać.
- Teraz ty - mówi.
- Nie mam tatuaży.
 - Ale masz co innego - uśmiecha się.
 Kładę dłoń na jego twarzy i go odpycham.
 - Taka wstydliwa jesteś?
 - Nie.. - wystawiam mu język.
 - Zostań na noc - prosi całując moją dłoń.
 - Okay.- jeżdżę palcem po jego torsie.
 Przygryza mój mały palec i uśmiecha się.
 Odwzajemniam gest. Mam dzięki niemu bardzo dobry humor.
 Jutro piątek. Ostatni dzień i wolne przed świętami.
 Nachylam się i całuje mężczyznę subtelnie.
 Oddaję pocałunek i ściąga mnie z krzesła. Opadamy na jasne kafelki.
 Znów wybucham śmiechem. Emanuje od jego nagiej skóry takie przyjemne ciepło.
 Obejmuje mnie silnymi ramionami i trzyma przy sobie.
 - Hej.. - uśmiecham się szeroko.
 - Lubię cię przytulać, całować i dotykać. Jesteś taka piękna - składa pocałunki na moich włosach.
 - Tak myślisz? - patrzę na niego.
 - Tak. Tak uważam. Myślę. Stwierdzam. - przesuwa rękoma po moich plecach.
 Dotykam palcami jego wargi i ponownie całuje.
 Przyciąga mnie szybciej i mocniej oddaje pocałunek. Przypiera moje ciało do szafki.
Przymykam powieki, a rękoma badam jego klatkę. Jest idealna. Twarda. Umięśniona. I teraz tylko ja mogę jej dotykać co mnie satysfakcjonuje. Przenoszę jedną dłoń na kark bruneta i przyciągam go bliżej. Czuję jak jego dłonie wsuwają się pod moją bluzkę. Unoszę ręce do góry pozwalając mu ją ściągnąć.
Rzuca ją gdzieś pod stół. Kładzie ręce na moich plecach i prostuje mnie. Jego usta wędrują po mojej szyi. Odchylam głowę do tyłu dając mu większe pole do popisu. Jedną dłoń przynosi na moi policzek. Gładzi go palcami. Zaczyna całować dekolt. Reaguję momentalnie. To uczucie jest nieziemskie. Wzdycham cicho. Całuje moje nabrzmiałe od podniecenia piersi przez cienki materiał stanika. Moje palce odnajdują jego włosy i się w nie zaplątują.
Słyszę jak mruczy zadowolony. Zsuwa ręce do moich spodni i zaczyna je rozpinać.
 - Teraz twoja kolej.. - udaje mi się wydusić.
 - Moja kolej mówisz? Zechcesz mi pomóc? - nasze wargi stykają się.
Uśmiecham się delikatnie i sięgam do zapięcia jego spodni.
Wybrzuszenie w jeansach jest widoczne. A to wszystko przeze mnie...
Czuje jak się czerwienie ale kontynuuje. Pomaga mi zsunąć z siebie spodnie. To samo robi z moimi.
Chichocze pomagając mu w tym. Zostajemy w bieliźnie. Harry kładzie mnie na podłodze i całuje całe moje ciało.
Mimo wszystko trochę się krępuje.
Patrzę na niego uważnie. Jestem pół naga. Podsuwam się trochę do tyłu i opieram na łokciach. Harry spogląda w moje oczy i widzę w nich troskę oraz jakieś pytanie. Ale o co? O Zaufanie?
Ufam mu. Wie o tym że mu ufam.
- Rozepnij stanik - mówi cicho i zaczepia palcami o moje majtki, które powoli zsuwa.
Robię to niepewnie mocno zaciskając uda.
Opiera ręce po obu stronach mojej głowy.
- Jesteś cudowna kochanie. Piękna, idealna. Nie możesz się mnie wstydzić.
Zagryzam mocno wargę i patrze w bok.
Odwraca mój podbródek tak że jestem zmuszona do spoglądania w moje oczy.
- Idealna - powtarza szeptem i zsuwa się.
Przejeżdża wargami po moim brzuchu.
To trochę łaskocze ale jest przyjemne. Dochodzi do mojej kobiecości. Rozsuwa moje nogi i całuje ją delikatnie. Piszczę i zasłaniam twarz dłońmi. Nie długo mnie tam pieści. Sam zdejmuje bokserki. Czuję go przy swoim wejściu.
- A..no wiesz..
- Tak?
- Zabezpieczenie? - pytam cicho.
- Nie lubię gumek - uśmiecha się. - Dostaniesz tabletki.
- Och.. ym, okay.
Pochyla się i mnie całuje. Słowa są nie potrzebne. A gdy we mnie wchodzi...Rozchylam szeroko wargi i łapie krótkie oddechy. Pozwala mi się przyzwyczaić do uczucia rozpychania. Jednak nie jest to taki ból jak myślałam. Jestem wilgotna, dlatego jest łatwiej. Składa czułe pocałunki na mojej szyi. Kładę się całkowicie przez co moja rozgrzana skóra styka się z chłodną podłogą. Mężczyzna zaczyna się we mnie poruszać. Są to powolne, ale płynne ruchy. Wbijam paznokcie w jego plecy zostawiając na nich długie, czerwone szramy. Nigdy nie myślałam, że zrobię to z moim nauczycielem, ale...Zależy mi na nim. I to co teraz czuję...Nie żałuję. Moje uczucia względem niego na prawdę są coraz silniejsze. Mój krzyk rozbija się o ściany kuchni. Cisza nas otacza. Ciało zaczyna drżeć, a silne ramiona mocno mnie obejmują. Odpływam w krainę rozkoszy.

~~~~~~*~~~~~~~
A ja my mamy dla was prezent na święta...:) 

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 14

wakatte.tumblr.com
Trzy miesiące później 
~ Giovanni ~
Wchodzę do szkoły na prawdę wyspana. Mój oprawca kiedy już prawie myślałam że zniknął znów się pojawił. Ostatni raz był tydzień temu.. jakby, sama nie wiem. Chodził do mnie tylko by przypomnieć mi o swoim istnieniu. Mam na prawdę duże wsparcie w moim nauczycielu angielskiego, gdy jesteśmy sami kazał mi mówić sobie po imieniu co mi odpowiada. Mieszkam z Ronnie i mam wrażenie że to nie pasuje ani Horanowi ani Harremu, chociaż nie mam pojęcia dlaczego.
Nie wypowiadają się na ten temat. Zresztą Emmett przeważnie się do mnie nie odzywa. Dlaczego? A kto wie. Moi rodzice s a w trakcie rozwodu. Tata zaczął układać sobie życie z Kate, która z charakteru przypomina Harryego. Poznałam ją lepiej. Za to moja mama więcej czasu spędza z Liamem. Nie mam śmiałości patrzeć na niego ma Wfie. Z szafki biorę potrzebne mi na pierwsze lekcje książki i idę na matematykę. Na prawdę potrzebowałam kogoś po nocy z tym prześladowcą,a Harry mnie nie zawiódł. Wiem że może to nie do końca odpowiednie gdyż jest moim nauczycielem, ale on mi tylko pomaga. Nie robimy nic złego, choć przeraża mnie że właśnie o tym myślę coraz częściej.
Dziwne, prawda? Ale jestem dziewczyną, a on bardzo przystojnym mężczyzną. Jest surowy i rzadko mi ustępuje,  ale dużo pomaga. Zresztą...mam wrażenie, że w małym stopniu mu się podoba. A może w trochę większym. Idąc do sali poprawiam wiszący na tablicy plakat o balu.
Mam w to mały wkład bo znalazłam osoby które żyją tym wydarzeniem. Mi jest ono obojętne, nie wybieram się tam. Zajmuje swoje miejsce równe z dzwonkiem. Pan Lucas robi nam kartkówkę, z której nie dostane pały, ale nie przewiduje również jakiś powalających wyników.
Jednak zawsze trójka nie jest najgorsza. Ważne, aby nie były same jedynki. Później mam biologię, francuski i wf. Dopiero na końcu angielski. Jak zawsze. Już niedługo przedstawienie. Nie podoba mi się wizja tego, ale podchodzę do tego tak. Wyjdę, zagram, zejdę. Dam radę. Przynajmniej będzie z tego ważna ocena na semestr. W nie najgorszym humorze wchodzę do klasy na ostatnią już dzisiaj lekcję.
Za to Harry nie ma zbyt dobrego. W ogóle wygląda jakby się nie wyspał.Reszta uczniów też to widzi i jeszcze powtarza ostatnią lekcje spodziewając się kartkówki.
- David - rzuca chłodno i bierze dziennik. - Odpowiadasz.
Biedny chłopak wstaje i odpowiada na następne pytania nauczyciela.
Jeden błąd i ma niżej ocenę. Udaje mu się zarobić troje.
Zakładam ręce na piersi. Reszta lekcji mija w miarę spokojnie. Rozmawiamy trochę o historii. Zapisuję wszystko co muszę wiedzieć. Nie ma tego nie wiadomo ile. Czterdzieści pięć minut mija szybko.
- Dziękuję, do jutra.
Wszyscy wstają, zbieram swoje rzeczy i wychodzę jak reszta. Dzisiaj mam iść z tatą na wystawę jego przyjaciela. Szczerze powiedziawszy to cieszę się.
Znam tego mężczyznę i uważam że jego fotografie są świetne. Uśmiecham się pod nosem, idąc do domu przyjaciółki. Ubiorę coś ładnego. Jestem zdziwiona, gdy moja przyjaciółka tez się szykuje.
- Cześć?  Ty dokąd?
- Na wystawę. Emmett mnie zabiera - uśmiecha Się.
- Więc już tak na pewno do niego wróciłaś?
- Pytasz mnie po trzech miesiącach bycia razem?
- Za każdym razem mówiłaś że nie wiesz, po prostu on ci nie daje spokoju. - pokazuje na nią palcem. - No i przez miesiąc w ogóle się do niego nie odzywałaś.
- Tak. Masz rację. Ale lepiej z nim niż bez niego - wzrusza ramionami.
- Mam nadzieje że cie nie skrzywdzi..- idę do siebie.
Mój pokój nie jest duży, ale wystarczający. W zasadzie nie wiem skąd ON wie gdzie mieszkam. Ale był tu już nieraz. Na samą myśl o tym całe życie ze mnie uchodzi. Chociaż przez ostatnie dni naprawdę mi nie groził. Był spokojny.
Co nie zmienia faktu że go nienawidzę. Na wystawę jadę z Ronnie i jej chłopakiem. Tam jest już mój tata. Wszystko dzieje się w jego ładnej, szklanej galerii. Jestem zaskoczona, gdy widzę Harry'ego w smokingu. Rozmawia z Christianem. Wygląda... Wygląda jak wzór ideału. Jak model który dopiero zszedł z wybiegu.
Śmieje się, czyli jego humor uległ zmianą.
- Chodźcie - mówi tata i prowadzi nas do mężczyzn.
- O Cześć Niall - mówi Christian .
Niall?  Dlaczego znowu ktoś tak do niego mówi? To w ogóle nie przypomina zdrobnienia. Przezwisko? Ale to imię..
- Czemu Niall? - wtrąca moja przyjaciółka, ciekawym tonem.
Blondyn przyciąga ją jakby nerwowo bardziej do swojego boku.
- Sorry - mruczy Christian i posyła mi uśmiech, zmieniając temat. - Podoba wam się?
- Też chcę wiedzieć, dlaczego Niall? - dopytuję.
- Ładnie wyglądasz - słyszę przy uchu.
Wstrzymuję oddech i odzyskuję go dopiero po zobaczeniu Harry'ego. Zapominam o pytaniu, o Ronnie, chłopakach. Liczy się to co powiedział do mnie Styles. Uśmiecham się.
- Dziękuję.
Obejmuje mnie ręką w talii i prowadzi w kierunku wystawy. Razem oglądamy czarno białe, artystyczne zdjęcia. Powiedział, że ładnie wyglądam...Ale mam na sobie tylko granatową sukienkę i biały płaszcz. Coraz częściej chce mu powiedzieć o tym kimś. O NIM. Zawsze jednak rezygnuję. Wiem, że mogę mu ufać, ale zachowuję to dla siebie. Jeszcze nie teraz. Myślę, że nadejdzie taki moment, kiedy powiem mu co mnie gnębi.
Harry prowadzi mnie w kolejny korytarz. Opuszcza rękę z mojego biodra i delikatnie ujmuje moją dłoń. Patrzę na niego kątem oka. Widzę jak się uśmiecha. Stajemy przed zdjęciem, które przedstawia mnie. Próbuję przypomnieć sobie, kiedy zostało zrobione. Jakoś końcem wakacji. Śmieje się na nim. Woda z jeziora ochlapuje moje ciało. Byliśmy na tydzień w domu Christiana. Ja, tata, mama i on. Było naprawdę wesoło. Wtedy jeszcze byłam z Troyem i codziennie szukałam zasięgu, aby móc z nim porozmawiać. Och, nie ważne. Kręcę głową i czuję pocałunek na policzku.
- Piękny widok. Chcę taki częściej - mówi Harry, lekko ściskając moją dłoń.
- Nie wiedziałam, że to tu będzie - przyznaję. Nie przeszkadza mi to, a nawet... To dla mnie komplement.
Patrzę przez ramię do tyłu. Widzę Christiana, który się do mnie uśmiecha. Odwzajemniam to i wracam wzrokiem do zdjęcia.
Jeszcze chwile je oglądam i przechodzimy do innych prac.
Podobają mi się. Naprawdę są warte oglądania.
Przyszło dużo ludzi. Wystawa odnosi sukces. Harry cały czas trzyma mnie za rękę. W zasadzie nie wiem czemu. Nie zabieraj jej choć ktoś mógłby nas zobaczyć. On jest dorosły, niech on się tym zajmuje.
- Pójdziesz ze mną na kolację? - przypiera mnie do ściany w jednym z korytarzy.
- Co?
- Pójdziesz ze mną na kolację? - powtarza pytanie wolniej.
- Ja? Okay, czemu nie? - mówię szybko.
- To cudownie - kładzie ręce na moich biodrach.
- Tak - Kiwam głową.
- Dzisiaj - dodaje.
- Dzisiaj.
- Więc chodź piękna - odsuwa się i bierze mnie za rękę.
Idę za nim nie do końca świadoma tego wszystkiego. Zaprosił mnie na kolację. Teraz. Za chwilę. Mówię to tacie, żegnam się z Ronnie i wychodzimy.
Prowadzi mnie do samochodu. Lubię jego mercedesa. Jest wygodny i ładnie tam pachnie. Wsiadam do środka, a Harry zajmuje miejsce kierowcy. Naprawdę mnie dzisiaj zaskoczył. Jedziemy do nieznanej mi dotąd restauracji. W środku dostaje stolik przy oknie, ale na uboczu. Tam mnie prowadzi i odsuwa krzesło, abym mogła usiąść. Robię to, a Harry siada naprzeciwko. Dostaję karty menu. Zamawiam stek z sałatką.
- Dobry wybór - mówi mężczyzna. - Wina?
Harry bierze to co ja i podaje nazwę jakiegoś wina. Kelner zapisuje i odchodzi. Brunet uśmiecha się do mnie i przeczesuje palcami włosy. Odwzajemniam gest i zakładam nogę na nogę.
- Pójdź jutro na bal - mówi, pochylając się do przodu.
- Nie.
- Proszę. Chcę, żebyś poszła ze mną.
- Tak nawet nie można - robię się czerwona.
Uśmiecha się i dotyka pod stołem mojego kolana.
- Oczywiście, że można. Zwłaszcza, gdy dyrektorem jest Zayn - mruczy pewny swoich słów.
- Nie.. - odpowiadam mniej pewnie.
- Co ci zależy? Ja nie umrę z nudów wśród licealistów, a ty się zabawisz - odpowiada.
- Nie chcę tam iść.
- Dlaczego?
- Po prostu. - Wzruszam ramionami.
- Dlaczego?
Nie odpowiadam. Nie chce iść na ten bal i się tam nie wybieram.
- Pytam o coś.
- Powiedziałam..
- Nie. Po prostu nie jest odpowiedzią.
- Nie chce iść na jutrzejszy bal.
- Pytałem Dlaczego. To już wiem - mówi twardo.
- Nie powiem więcej - zaczyna mnie denerwować.
Wywraca oczami.
- W takim razie będziesz skazana na mnie.
- Nie rozumiem.
- Ja spędzę z tobą wieczór
- Sam mówiłeś że musisz tam iść. Nie przeszkadza mi samotny wieczór, na prawdę.
- Nie muszę.
- Nie trz.. - dostajemy nasze zamówienie.
Zaczynamy jeść. Jedzenie jest wyśmienite. Rozmawiamy na jakieś luźne tematy. Już bez spiec. Mam to traktować jak randkę?
Wywraca oczami.
 - W takim razie będziesz skazana na mnie.
- Nie rozumiem.
- Ja spędzę z tobą wieczór
- Sam mówiłeś że musisz tam iść. Nie przeszkadza mi samotny wieczór, na prawdę.
- Nie muszę.
- Nie trz.. - dostajemy nasze zamówienie.
Zaczynamy jeść. Jedzenie jest wyśmienite. Rozmawiamy na jakieś luźne tematy.
Już bez spiec. Mam to traktować jak randkę? Szczerze nie wiem, ale nie mam zamiaru się o to pytać.
- Zabiorę cię do siebie - płaci rachunek.
- Nie trzeba.. - mówię niepewnie.
- Chcę ci coś  pokazać.
Kiwam głową. Idziemy do jego auta. Pół godziny później parkuje w obcym mi miejscu.
To ładny zadbany dom. Nie jakaś wielka Willa. Otwiera przede mną drzwi i wpuszcza do środka.
Już od holu widzę regały z książkami. Są wszędzie. Jak w bibliotece, ale wnętrza nie są staroświeckie.
Jest tu... od teraz wiem jak wygląda mój wymarzony dom. Uśmiecham się pod nosem. Harry prowadzi mnie do salonu. Mocno mnie odwraca.
 - Muszę coś zrobić.
- Umm..Okay, zaczekam.
- Pocałować Cię.
Otwieram szerzej oczy nie wiedząc co powiedzieć.
Przyciąga mnie do siebie. Opiera swoje czoło o moje. Ręce kładzie ma biodrach. Zagryzam wargę mając mieszane uczucia. Pochyla się i po prostu łączy nasze usta. Z wrażenia rozchylam wargi. Mam mętlik w głowie. Dlaczego chce mnie całować? To mój nauczyciel. Ale robi to tak delikatnie.
Odsuwam się, biorę oddech i wracam do jego ust. Łapie moje biodra. Całujemy się bardziej zachlannie. To na prawdę przyjemne. Jego usta są miękkie i pełne. Błądzi rękoma po moim ciele.
Biorę tylko krótkie oddechy i w ogóle się od niego nie odsuwam. Wcale tego nie chcę. Przygryza moją wargę.
Uśmiecham się delikatnie. Potrzebuje jego bliskości, chce jej.
- Jesteś piękna - szepcze.
W moim ciele rozlewa się ciepło na te słowa. Przez te wszystkie wydarzenia chce kogoś kto będzie dla mnie.
Chcę być znów bezpieczna. Wiedzieć, że o każdej porze dnia i nocy będę mogła na tę osobę liczyć.
Jeszcze raz z większą siłą przyciskam wargi do jego. Podnosi mnie. Kładzie na kanapie i teraz z łatwością całuje. Wzdycham oddając pieszczoty.
Odrywa się w końcu ode mnie.
- To się może źle skończyć.
- Jest dobrze.. - szepcze. Chce żeby to był Harry a nie ON.
- Nie. Nie spieszmy się - muska ustami moje czoło.
- Proszę.. - zaczynam panikować -.. to dla mnie ważne. Bardzo.
- Dlaczego? - pyta, przesuwając ręką po moim udzie.
- Proszę.
- Dlaczego? - pyta ponownie. Zaczepia palcem o koronke pończochy.
- Chcę..
- Dlaczego chcesz? I dlaczego ubrałaś się tak wyzywająco? - mruczy przejeżdżając palcem po mojej skórze.
- ja... wcale nie..
- Nie? Kochanie widzę co masz na sobie.
Przechodzą mnie dreszcze słysząc to.
- Co się dzieje? - kładzie się obok i oplata mnie w talii.
- Nic.
- Widzę. Nie oklamuj mnie. Nie lubię tego.
- Harry nic. - siadam obciągając sukienkę.
- Chodź tu - przytula mnie do swojego torsu.
- odwieź mnie..
- Nie. Przeszkodzimy twojej koleżance.
- Co? Nie... on ma taką swoją zasadę - chichocze.
- No cóż...Biedny chłopak. Po prostu zostań.
- Proszę Harry..
- Przed chwila prosiłas o coś innego - przypomina rozbawiony.
- Ale się nie zgadzasz, więc po prostu wrócę do domu.
- Nie. Ja się zgadzam. To nie oto chodzi. - patrzy na mnie. - Wyglądasz pięknie. Mam wielką ochotę, aby się z tobą kochać. Nie chcę, abyś czuła się wykorzystana. Nie chcę tego.
Czuje jak robię się czerwona. Policzki pokrywa czerwień. Jestem pewna.
- Jesteś moim nauczycielem.. - mruczę.
- Serio? Z tym mi tu teraz wyskakujesz?
Łapie mój podbródek i mnie całuje. Znów delikatnie. Oddaję pocałunek przymykając powieki. Czuję jak głaszcze mój policzek. Siedzę na jego kolanach. Jest taki ciepły, a jego usta znów łączą się z moimi.
To miły wieczór. Spędzamy go normalnie. Romantycznie. Po prostu. Wtuleni w siebie.
~*~
Proszę, oto was wyczekiwany rozdział haha :) Podoba się? 
Jeju ale zapierdziel w szkole. Wybaczcie, że rozdziały są rzadziej.

Theme by violette