wtorek, 7 października 2014

Rozdział 3


Troy trzyma moją rękę, kiedy wychodzimy z kina. Jest dosyć późno, ale przy nim czuję się bezpieczna. Obejrzeliśmy świetny film, a mój humor naprawdę się poprawił. Chłopak całuje moje czoło, a ja wzdycham. Dzisiaj już niedziela. Odrobiłam wszystkie lekcje, aby wieczór móc z spędzić z Troyem. Weekend minął tak szybko. Za szybko. Przytulam się do boku chłopaka gdy wchodzimy do parku.
- Przygotowana do szkoły? - obejmuje mnie ramieniem.
- Tak, wszystko zrobione.
- Masz tu się pilnować jak wyjadę.
- Jasne że tak. - chichocze.
- Bo ja i tak się o wszystkim dowiem - całuje mój nos.
- Będę tęsknić..
- Ja również.
Zatrzymuję się i przyciągam chłopaka do pocałunku. Łapie moje biodra i czule oddaje pocałunek. Gładzę jego policzek rozwierając delikatnie wargi. Tego będzie mi brakować. Czułości i bliskości.
- Nie znajdziesz tam sobie zastępstwa za mnie prawda?
- Nie kochanie - uśmiecha się.
- Jesteś najlepszy  - jeszcze raz muskam jego usta.
Odrywam nogi od ziemi, gdy mnie podnosi. Otula ramieniem i niesie w stronę domu. Od progu słyszę śmiechy z salonu. Zdezorientowana idę tam ciągnąc za sobą szatyna. Tata siedzi na kanapie i pije wino z jakąś brunetką. Na oko w jego wieku.
- Dzień dobry - mówię niepewnie.
- O, Gio - mężczyzna patrzy na mnie i posyła uśmiech. - Poznaj Kate - wskazuje na brunetkę. Wygląda przyjaźnie.
- Miło panią poznać - podaję jej dłoń.
- Cześć Giovanni. Mów mi po prostu Kate - uśmiecha się.
- Współpracujesz z tatą?
- Tak, będzie wystawiał moje prace. Poza tym przyjaźnimy się.
- Rozumiem. To Troy, mój chłopak - przedstawiam go.
- Milo mi - podają sobie ręce. Ojciec patrzy wymownie na chłopaka.
Wystawiam mu język już znudzona tym.
- To my już nie przeszkadzamy.
- Ty na górę, pan do domu - mówi.
- Tato nie. On zostaje.
- Nie kochanie. Jest późno, a jutro masz szkołę. - jego ton jest poważny.
- Gio ja już..
- Nie. Troy zostaje.
- Nie Troy idzie. Nie musi jutro rano wstać i iść do szkoły. Poza tym nie jesteś pełnoletnia a jest po 22. Po drugie znudzicie się w końcu sobą jak będziecie dzień w dzień. Więc teraz się pożegnaj i na górę - wstaje i podchodzi do nas.
- Zazdrościsz bo masz post - dogryzam mu ale odprowadzam do drzwi chłopaka.
- Do zobaczenia - całuje mnie długo.
Ledwo się od siebie odrywamy. Macham mu jeszcze i zamykam drzwi. Idę do kuchni. Mam zamiar cos na szybko zjeść. W pośpiechu robię kanapki i idę na górę. Siadam na wygodnym łóżku, jedząc i włączając komputer.
Od razu widzę połączenie od mamy. Odbieram i widzę na ekranie znajomą kobietę.
- Cześć mamuś.
- Cześć kochanie. Późno u was? - pyta uśmiechając się.
- no już prawie 11.
- To kładź się już.
- Wracasz w piątek?
- Tak. Raczej tak - kiwa głową.
- Świetnie - uśmiecham się. - Troy złożył papiery na uczelnie wiesz?
- To miejmy nadzieję, że się dostanie.
- Jest świetny mamo.
Uśmiecha się do mnie. Widzę, że jest szczęśliwa.
- Mam nowego nauczyciela. Totalny palant mamo.
- Dlaczego palant?
- Bo jest głupi.
- No tak. Twierdzisz tak, bo go nie lubisz?
- Tak. - zakładam ręce na piersi.
- No właśnie. Idź spać.
- Pa mamo.
- Papa słoneczko moje - macha mi.
Rozłączam się i idę pod prysznic. Gdy się kładę nadal słyszę rozmowy z dołu.
~*~
Wchodzę do szkoły, a drogę zastępuje mi Ronnie. W kolorowym kombinezonie mocno mnie przytula.
- Hej - również ją Przytulam.
- Dzisiaj wybieramy przewodniczącą szkoły. Zgłoś się - proponuje wesoło.
- Nie, coś ty.. Nie. - kręcę głową.
- Dla...Dzień dobry panie Styles - uśmiecha się, patrząc przez moje ramię.
- Dobry.. - mruczę mniej entuzjastycznie niż ona.
- Dzień dobry - odpowiada chłodno i zmierza do pokoju nauczycielskiego. Ma na sobie czarne rurki oraz ciemną koszulę.
- Dzień dobry - przedrzeźniam go do przyjaciółki.
- Słodki jest - wzdycha.
- Przystojny, to wszystko.- zmierzamy razem na matematykę po której mam angielski z panem szanownym S.
Wcale mnie to nie cieszy. Dzisiaj będziemy omawiać lekturę. Znów dojdzie do spięcia?
Ewentualnie po prostu karze nam zapisać trzy wyryte od lat zdania i na tym się skończy. Matematyka mija szybko. Rozwiązuję parę zadań. Nie jest tak źle.
Całuję przyjaciółkę i idę sama na następną lekcje. W klasie zajmuje swoje stałe miejsce. Wszyscy są dzisiaj obecni. Nauczyciel sprawdza listę. Chyba nie ma najlepszego humoru.
Osobiście w ogóle mnie to nie obchodzi, ale mam nadzieję że jeśli ocenił zadania to nie przełożyło się to na oceny.
- Tak, więc dzisiaj umawiamy książkę. Zanim to nastąpi oddam to coś zwane referatem. - wskazuje na dokumenty.
A jednak poprawił.. Wszyscy zaczynają szeptać między sobą.
Boję się, że dostanę złą ocenę. Akurat na tym przedmiocie mi zależy. Dostaję swoją pracę. Mam parę błędów, ale ocena jest dostateczna. Liczyłam na więcej jeżeli mam być szczera. Uważam że wszystko tu jest jak najbardziej okay. Wzdycham rozczarowana i wbijam w niego wzrok. Kończy pisać temat na tablicy.
- Tak szczerze, kto przeczytał tę książkę? - pyta wycierając ręce z kredy.
Podnoszę rękę jak i przewaga. Jest głupi jeśli na prawdę myślał że się przyznają.
- Kto był głównym bohaterem? - pyta Dianę. - Jak wyglądała? Często mówiła o swoich uczuciach?
- No dobra, nie czytałam proszę pana. - przyznaje.
- Jeden. Kto był partnerem bohaterki? - zwraca się do Simona.
Chłopak odpowiada po dłuższej chwili czytając z moich ust.
- Jak wyglądał? I jak się poznali - mężczyzna opiera się o biurko.
Pokazuje na Thomasa przed nim gdyż wyglądem nawet przypomina bohatera książki.
- Trzymaj rączki na ławce - mówi, nawet na mnie nie patrząc.
Simon coś kombinuje i w końcu udaje mi się odgadnąć co próbuję mu pokazać.
- Kiedy została napisana ta powieść i przez kogo? - zadaje kolejne pytanie.
Pokazuję pod ławka kolejne liczby. Wisi mi czekoladę za to.
- To jeszcze autor. - przechodzi po klasie. - U mnie jest taka zasada. Jedynkę dostaje ten kto podpowiada. A nie ten co ściąga.
- Siedzę nie wzruszona udając zajętą rysowaniem w zeszycie.
- Simon czas płynie - popędza go. W końcu dostaje trójkę.
Posyłam chłopakowi delikatny uśmiech i wracam wzrokiem do tablicy.
Mężczyzna wszystko omawia. Rozrysowuje nam schemat uczuć bohaterów. Rozmawia o ich myślach i charakterach. Jednak wiem, że zdania nie zmienił.
- Nie istnieje coś takiego jak, spotkałem cię raz i się zakochałem. Nie. Ludzie kochają, ale najpierw muszą kogoś poznać. Znać jego cechy. Zalety i wady. Kochać kogoś ot tak można oglądając film z ulubionym aktorem.
- Może im pan po prostu zazdrości? - odzywam się.
- Nie - odpowiada i patrzy na mnie. - Czego? Że ożenił się z kobietą, której nie znal? Bo zakochał się w jej dekolcie? W oczy na pewno nie patrzył.
- Ale przez nie można mówić, że nie istnieje miłość od pierwszego wejrzenia.
- Życie to nie bajka. Nie raz kopnie w tyłek. Nie ma księżniczek na balkonach i królewiczów na białych koniach. Sorry.
- Życie daje w kość, to na pewno, ale miłość sprawia że staje się dużo lepsze. Zwłaszcza prawdziwa, szczera miłość. Również taka od pierwszego spotkania.
Patrzy na mnie uważnie. Przejeżdża palcami po dolnej wardze. Nie wygląda jakbym zbiła go z pantałyku.
- Od pierwszego wejrzenia? Ten ktoś może być bandytą , złodziejem, dilerem, oszustem ale kocham go, bo go zobaczyłam? Myślę, że to złe rozumowanie. W życiu mam większe doświadczenie niż wy i wasze szczeniackie miłości w kapitanach drużyn czy chłopakach popularnych w szkole. To co wy nazywacie miłością teraz jest zwykłym zauroczeniem i poczuciem własnej wartości. Ze ktoś jednak was chce. Ale czy kocha? - unosi brew. Podchodzi do biurka, gdy dzwoni dzwonek.
Biorę prace do ręki i idę do niego.
- Co tu jest nie tak? - pytam.
Odwraca się do mnie zdziwiony. Bierze kartkę i szybko lustruje ją wzrokiem.
- To co zaznaczyłem. Masz problemy z odczytywaniem koloru czerwonego? - pyta z drwiną w głosie.
- Za trzy czy cztery błędy ortograficzne nie może mi pan dać trzy.
- Mogę - patrzy na mnie z wyższością. - Wszystko mogę.
- Mam to w dupie. - odwracam się i wychodzę na prawdę zła.
- Możesz mieć. Coś innego - słyszę. Grozi?
Zaciskam mocno palce i idę korytarzem nie zważając na nikogo. Ostatnia lekcja. Ostatnia lekcja. Powtarzam sobie idąc do szatni. Codziennie mam ten sam plan. Każdy ma indywidualny. Przestanę chodzić na angielski. Jutro na pewno tam nie pójdę. Jestem zbyt zła. Dyktuje nam warunki.
Wracam do domu. Od razu idę do siebie. Mam zamiar zrobić lekcje i spotkać się z Ronnie.
Angielski rzucam w zapomnienie i biorę się za matmę.
Właściwie to nic trudnego. Parę zadań, które z łatwością rozwiązuję. Przerywa mi tato, który przynosi obiad. O, dzisiaj hamburgery. Siedzi w swoim pokoju i je przy biurku.
- Tylko zjedz wszystko. Jesteś za chuda - grozi mi i całuje we włosy. - Wychodzę i będę dopiero późno w nocy. Pilnuj domu. Zaproś na noc Weronice. Będę czuł się pewniej.
- Myhym..
Wychodzi, zostawiając mnie z twierdzeniem Pitagorasa.
Wyjdę z Ronnie a później może zaproszę Troya.
Ubieram buty, a później bluzę. Koleżanka już na mnie czeka. Uśmiecha się i ruszamy w strony centrum handlowego. Może coś fajnego wpadnie nam w oko. Teraz coraz wcześniej robi się jasno, wiec juz po siódmej wieczorem, gdy siedzimy w pizzeria jedząc kolację, jest ciemno.
- Musisz wrócić sama. Idę w drugą stronę - mówi, wycierając usta serwetką.
- Och.. No dobra.
- Tylko się nie zgub. Ja płacę - wyciąga portfel i podchodzi do lady.
Żegnam się z nią pod kawiarnią i każda idzie w swoją stronę.
Chcę być w domu. Zostawiłam telefon. Muszę zadzwonić do Troya. Czuję się niepewnie kilka ulic przed domem. Mam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Krok w krok. Tylko, że jak się odwracam nikogo nie widzę. Serce bije bardzo szybko. Przyspieszam kroku i znów odwracam głowę. Widzę wysokiego mężczyznę z kapturem na głowie. Pięści ma zaciśnięte.
W moim gardle rodzi się krzyk, któremu jednak nie pozwalam wyjść na zewnątrz.
Jestem pewna, że idzie dokładnie za mną.
Zaciskam mocno zęby i staram się iść jeszcze szybciej. Czuję popchniecie. Osoba ta mija mnie gwałtownie.
Staję w miejscu naprawdę wystraszona i patrzę z ulgą jak odchodzi. Nie był to dresiarz. Miał chude nogi w czarnych rurkach.
Wchodzę do domu na prawdę zmęczona tym powrotem.
Opieram się o drzwi i głęboko oddycham. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Nie chcę tego przeżyć kolejny raz.


13 komentarzy:

Theme by violette