Odsuwam krzesło i siadam przy biurku na komendzie. Cierpliwie słucham całego nagranego zeznania Giovanni. Uśmiecham się pod nosem. Przecież ona sama wydaje na siebie wyrok. Ja się naprawdę wkurwię i ją przelecę. I będzie boleć, a ona bólu się boi. Dziękuję znajomemu i opuszczam komisariat.
Muszę do niej pójść. Ale później. Najpierw sprawdzę towar. W końcu też muszę zarabiać.
Jadę do magazynów. Niall i Liam już tam są.
- Witajcie -podaję im ręce. - W których klubach dzisiaj rozprowadzacie?
- Jadę tam gdzie ostatnio, a Niall rozejrzy się w tym nowy.
- Dobra. Tylko pilnujcie się. Aha, i dostałem wypracowanie o złamanym sercu. - patrzę znacząco na blondyna.
- Zdarza się. - ucina temat.
Piorunuję go wzrokiem. Narobił dziewczynie nadziei.
- Ona nie chcę ze mną gadać. - tłumaczy.
- Po co w ogóle z nią byłeś? To nastolatka. Dobra, nie bierz przykładu ze mnie. Gio to co innego - od razu mówię.
- Pewnie - mówią obaj na raz.
Kręcę głową i biorę do ręki biały proszek. Konkret. Christian spędził cały dzień, aby przywieźć nowy towar. Starczy na miesiąc, może dwa. Zobaczymy ilu będzie klientów.
Biorę trochę i chowam do kieszeni marynarki. Może mi się przydać.
- Zmywam się - klepię ich po plecach i wychodzę. Wzdrygam się na zimno panujące na dworze. Szybkim krokiem idę do auta.
Włączam ogrzewanie i uruchamiam silnik ruszając.
Kieruję się do Giovanni. Jednakże nie parkuję przed jej domem. Jeszcze nie jestem samobójcą. Jej ojciec jest z naszą Kate. Miła kobieta. W końcu to moja siostra. Zależy jej na nim.
Szkoda tylko, że jej kochaś ma żonę.
No cóż...Jej życie, jej sprawa. Ważne, aby mi pomogła. Opuszczam samochód i go zamykam odchodząc. Otwieram drzwi kluczem dorobionym przez Nialla. stawiam krok do przodu i wchodzę do środka.
Jest cicho. Dopiero po chwili docierają do mnie głosy z telewizora z salonu. Bezszelestnie wchodzę do pomieszczenia. Wyjmuję z kieszeni opaskę i podchodzę do niej od tyłu. Blondynka przytula do siebie poduszkę.
Łapię jej włosy w rękę, a drugą zakładam maskę na oczy.
Zaczyna piszczeć i próbuje się wyrwać pomimo bólu.
- Zamknij się - syczę. - Wkurwiłaś mnie dzisiaj, wiesz? Jestem bardzo zły - okrążam kanapę i ciągnę za jej długie włosy. Opada na podłogę podpierając się rękoma.
Jest przerażona co zdecydowanie po niej widzę. Tak ma być. Musi wiedzieć, że mam władzę i ma mnie słuchać.
Znów ją szarpię i uderzam ręką w twarz. Jej policzek robi się czerwony.
- Posłuchaj skarbie, prosiłem nie próbuj.
Łapie się za piekące miejsce i pociera je dłonią.
Zatrzymuję jej rękę i wykręcam. Piszczy z bólu.
- Przestań..
- Ja mówię, ty milczysz - dostaje drugą dłonią w policzek. - Za co cię karam?
Zagryza wargę powstrzymując salwę płaczu.
Wyjmuję woreczek z amfetaminą. Narkotyk przykładam do jej nosa, kiedy oddycha.
Stara się tego nie robić, ale w końcu nie ma wyjścia.
Patrzę na nią, zaciskając zęby. Dostanie znowu jak nie odpowie. I tak do rana.
- Za co cię karam?
- Nie wiem.. - stara się odsunąć twarz od narkotyku.
- Nie wiesz? A kto był na policji? Kto mnie nie słucha? Kto kurwa uważa, że ma rację? - zaciskam rękę na jej jasnych włosach, a palce mocniej przyciskam do jej nosa.
- Prze.. przepraszam.. - szarpie się coraz mniej. Amfa działa. Zawsze powtarzam, ze ułatwia życie.
Sam nie biorę, ale lubię z niej korzystać. Mam ułatwiony dostęp do celu. Uśmiecham się pod nosem. Delikatnie głaszczę jej czerwony policzek.
- Przepraszam panie, tak?
- Tak, przepraszam.. - jej głos jest znacznie spokojniejszy.
Klękam przez co jestem na jej poziomie. Trzymam kark Giovanni. Drugą dłonią przesuwam po jej biodrze
Jej usta są lekko rozwarte, a w kąciku znajduje się biały proszek, musiało się trochę wysypać.
Pochylam się i zabieram go językiem.
- Jesteś moją boginią. Taka piękna...- mruczę.
Wzdycha cicho. Taka, błoga i nieobecna jest cudowna. Podatna na mnie i oddana.
Podoba mi się to. Bardzo mi się to podoba. Podnoszę ją i bezwładną niosę do kuchni. Sadzam ją na blacie. Z lodówki wyjmuję lód. Przykładam go do policzka dziewczyny.
- Przepraszam kochanie. Musiałem
Uśmiecha się nieznacznie i kiwa głową.
Patrzę na nią. Nic nie widzi, a wygląda bardzo erotycznie.
Oddycha miarowo i nic poza tym. Jej widok teraz jest perfekcyjny.
Odkładam lód. Opieram ręce po obu stronach Gio i zaczynam ją całować. Powoli. Z namiętnością.
- Nie chcę.. - mówi jak małe dziecko i odwraca głowę w bok.
- Ty jesteś tu od słuchania - łapię jej podbródek i wracam do jej ust.
Nie protestuje dalej. Co jakiś czas oddaje pojedyncze pocałunki.
Jest teraz słodka i niewinna. Zupełnie w swoim świecie. Zanoszę dziewczynę do jej pokoju. Uważam, że ma gust. W pomieszczeniu panuje porządek i ład. Jak to dziewczynka. Dba o swoją sypialnię. Kładę ją na łóżku i sam zajmuję miejsce obok. Jeżdżę ręką po jej udzie.
Marszczy nosek, ale po chwili się rozluźnia. Uśmiecham się. Szkoda, że nie jest świadoma. Taka piękna.. Cały czas coś mruczy niezrozumiale. Rozsuwam jej nogi i wsuwam tam rękę. Zaciska uda i oplata dłonią moje ramię.
- Kotku zaufaj mi...- całuję jej szyjkę. Jest taka delikatna teraz.
Rozluźnia mięśnie, pozwalając mi działać.Jest taka wilgotna...Idealna. Nie mam pojęcia po co się normalnie opiera, przecież nie ma sensu. To tylko przyjemność. Nie zrobię jej krzywdy jeśli słucha. Zaczynam wsuwać palce w jej ciasną, dziewiczą szparkę. Łapie gwałtownie powietrze i wypuszcza je z jękiem.
- Wiem, że ci dobrze.
Nie odpowiada. Nie mam nawet pewności, że mnie słyszy. Ale wygląda pięknie. Oddycha nie spokojnie, gdy wkładam w nią palce. Jej biodra zaczynają się poruszać. Unoszę brwi w zdziwieniu, gdy wkłada swoje obie dłonie do swoich spodni i kurczowo łapie moją dłoń poruszając nią według swoich upodobań.
- Kochanie, nie. Tak się nie bawimy. Daj rączki - zaprzestaję jej zabawie.
Zamykam ona nadgarstki w jednej ręce, a drugą ponawiam tortury. Cała jest niespokojna, cała chodzi.
Patrzę na nią długo. Mocniej poruszam palcami.
- Przestań.. - słyszę ją. Narkotyki na pewno jeszcze działają bardzo mocno, a to jedynie jakieś przebłyski świadomości.
Robię to szybciej. Dlaczego? Bo znów się sprzeciwia. Łatwo wybucham złością. Odchyla głowę do tyłu i przeciągle jęczy. Zostawiam ją. Tak po prostu. Muszę sprawdzić prace domowe. Jestem zadowolony ze spędzonego z nią czasu.
Jutro nie będzie pamiętała za dużo. Jest na odlocie. W szkole, następnego dnia dowiaduje się, że jej nie ma. I najlepsze jest to, że wcale się nie dziwię. A humor mam bardzo dobry. Klasy na tym korzystają.
Jestem nie mało zdziwiony, gdy widzę ją na przerwie obiadowej w progu mojej klasy.
- Wszystkie lekcje omija się, a na te przychodzi? - pytam chłodno i obojętnie.
- Chce tylko mój telefon.
- Twój telefon jest u dyrektora - lustruję ją wzrokiem. Jakoś za specjalnie się nie ubrała. Ma siny policzek. Makijaż tego nie przykrył. Może to ją nauczy słuchać.
- Dziękuję.. - odwraca się i wychodzi.
Wyjmuję komórkę i dzwonię do Katherine. Cierpliwie czekam, aż odbierze.
- Halo? - słyszę po paru sygnałach.
- Nie wiem jak się bawisz, ale może nie rozwalaj im rodziny?
- O co ci chodzi Harry? - jej głos diametralnie się zmienia.
- Dobrze wiesz o co. Fajnie, że go wyciągasz, ale nie przekraczaj przyjacielskiej linii. Nie jesteś od tego - mówię podchodząc do okna.
- Nie mam zamiaru cię słuchać. Nie zmuszam go do niczego.
- Rób jak chcesz. Tylko przygotuj się na nienawiść. To twarda dziewczyna. I przekaż synowi, aby się pojawił.
- Po co ci on?
- Mi? Niepotrzebny. Wiesz o kim mówię - otwieram okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza.
- Coraz mniej mi się to wszystko podoba. Czego ty chcesz od tej dziewczyny? Harry jak ją skrzywdzisz...
- Nie wtrącaj się w to. To gra. A ja ją wygram.
- Harry proszę cię.
- Nie skrzywdzę jej. Będzie szczęśliwa. Obiecuję - zamykam oczy.
- Mam nadzieję.
Rozłączam się. Chowam komórkę. Będzie... Chłopcy mają zapieprz tej nocy, ale z tego będą same korzyści.
Dzisiaj piątek. Nareszcie nie muszę wytężać umysłu. Zresztą nie jestem w stanie. Pamiętam urywki z ostatniego wieczoru. Pamiętam jak mnie bił i co mówił. Ale kim był?Staram się o tym nie myśleć. Dziś wraca mama i to jest myśl przewodnia. Nie poszłam dzisiaj do szkoły. Trochę sprzątałam. Nie chciałam, aby się denerwowała. Słyszę pukanie do drzwi.
Przerywam chowanie naczyń i idę otworzyć.
- Cześć - w progu stoi Troy. - Musimy porozmawiać.
- Ty żyjesz? - byłam zła, ale zaraz się uśmiecham.
- Mogę wejść? To parę minut.
- Jasne.., ale stało się coś? - wpuszczam go do środka.
Patrzy na mnie uważnie. Niebieskie oczy są chłodne.
- Związek na odległość nie ma sensu - stwierdza
- Dlacz.. Co ty.. Rzucasz mnie?
- Nie. To nie jest tak. Po prostu, teraz każde z nas będzie miało swoje życie - rozkłada ręce.
- Ale.. nie, Troy, pomyślmy..
- Nad czym? Prędzej czy później ten związek padnie. Możesz na mnie liczyć dalej, ale bezsensu ciągnąc związek dla wszystkich tylko nie dla nas.
- Och.. - nie wiedziałam, że tak do tego podchodził.
- Znajdziesz kogoś lepszego. Na pewno.
- Możesz po prostu wyjść?
- Przepraszam. - rzuca i wychodzi. Szybko. Po prostu.
Siadam na kanapie i zaczynam płakać. Nie spodziewałam się tego.
Myślałam, że będzie tęsknił gdy wyjedzie. Ze jeszcze bardziej będzie chciał wracać.
To wszystko mnie przerasta. Jestem zła i przygnębiona.
Te dni są coraz gorsze. Nachodzenie. Bicie. Mój nauczyciel. Zerwanie.
Kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić.
- Jestem - słyszę wesoły głos mamy.
Wstaję i biegnę wtulając się w jej ramiona.
Przytula mnie mocno, całując po włosach. Jak dobrze, że jest
- Mama.. - szlocham w jej kurtkę.
- Hej. Czemu ty płaczesz? Słońce - łapie moją twarz.
- Troy mnie zostawił..
- Och - przytula mnie mocniej. - Przykro mi.
- Wszystko jest źle..
- Nie był ciebie wart.
Zauważa mój policzek i pyta. Opowiadam jej wszystko. Rozmawiamy aż do wieczora.
Co ona może na to poradzić? Nic. Ale widzę jak mi współczuje.
- Nie zostawiaj nas mamo.
- Nie wiem córciu jak będzie. Na razie jestem.
Słyszymy otwieranie drzwi. Tata. Stoi w salonie lekko zaskoczony tym, że mama wróciła. Posyła jej uśmiech i idzie od kuchni. Przytulam się do kobiety. Kołysze mnie w ramionach co działa na mnie kojąco. Będzie dobrze. W końcu musi. Nic złego nikomu nie zrobiłam. Sama nie wiem kiedy zasypiam.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~
No i jak ten rozdział nam wyszedł?
ZNÓW SPRAWA. MACIE POMYSŁ NA OPOWIADANIE PISZCIE W KOMENTARZACH