Stoimy z Ronnie w salonie na przeciwko siebie. Ja mam koszule Harrego, a ona ubrana jest w koszule Horana. Obie ledwo powstrzymujemy śmiech. Miało nie być żadnej i obie ściągnęłyśmy facetów na chatę.
Teraz obaj śpią, a my naprawdę nie byłyśmy w nocy świadome tego, że nie jesteśmy same.
- To tego...Robimy śniadanie? - uśmiecha się do mnie.
Zamykam usta i wybucham śmiechem. Dociera do mnie jak szczęśliwa teraz jestem.Zero smutku. Zero łez. Jest bardzo dobrze. Nie boję się. Chłopcy również są zdziwieni gdy schodzą na dół, a my dwie krzątamy się po kuchni przedrzeźniając dźwięki z nocy. Cały czas się śmiejemy.
- Wiesz co? Coś jest nie tak, jest za miło - rozmawiają rozstawiając talerze.
~ Harry ~
- Dobrze wkładałeś - Niall Oblizuje palce, a po chwili na jego kolanach siada blondynka,ale to ta moja.
- Z pewnością lepiej od ciebie - opieram rękę na drugim krześle. - A ty się kochanie nie pomyliłaś?
- Tak tylko.. - wzrusza ramionami i oplata ręką kark blondyna.
- Tak tylko mnie nie denerwuj - kręcę głową.
- W życiu. - sięga po jedną z kanapek.
- Jakieś plany? - pyta Ronnie siadając na krześle.
- My jedziemy do Hazzy.. - mówi Gio z pełnymi ustami.
- Wszyscy jedziemy do Paryża - odpowiadam. W końcu są ferie.
- A co chcesz robić dzisiaj? - szczypię ją w tyłek.
- Jedziemy do ciebie. - powtarza z kolei szczypiąc mnie w udo.
- Dobrze kochanie.
- A my? - słyszę Nialla jak pyta swojej dziewczyny.
- Możemy się pouczyć. Poczytamy książki i pójdziemy na film naukowy.
- Żartujesz prawda?
- Dlaczego mam żartować? - mruga oczami. - Lepiej przygotuje się na angielski.
- Ja pierdole.. - śmiejemy się z niego.
- Sam mówiłeś, że trzeba się uczyć. - grozi mu palcem.
- Zawsze możemy to olać.
- Siebie olej - mówię stukając palcami w krzesło. - Nie po to się tyle napracowałem.
Czuje jak Gio wtula się w moją szyję. Całuję ją po włosach. Mój piękny aniołek.
- Zjedz, a ja idę się ubrać.. - szepcze i idzie na górę.
- Wolałem cie bez spodni!
Godzinę później rzeczywiście jedziemy do mnie. Mi to bardzo odpowiada. Lubie ja mieć przy sobie.
Blondynka biegnie na górę gdy ja idę do salonu.
- A ty gdzie? - siadam na fotelu.
- Musze poszukać swojej bransoletki! - słyszę z góry. - Szuflada?! Szafka?! - otwiera chyba wszystko po kolei.
- Gio nie wiem...kurwa - idę do niej.
Słyszę jak krzyczy co robi i gdzie szuka i nagle milknie.
Zagryzam wargę stając w progu sypialni. Domyślam co znalazła. Ale też wiem jak zareaguje. Są dwie opcje. Wyjdzie bez słowa i już się nie odezwie. Zacznie krzyczeć, wyzywać i dopiero wyjdzie, może wcześniej dając mi w twarz.
Stoi po drugiej stronie pokoju z jedną z opasek w rękach. Widzę że wszystko sobie układa.
Podchodzę do niej i łapię za rękę. Odwracam ją do siebie.
- Zostaw to i na mnie spójrz - mówię.
- Nie dotykaj mnie. - odsuwa się gwałtownie. Widzę łzy w jej oczach.
- Giovanni, cholera. Nie zrobię ci krzywdy. Przecież to wiesz. To było dawno. Zaluję tego tak samo jak narkotyków.
- Błagam, zostaw mnie.
- Nie. Nie zostawię cię. Nie potrafię tego zrobić. Proszę cię... - KURWA MAĆ. - Skarbie, przepraszam. Wiem, przez co przeszłaś przez to wszystko.
- Chce wyjść.. - szepcze.
- Gio.
- Błagam..
- Przepraszam. Nie chciałem do tego wracać. Mówiłem Ci. Zmieniłaś mnie - powtarzam i odsuwam się.
- Nie rób mi krzywdy. - prosi.
- Nie mów tak. Nie patrz tak na mnie - przełykam ślinę.
- Proszę.. - jej głos się łamie.
- Przecież cię nie trzymam. Tylko nie patrz tak na mnie.
Nie spuszczając ze mnie wzroku kieruje się do drzwi.
Siadam na łóżku i chowam twarz w dłoniach.
Słyszę trzask drzwi. Nie ma jej.
Wiedziałem, że tak będzie. Ze w końcu ją stracę. Ale dlaczego teraz.
~ Giovanni ~
Wybiegam na ulicę przez co prawie wpadam pod samochód. Kieruje się do domu, w którym jednak jestem trzy godziny później.
Jest mi duszno. Źle. Mam okropny mętlik w głowie.
Przecież to nie mógł być Harry. Jemu na mnie zależy.
Nawet to okazywał. Mówił, że mnie nie zrani i ochroni.
A teraz dowiaduje się, że to on jest winny temu wszystkiemu co przeszłam.
To było straszne. Nie chce do tego wracać.
Idę bez słowa do siebie czując na sobie wzrok przyjaciółki i Nialla.
- Co jej się stało...- słyszę blondynkę.
Szybko zamykam się w swoim pokoju.
Muszę odpocząć. Przemyśleć.
Zbieram, a raczej próbuje zebrać myśli.
Siadam na łóżku. Dlaczego...?
Rozpłakuje się w poduszkę.
To dla mnie duży szok. Przykrość. Zakochałam się w nim.
Teraz znowu zostaje sama. Na prawdę się tego boje.
Zawiódł mnie. Miałam nadzieję, że to poważny związek.
Chlipię. To wszystko układa się w kompletną całość.
Ale też...Widziałam jak Harry bał się, że odejdę.
Nie chce funkcjonować bez niego, ale przecież nie mogę z nim teraz być
To zbyt chore. O Boże. Muszę to sobie poukładać.
Przytłoczona tym wszystkim zasypiam.
Budzi mnie Weronica. Podaje herbatę i kanapki.
- Nie jestem głodna.. - odwracam się do niej plecami.
- Co się stało?
- On.. zrobił coś okropnego.
- Co ci zrobił? - siada obok przestraszona.
- On... - rozpłakuje się na nowo.
- Hej mała...Co Harry ci zrobił?
Przytulam się do niej mocząc jej bluzkę.
- To był on - do pokoju wchodzi Niall.
On wiedział?! O boże! Płacze jeszcze bardziej.
Wszyscy mnie oszukiwali? Ukrywali prawdę.
- Wyjdź stad - mówi Ronnie.
- Oszukał mnie.. - chlipie.
- Cicho...- przyjaciółka mnie przytula. - Wszystko będzie dobrze. Wyjaśnicie to sobie.
- Nie, nie chce go znać. - patrzę na nią. - Nie po tym co zrobił.
- Też jestem zła. To szokujące. Wiem - kręci głową. - Musiał mieć powód.
- Ja go kocham... - szepcze.
Całuje mnie we włosy i głaszcze po plecach.
- Będzie dobrze...
Na nią zawsze mogę liczyć. Pomaga mi i wspiera, jest najlepsza.
Ufam jej bardziej niż sobie. Siedzimy w ciszy bardzo długo.
- Wiesz? - mówi cicho. - Serce nie jest głupie.
- Ale to co zrobił...
- Wiem. To złe i chore. Wiem to - pociąga nosem i podaje mi chusteczki. - Ale żeby to zrozumieć potrzeba czasu. Ja potrzebowałam.
Przytulam ją. Cały dzień spędzam w pokoju.
~ Weronica ~
Przykrywam Gio kołdrą i wychodzę z pokoju. Biorę głęboki oddech.
Zdecydowanie nie zasługuje na to wszystko co ją spotyka.
Powinna być szczęśliwa. Jestem zła. Nie rozumiem tego wszystkiego. Schodzę spokojnie na dół.
Gromie Nialla wzrokiem i idę do kuchni.
Niech on się nawet do mnie nie odzywa. Najlepiej jak wyjdzie. Wlewam wodę do czajnika.
A jak Harry tu przyjdzie to mu chyba oczy wydłubie.
Jestem na niego zła. Nie ukrywam tego. Ale też nie wiem jak żyć bez miłości. Jednak nie mam zamiaru mu pomóc w zdobyciu ponownie Gio. Już wystarczająco przez niego cierpi. To co zrobił...to niewybaczalne. Chore. Nie mógł od razu próbować? Tylko robił za szaleńca..
Zalewam sobie kawę wrzątkiem i z kubkiem idę przed telewizor.
Biorę pilot i przełączam nudny golf. Mój dom i oglądamy co ja chce, jak się nie podoba może wyjść.
I tak będzie najlepiej. Oszust jeden. Robi się ciemno gdy Niall wraca do siebie. Kocham go, ale znów mnie zawiódł. To była bardzo istotna sprawa.
Zostajemy same. Sprawdzam czy u Gio wszystko w porządku i wracam na dół. Mam zamiar jej pilnować przed zrobieniem czegoś głupiego ...nawet całą noc. Ja ją znam. Wykonuje pochopne decyzję. Siedzę na jej łóżku i co chwila rozłączam połączenia. Wyłączam jej komórkę i idę pod prysznic. A ferie zapowiadały się naprawdę ciekawie.
Noc spędzam z nią. Śpi niespokojnie.
Może ma jakieś koszmary. Ciągle mówię, ze wszystko jest dobrze. Strasznie szkoda mi przyjaciółki.
Obie mamy za sobą ciężką i nieprzespaną noc.
niedziela, 28 grudnia 2014
czwartek, 18 grudnia 2014
Rozdział 15
Nie chcę się pomylić. Cała godzina to męczarnia. Oddycham z ulgą gdy wszystko się kończy. Kłaniamy się przed publicznością. W jakimś stopniu jestem z siebie dumna.
Schodzę ze sceny i idę się przebrać.
- Panna Wesley? - dwie starsze kobiety do mnie podchodzą.
- Tak - zapinam swój sweterek już przebrana.
- Mamy dla pani propozycje.
- Słucham?
- Może pani u nas studiować. Juilliard to szkoła artystów.
- Och ja.. Dziękuję - jestem zaskoczona.
- Świetnie pani zagrała - mówi jedna z kobiet. Uśmiecha się i wręcza mi kopertę.
- Na prawdę to dla mnie zaszczyt.
- Proszę niech pani zadzwoni kiedy podejmie decyzję. Do końca tego roku - odpowiada ta druga.
Rozmawiamy jeszcze chwilę i odchodzą. Czuję jak ktoś mnie obejmuje i całuje w szyję.
Spinam się automatycznie i dopiero po chwili rozluźniam.
- Pięknie kochanie. Jestem dumny. A do tego dostałaś swoją szansę - masuje ręką mój brzuch.
- Dzięki. - odwracam się do niego.
- Proszę - mężczyzna mnie całuje.
Krótko oddaje pocałunek i uśmiecham się. Harry przytula mnie do siebie i całuje mnie włosy. Zabiera moje oczy, a ja witam się z rodzicami. Jakoś żadnemu nie przeszkadza to, że jestem z nauczycielem. Myślę że nawet jeśli im się to nie podoba to nie powiedzą gdyż sami zdradzili siebie nawzajem. Duma. Honor. Te sprawy. Tata mówi, że jest bardzo dumny. Za to mama jest wzruszona. Czyli naprawdę się udało. Wieczór na prawdę jest miły i dobrze czuje się bliskich mi osób. Siedzimy przy stole w galerii taty. Jest sala, gdzie zazwyczaj są organizowane kolacje. Zajmuję miejsce przy szklanym szkole obok Harry'ego. Moja mama siedzi tuż przy Liamie, tata obok Kate, a Emmett (czy też Niall) siedzi razem z Ronnie.
Prowadzone są żywe dyskusje na różne tematy. Ja jakoś się nie udzielam, ale to nie oznacza że nie mam humoru. Czuję palce na moim podbródku. Harry odwraca moją głowę w swoją stronę i patrzy na mnie.
- Hm? - pytam wyrwana z zamyślenia.
Marszczy brwi i przejeżdża palcami po mojej dolne wardze, a potem daje mi krótkiego buziaka. Uśmiecham się wracam wzrokiem do pustego talerza.
- Jeśli nie powiesz mi co się dzieje, będę zawiedziony. Wolałbym, abyś mi ufała - mówi poważnie do mojego ucha.
- Wszystko jest w porządku, naprawdę - przekonuję go, potrząsając głową.
- Nie wierzę - odpowiada cicho i wbija wzrok w moją rękę, którą trzyma.
- Przepraszam.. - wstaję od stołu i idę do łazienki.
Wchodzę do zadbanego pomieszczenia, zamykając za sobą dębowe drzwi. Opieram się o nie i biorę głęboki oddech. ON nie pojawia się w moim życiu już długo. Po prostu zniknął. Tak strasznie się boję, może przyjść w każdym momencie, a ja nie mam jak się bronić.
Tak naprawdę może zrobić wszystko. Nie mam na to wpływu. Jednak mam nadzieję, że po części odzyskałam jakieś szczęście. Teraz wszystko się układa, naprawdę jest dobrze. Przeczesuję palcami włosy i biorę głęboki oddech. Nie denerwuj się. Nie masz po co. Czym się martwisz? On nie wraca, a ty panikujesz.
Robię siusiu i myję ręce. Okay. Czas tam wrócić. Wychodzę z łazienki. Wracam do stołu, poprawiając swoją czerwoną bluzkę i sweterek. Miejsce obok mnie jest puste.
- Gdzie Harry? - pytam przyjaciółki.
Podnosi wzrok, obejmowana przez blondyna. Wskazuje palcem na taras. Kiwam głową i podnoszę do ust kubek z herbatą.
~Harry~
Powinienem ją zostawić. Coraz trudniej jest mi udawać, że o niczym nie wiem. Ale też trudno jest odejść...Giovanni jest osobą, która powoduje, że się zmieniam. Zaczynam uśmiechać i dostrzegać też uczucia w życiu. Nie uważałem oczywiście, że jedynie seks jest dobry. Ale poczułem więź z tą dziewczyną. Wiem jednak, że gdy powiem jej prawdę, zostawi mnie. Ucieknie. Nie będzie chciała znać. A do tego to, że jestem dilerem...Pójdzie na policje. Nie pozwoli się zbliżyć.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. Tak strasznie się boję jej straty. Źle zaczęliśmy. Wiem. Ale to było silniejsze.
Wracam do stołu dziesięć minut później. Zajmuje swoje miejsce, a blondynka opiera głowę o moje ramię. Całuję ją w skroń i przewracam w palcach telefon. Niall patrzy na mnie, przytulając swoją dziewczynę. Znam go i wiem że też nie jest mu łatwo. Tyle, że on nie jest jeszcze w tak podłej sytuacji jak ja. Ronnie wie o narkotykach. O całym biznesie. Nie wie tylko o jego osobowości i o mnie.
- Odwieziesz mnie? - słyszę głos dziewczyny.
Bez słowa wstaję i biorę jej płaszcz. Pomagam ubrać się Gio. Żegnamy się ze wszystkimi i wracamy. Odwożę ją pod dom Weronici. Później bezpiecznie odprowadzam pod drzwi.
- Dziękuję.
- Nie masz za co - wzruszam ramionami. - Dobranoc.
Staje na palcach i łączy nasze usta.Oddaję pocałunek, obejmując ją jedną ręką w talii. Cicho wzdycham i kolejny pocałunek składam na czole dziewczyny.
- Dobranoc.
- Odrób lekcje i śpi dobrze - niechętnie ją puszczam.
Patrze jak drzwi za nią zamykają się i odjeżdżam. Jadę do jednego z barów. Siadam przy stoliku mając kieliszek i całą butelkę. Upijam się co pozwala wyłączyć mi myślenie. Do tego chyba coś połykam...
Sam nie wiem kiedy i jak ale znajduje się pod oknem Gio.
Dosłownie to w ogrodzie.
- Julio otwórz ten balkon! - chwieję się.
Widzę, że lampka się zapala, ale okno pozostaje zamknięte.
- Proszę! Zimno mi, a twój widok mnie rozpala! - krzyczę.
- Harry? - w końcu ją dostrzegam.
Uśmiecha się. Seksowna jest w tej piżamie.
- Co ty tu robisz... pijany.
- Tylko trochę. Bo widzisz - patrzę na nią. - jestem idiotą. Kompletny frajer ze mnie - kołyszę się.
- Wcale nie. Otworze ci, idź ostrożnie do drzwi dobrze?
- Chyba nie trafię kochanie. Nie powinnaś się mną przejmować. Jestem skończonym. Totalnie. Masakra jakaś. - co ja pierdole...
- Idę po ciebie - znika.
Siadam na trawie i spuszczam głowę w dół.
Czuje po chwili ręce wokół mojego ramienia.
- Chodź Harry, jest zimno.
- To mój tekst - mówię cicho i podnoszę się.
- Wiem, no chodź. - prowadzi mnie do środka.
Stajemy w holu. Przyciągam ją mocno do siebie. Jej włosy robią się wilgotne od...moich łez
- Harry co jest?
- Nie chcę cię stracić...
- Hej, spokojnie.. - sadza mnie na kanapie i sama ląduje obok. - Prześpij się dobra?
- Jutro powiem to samo co dzisiaj. Albo nie powiem, bo nie będę miał odwagi.
- Ale co? - jej głos jest zmartwiony.
- To, że mnie zmieniłaś. Nie ma w tym przesady?
- Nie rozumiem.
- W innego człowieka. Ja...Żyłem nocą.
- Powiedz mi - prosi.
- Jestem pijany.
- Harry powiedz.
Łapię jej dłoń i zamykam w swojej. Nie umiem. Muszę ją przy sobie zatrzymać.
- Te narkotyki...
- Stąd tak dobrze znasz Em...Nialla?
- Tak.- kiwam głową. - My nie bierzemy tego. Żaden z nas. Wyjątek to ja dzisiaj...Nie radzę sobie z tym. Nie chcę cię oszukiwać.
Nie odzywa się dłuższą chwilę.
- Zajmujesz się tym... rozumiem.
- Christian to sprowadza. Cała reszta rozprowadza. Liam i Zayn również.
- Wow..
- Mogę przestać. Tylko nie odchodź - jestem zdesperowany. Przysięgam, że jestem.
Czuje jej usta na swoich.
- Ciii... Spokojnie tak? Idziemy spać i porozmawiamy o tym jutro.
Przytulam ją do siebie. Musi się wyspać. Ma rację.
Sam nie wiem kiedy odpływam z nią w ramionach.
Budzik. Boże, nienawidzę tego dźwięku. Zwłaszcza gdy już czuję, że mam kaca.
Coś porusza się na moim brzuchu. Otwieram oczy i dostrzegam przeciągającą się Gio.
- Cześć...- mówię obejmując ją, aby nie spadła.
- Hej..
- Wyspałaś się artystko?
- Musimy porozmawiać - mówi poważnie.
- Wiem - wzdycham cicho.
- Po prostu chce wiedzieć wszystko. Opowiedz mi - siada wygodniej na moich kolanach i patrzy mi w oczy.
Kurwa. Przez duże K. Przecież TEGO jej nie powiem. Boże. Co ja mam zrobić? A jak kiedyś się dowie?
Blondynka cierpliwie czeka posyłając mi krzepliwy uśmiech.
- Jestem dilerem -zaczynam spokojnie.
Kiwa głową i pokazuje bym mówił dalej.
- Ale też i nauczycielem. Na początku chodziło o rozprowadzanie towaru po szkole, ale później juz nie. Później byłaś ty
- Tylko dlatego zacząłeś pracować w szkole?
- Na początku. Potem mi się to spodobało. W pewnym sensie kontrola.
- No tak, twoja zdanie jest najważniejsze - śmieje się przez co trochę mi ulżyło.
Biorę jej twarz w dłonie i całuję jej słodkie usta.
Oddaje pocałunek równie chętnie co ja.
- Ubieraj się. Musimy jechać słońce. - przyjeżdżam ręką po jej nodze.
Wydyma wargę niezadowolona i schodzi z moich kolan.
Opadam na dwie poduszki i zakrywam twarz dłońmi.
~ Weronica~
Eme...to znaczy Niall, nie mogę się przyzwyczaić już godzinę próbuje ściągnąć mnie z łóżka.
Nigdzie nie idę. Nie mam zamiaru. Przytulam policzek do poduszki.
- Ronnie no.. - widzę jego twarz tuż przed moją
- Jak chcesz to idź. Nie bronię ci. Naprawdę.
- Mówiłem żebyś nie ruszała wczoraj tego wina jak już wróciliśmy.
- Może i mówiłeś - uśmiecham się. - Znalazłam jakiś woreczek z kolorowymi tabletkami.
- Ronnie! - teraz jest zły.
- Ta...Nie wzięłam idioto - mrożę go wzrokiem.
- Wstawaj.
- Setny raz mówię, że nie.
- Trzeba chodzić do szkoły - tłumaczy śmiesznie.
Zaczynam się śmiać i odwracam się na plecy.
- Słońce moje no rusz ta swoja seksowna dupę.
- Której i tak nie przelecisz - zaznaczam.
- Ja często zmieniam zdanie..
- Tak serio to zostaję w ciepłym łóżku.
- Ale od jutra nie ma, że boli - wchodzi pod kołdrę koło mnie.
- Od jutra nazywam się Hannah Montana.
- To co? Grzeszymy? - czuje jego rękę na brzuchu.
- Śpieszno ci? A może ja chcę ślub. I karetę?
- Ślub też będzie..- odwraca mnie do siebie.
- No właśnie. I ty w garniturze. - mówię.
- To jak?- podwija moją bluzkę.
Już nic nie mówię. Może to pomoże zapomnieć o bólu głowy.
Znajduje się nade mną całując moje usta.
Oddaję czułe pocałunki. Jeżdżę rękoma po jego plecach.
- Kocham cię wiesz? - mówi poważnie.
- Wiem. Też cię kocham - całuję go.
Odsuwa się i patrzy mi w oczy.
- I na prawdę chcę z tobą być i nigdy więcej nie dać ci powodu do płaczu.
Uśmiecham się. Wierzę mu. Ale on to wie. Dlatego dostał szanse.
- Strasznie cię kocham. - całuje całą moja twarz powtarzając to.
Jest słodki. Obejmuję jego szyję.
- No chodź do tej szkoły... - mruczy.
- Nie. - śmieję się.
Wypuszcza powietrze z ust i opada przygniatając mnie.
- Ale śniadanko możesz zrobić...
- Nie mogę.
- Czemu?
- Bo teraz gdy nie masz stanika świetnie jest czuć twoje cycki - szczerzy się.
- Niall! - krzyczę. Boże, co za debil. Wariat.
Całuje mnie mocno przez co nie mogę dalej krzyczeć.
Nawet nie chcę. Ciągnę za jego włosy.
Mruczy zadowolony tym posunięciem i wręcz brutalnie wpycha swój język do moich ust.
Obracam nas i siadam na jego klatce.
Pozwala mi na to i uśmiecha się cwaniacko jeżdżąc dłońmi wzdłuż moich ud.
Przechodzę z pocałunkami na jego szyję.
Czuje przy tym jak ściska mój tyłek i po chwili go szczypie.
- Weź te ręce - robię mu malinkę.
- Moje ręce lubią tam być.
- To źle dla nich - dostaje po łapach.
- Ej! - odwraca nas znowu nie martwiąc się rozpinaniem po prostu przeciąga mi przez głowę bluzkę.
Zsuwam mu lekko dresy. Lądują na podłodze.
- Więc biologia z głowy.. - całuje mój dekolt.
- Ty ją już zdałeś...- mruczę.
Zniża się na mój brzuch i pozbywa mnie majtek zasysając skore na biodrze.
- Nawet tam? - chichoczę.
Wraca do góry i wkłada ręce pod moje plecy jakby przytulając mnie.
- Pierwszy raz będę cię kochał.. - mówi jakby to było ważne do zapisania.
Uśmiecham się i wtulam twarz w jego szyję. Jest kochany. Nerwowy ale mój. Całuję jego obojczyk.
- To będzie taka obietnica. Moje zobowiązanie, że nigdy nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, że zawsze będę przy tobie..
- Wiem, że będziesz Niall. Że mnie nie zostawisz.
Uważnie skanuje moją twarz. Muska czubek nosa i łączy nasze ciała jednym, szybkim ruchem.
Oplatam nogami biodra blondyna. Jedną rękę wplatam w jego włosy, a drugą wbijam w poduszkę.
Nie rusza się. Daje mi czas. Całuje i pieści moją szyję całą zostawiając w śladach po sobie.
Unoszę się lekko do góry wyznaczając nam wolne tempo.
Dołącza do mnie wykonując pełne, płynne i głębokie ruchy. Jedną rękę zsuwa na mój pośladek i jeszcze mnie do siebie dobija.
Czuję go całego w sobie. Zdecydowanie dokładnie mnie wypełnia. Oddycham trochę szybciej.
- Jesteś moją księżniczką. Będę to powtarzał kiedy tylko będziesz chciała. - zastyga nagle w miejscu i wręcz połyka wypuszczane przeze mnie powietrze.
Patrzę w jego niebieskie oczy. Błądzę palcami po jego policzku.
Przesuwa dłońmi po moim ciele. Dotyka każdy kawałek z namaszczeniem.
- Kocham cię - szepczę jeszcze raz i łączę nasze usta.
Czuję jak się uśmiecha i w szybkim tempie doprowadza mnie na szczyt.
Próbuję ogarnąć myśli. Jedyne czego mu nie pozwalam to skończyć we mnie.
Sam wydaje się zapomnieć o możliwych konsekwencjach. Słucha mnie jednak i nie robi nic wbrew mnie.
Kładziemy się obok siebie. Łapię oddech. Udany poranek
- Ale jutro do szkoły.. - przytula mnie.
- Dobra - poddaję się.
Czuje jeszcze pocałunek na łopatce i oboje znów Zasypiamy.
~Giovanni~
Skacowany nauczyciel. Tego jeszcze nie było.
Cały dzień w szkole myślę tylko o tym.
Harry jest tak nieprzytomny na lekcji, że nawet nie kojarzy o czym mamy mówić.
Po prostu jakoś udaje, że mamy godzinę wolną.
- Ja pierdole umrę, zajebie się, potnę woda...- mamrocze pod nosem.
Chichocze prawie cały czas patrząc na niego.
Siedzę dość blisko. Niby czytam książkę. Harry podnosi głowę i mrozi mnie wzrokiem a potem się uśmiecha.
Robi mi się ciepło widząc to. Chyba się zakochuje.
Mam nadzieję, że tego nie pożałuje.
Dzwoni dzwonek i wszyscy wychodzą.
Harry mnie zatrzymuje. Zamyka drzwi i podchodzi bliżej. Chwilę później ląduje na biurku, a on stoi między moimi nogami. Uśmiecha się i zaczyna całować mnie po szyi.
- Wydawałeś się zmęczony..
- Jestem zmęczony
- Więc chcesz się przytulić?
- Może tak.
- To chodź - uśmiecham się i otwieram dla niego ramiona.
Obejmuje mnie i opiera podbródek na moim czole. Ręką jeździ po plecach. Czuje się lepiej. - Pójdziemy dziś do mnie - mówi i poprawia moje włosy.
- Chyba możemy iść..
- I tak bym cię zabrał. - uśmiecha się lubieżnie.
- Hej.. - uderzam go w ramię.
- Kotku opanuj się. W domu będziesz mogła się wykazać - gładzi ręką moje udo.
Odpycham ją i zakładam ręce na piersi. Mruga do mnie i zbiera swoje rzeczy.
Zakładam przez ramię torbę i wychodzimy. Ubieram się w szatni, a Harry czeka przy aucie. Tak jak mówił jedziemy do jego domu gdzie razem jemy obiad.
Harry zaczyna sprzątać. Ja siedzę pijąc wino.
Obserwuje go uważnie i zaplatam nogi po turecku.
- Właśnie stwierdzam, że jest starszy o jakieś 17 lat.
Pamiętam, że mówił ile ma dokładnie lat. Trudno. Wiek to liczba. Biorę kolejny łyk alkoholu i przytrzymuje go dłużej w ustach. Harry odwraca się do mnie i podchodzi. Łapie mój podbródek, aby pocałować. Wlewam do jego ust alkohol. Na moim ciele pojawia się gęsia skórka. To takie... erotyczne. I bardzo mi się podoba. Muska językiem moje podniebienie. Wzdycham zadowolona. Odsuwam zagryzając wargę.
Ale nie mogę bo oszczędzam baterie
- Jakieś plany? Sugestie?
Przeczę głową i przykładam kieliszek do ust nie spuszczając z niego wzroku.
Kuca przede mną i zaczyna rozpinać swoją koszulę. Guzik za guzikiem. Pokazuje mi przez swoje liczne tatuaże. Naprawdę jest ich wiele. Nawet ciekawe.
Robią wrażenie. Jest tak dobrze zbudowany, że jest co podziwiać.
- Teraz ty - mówi.
- Nie mam tatuaży.
- Ale masz co innego - uśmiecha się.
Kładę dłoń na jego twarzy i go odpycham.
- Taka wstydliwa jesteś?
- Nie.. - wystawiam mu język.
- Zostań na noc - prosi całując moją dłoń.
- Okay.- jeżdżę palcem po jego torsie.
Przygryza mój mały palec i uśmiecha się.
Odwzajemniam gest. Mam dzięki niemu bardzo dobry humor.
Jutro piątek. Ostatni dzień i wolne przed świętami.
Nachylam się i całuje mężczyznę subtelnie.
Oddaję pocałunek i ściąga mnie z krzesła. Opadamy na jasne kafelki.
Znów wybucham śmiechem. Emanuje od jego nagiej skóry takie przyjemne ciepło.
Obejmuje mnie silnymi ramionami i trzyma przy sobie.
- Hej.. - uśmiecham się szeroko.
- Lubię cię przytulać, całować i dotykać. Jesteś taka piękna - składa pocałunki na moich włosach.
- Tak myślisz? - patrzę na niego.
- Tak. Tak uważam. Myślę. Stwierdzam. - przesuwa rękoma po moich plecach.
Dotykam palcami jego wargi i ponownie całuje.
Przyciąga mnie szybciej i mocniej oddaje pocałunek. Przypiera moje ciało do szafki.
Przymykam powieki, a rękoma badam jego klatkę. Jest idealna. Twarda. Umięśniona. I teraz tylko ja mogę jej dotykać co mnie satysfakcjonuje. Przenoszę jedną dłoń na kark bruneta i przyciągam go bliżej. Czuję jak jego dłonie wsuwają się pod moją bluzkę. Unoszę ręce do góry pozwalając mu ją ściągnąć.
Rzuca ją gdzieś pod stół. Kładzie ręce na moich plecach i prostuje mnie. Jego usta wędrują po mojej szyi. Odchylam głowę do tyłu dając mu większe pole do popisu. Jedną dłoń przynosi na moi policzek. Gładzi go palcami. Zaczyna całować dekolt. Reaguję momentalnie. To uczucie jest nieziemskie. Wzdycham cicho. Całuje moje nabrzmiałe od podniecenia piersi przez cienki materiał stanika. Moje palce odnajdują jego włosy i się w nie zaplątują.
Słyszę jak mruczy zadowolony. Zsuwa ręce do moich spodni i zaczyna je rozpinać.
- Teraz twoja kolej.. - udaje mi się wydusić.
- Moja kolej mówisz? Zechcesz mi pomóc? - nasze wargi stykają się.
Uśmiecham się delikatnie i sięgam do zapięcia jego spodni.
Wybrzuszenie w jeansach jest widoczne. A to wszystko przeze mnie...
Czuje jak się czerwienie ale kontynuuje. Pomaga mi zsunąć z siebie spodnie. To samo robi z moimi.
Chichocze pomagając mu w tym. Zostajemy w bieliźnie. Harry kładzie mnie na podłodze i całuje całe moje ciało.
Mimo wszystko trochę się krępuje.
Patrzę na niego uważnie. Jestem pół naga. Podsuwam się trochę do tyłu i opieram na łokciach. Harry spogląda w moje oczy i widzę w nich troskę oraz jakieś pytanie. Ale o co? O Zaufanie?
Ufam mu. Wie o tym że mu ufam.
- Rozepnij stanik - mówi cicho i zaczepia palcami o moje majtki, które powoli zsuwa.
Robię to niepewnie mocno zaciskając uda.
Opiera ręce po obu stronach mojej głowy.
- Jesteś cudowna kochanie. Piękna, idealna. Nie możesz się mnie wstydzić.
Zagryzam mocno wargę i patrze w bok.
Odwraca mój podbródek tak że jestem zmuszona do spoglądania w moje oczy.
- Idealna - powtarza szeptem i zsuwa się.
Przejeżdża wargami po moim brzuchu.
To trochę łaskocze ale jest przyjemne. Dochodzi do mojej kobiecości. Rozsuwa moje nogi i całuje ją delikatnie. Piszczę i zasłaniam twarz dłońmi. Nie długo mnie tam pieści. Sam zdejmuje bokserki. Czuję go przy swoim wejściu.
- A..no wiesz..
- Tak?
- Zabezpieczenie? - pytam cicho.
- Nie lubię gumek - uśmiecha się. - Dostaniesz tabletki.
- Och.. ym, okay.
Pochyla się i mnie całuje. Słowa są nie potrzebne. A gdy we mnie wchodzi...Rozchylam szeroko wargi i łapie krótkie oddechy. Pozwala mi się przyzwyczaić do uczucia rozpychania. Jednak nie jest to taki ból jak myślałam. Jestem wilgotna, dlatego jest łatwiej. Składa czułe pocałunki na mojej szyi. Kładę się całkowicie przez co moja rozgrzana skóra styka się z chłodną podłogą. Mężczyzna zaczyna się we mnie poruszać. Są to powolne, ale płynne ruchy. Wbijam paznokcie w jego plecy zostawiając na nich długie, czerwone szramy. Nigdy nie myślałam, że zrobię to z moim nauczycielem, ale...Zależy mi na nim. I to co teraz czuję...Nie żałuję. Moje uczucia względem niego na prawdę są coraz silniejsze. Mój krzyk rozbija się o ściany kuchni. Cisza nas otacza. Ciało zaczyna drżeć, a silne ramiona mocno mnie obejmują. Odpływam w krainę rozkoszy.
~~~~~~*~~~~~~~
A ja my mamy dla was prezent na święta...:)
czwartek, 11 grudnia 2014
Rozdział 14
~ Giovanni ~
Wchodzę do szkoły na prawdę wyspana. Mój oprawca kiedy już prawie myślałam że zniknął znów się pojawił. Ostatni raz był tydzień temu.. jakby, sama nie wiem. Chodził do mnie tylko by przypomnieć mi o swoim istnieniu. Mam na prawdę duże wsparcie w moim nauczycielu angielskiego, gdy jesteśmy sami kazał mi mówić sobie po imieniu co mi odpowiada. Mieszkam z Ronnie i mam wrażenie że to nie pasuje ani Horanowi ani Harremu, chociaż nie mam pojęcia dlaczego.
Nie wypowiadają się na ten temat. Zresztą Emmett przeważnie się do mnie nie odzywa. Dlaczego? A kto wie. Moi rodzice s a w trakcie rozwodu. Tata zaczął układać sobie życie z Kate, która z charakteru przypomina Harryego. Poznałam ją lepiej. Za to moja mama więcej czasu spędza z Liamem. Nie mam śmiałości patrzeć na niego ma Wfie. Z szafki biorę potrzebne mi na pierwsze lekcje książki i idę na matematykę. Na prawdę potrzebowałam kogoś po nocy z tym prześladowcą,a Harry mnie nie zawiódł. Wiem że może to nie do końca odpowiednie gdyż jest moim nauczycielem, ale on mi tylko pomaga. Nie robimy nic złego, choć przeraża mnie że właśnie o tym myślę coraz częściej.
Dziwne, prawda? Ale jestem dziewczyną, a on bardzo przystojnym mężczyzną. Jest surowy i rzadko mi ustępuje, ale dużo pomaga. Zresztą...mam wrażenie, że w małym stopniu mu się podoba. A może w trochę większym. Idąc do sali poprawiam wiszący na tablicy plakat o balu.
Mam w to mały wkład bo znalazłam osoby które żyją tym wydarzeniem. Mi jest ono obojętne, nie wybieram się tam. Zajmuje swoje miejsce równe z dzwonkiem. Pan Lucas robi nam kartkówkę, z której nie dostane pały, ale nie przewiduje również jakiś powalających wyników.
Jednak zawsze trójka nie jest najgorsza. Ważne, aby nie były same jedynki. Później mam biologię, francuski i wf. Dopiero na końcu angielski. Jak zawsze. Już niedługo przedstawienie. Nie podoba mi się wizja tego, ale podchodzę do tego tak. Wyjdę, zagram, zejdę. Dam radę. Przynajmniej będzie z tego ważna ocena na semestr. W nie najgorszym humorze wchodzę do klasy na ostatnią już dzisiaj lekcję.
Za to Harry nie ma zbyt dobrego. W ogóle wygląda jakby się nie wyspał.Reszta uczniów też to widzi i jeszcze powtarza ostatnią lekcje spodziewając się kartkówki.
- David - rzuca chłodno i bierze dziennik. - Odpowiadasz.
Biedny chłopak wstaje i odpowiada na następne pytania nauczyciela.
Jeden błąd i ma niżej ocenę. Udaje mu się zarobić troje.
Zakładam ręce na piersi. Reszta lekcji mija w miarę spokojnie. Rozmawiamy trochę o historii. Zapisuję wszystko co muszę wiedzieć. Nie ma tego nie wiadomo ile. Czterdzieści pięć minut mija szybko.
- Dziękuję, do jutra.
Wszyscy wstają, zbieram swoje rzeczy i wychodzę jak reszta. Dzisiaj mam iść z tatą na wystawę jego przyjaciela. Szczerze powiedziawszy to cieszę się.
Znam tego mężczyznę i uważam że jego fotografie są świetne. Uśmiecham się pod nosem, idąc do domu przyjaciółki. Ubiorę coś ładnego. Jestem zdziwiona, gdy moja przyjaciółka tez się szykuje.
- Cześć? Ty dokąd?
- Na wystawę. Emmett mnie zabiera - uśmiecha Się.
- Więc już tak na pewno do niego wróciłaś?
- Pytasz mnie po trzech miesiącach bycia razem?
- Za każdym razem mówiłaś że nie wiesz, po prostu on ci nie daje spokoju. - pokazuje na nią palcem. - No i przez miesiąc w ogóle się do niego nie odzywałaś.
- Tak. Masz rację. Ale lepiej z nim niż bez niego - wzrusza ramionami.
- Mam nadzieje że cie nie skrzywdzi..- idę do siebie.
Mój pokój nie jest duży, ale wystarczający. W zasadzie nie wiem skąd ON wie gdzie mieszkam. Ale był tu już nieraz. Na samą myśl o tym całe życie ze mnie uchodzi. Chociaż przez ostatnie dni naprawdę mi nie groził. Był spokojny.
Co nie zmienia faktu że go nienawidzę. Na wystawę jadę z Ronnie i jej chłopakiem. Tam jest już mój tata. Wszystko dzieje się w jego ładnej, szklanej galerii. Jestem zaskoczona, gdy widzę Harry'ego w smokingu. Rozmawia z Christianem. Wygląda... Wygląda jak wzór ideału. Jak model który dopiero zszedł z wybiegu.
Śmieje się, czyli jego humor uległ zmianą.
- Chodźcie - mówi tata i prowadzi nas do mężczyzn.
- O Cześć Niall - mówi Christian .
Niall? Dlaczego znowu ktoś tak do niego mówi? To w ogóle nie przypomina zdrobnienia. Przezwisko? Ale to imię..
- Czemu Niall? - wtrąca moja przyjaciółka, ciekawym tonem.
Blondyn przyciąga ją jakby nerwowo bardziej do swojego boku.
- Sorry - mruczy Christian i posyła mi uśmiech, zmieniając temat. - Podoba wam się?
- Też chcę wiedzieć, dlaczego Niall? - dopytuję.
- Ładnie wyglądasz - słyszę przy uchu.
Wstrzymuję oddech i odzyskuję go dopiero po zobaczeniu Harry'ego. Zapominam o pytaniu, o Ronnie, chłopakach. Liczy się to co powiedział do mnie Styles. Uśmiecham się.
- Dziękuję.
Obejmuje mnie ręką w talii i prowadzi w kierunku wystawy. Razem oglądamy czarno białe, artystyczne zdjęcia. Powiedział, że ładnie wyglądam...Ale mam na sobie tylko granatową sukienkę i biały płaszcz. Coraz częściej chce mu powiedzieć o tym kimś. O NIM. Zawsze jednak rezygnuję. Wiem, że mogę mu ufać, ale zachowuję to dla siebie. Jeszcze nie teraz. Myślę, że nadejdzie taki moment, kiedy powiem mu co mnie gnębi.
Harry prowadzi mnie w kolejny korytarz. Opuszcza rękę z mojego biodra i delikatnie ujmuje moją dłoń. Patrzę na niego kątem oka. Widzę jak się uśmiecha. Stajemy przed zdjęciem, które przedstawia mnie. Próbuję przypomnieć sobie, kiedy zostało zrobione. Jakoś końcem wakacji. Śmieje się na nim. Woda z jeziora ochlapuje moje ciało. Byliśmy na tydzień w domu Christiana. Ja, tata, mama i on. Było naprawdę wesoło. Wtedy jeszcze byłam z Troyem i codziennie szukałam zasięgu, aby móc z nim porozmawiać. Och, nie ważne. Kręcę głową i czuję pocałunek na policzku.
- Piękny widok. Chcę taki częściej - mówi Harry, lekko ściskając moją dłoń.
- Nie wiedziałam, że to tu będzie - przyznaję. Nie przeszkadza mi to, a nawet... To dla mnie komplement.
Patrzę przez ramię do tyłu. Widzę Christiana, który się do mnie uśmiecha. Odwzajemniam to i wracam wzrokiem do zdjęcia.
Jeszcze chwile je oglądam i przechodzimy do innych prac.
Podobają mi się. Naprawdę są warte oglądania.
Przyszło dużo ludzi. Wystawa odnosi sukces. Harry cały czas trzyma mnie za rękę. W zasadzie nie wiem czemu. Nie zabieraj jej choć ktoś mógłby nas zobaczyć. On jest dorosły, niech on się tym zajmuje.
- Pójdziesz ze mną na kolację? - przypiera mnie do ściany w jednym z korytarzy.
- Co?
- Pójdziesz ze mną na kolację? - powtarza pytanie wolniej.
- Ja? Okay, czemu nie? - mówię szybko.
- To cudownie - kładzie ręce na moich biodrach.
- Tak - Kiwam głową.
- Dzisiaj - dodaje.
- Dzisiaj.
- Więc chodź piękna - odsuwa się i bierze mnie za rękę.
Idę za nim nie do końca świadoma tego wszystkiego. Zaprosił mnie na kolację. Teraz. Za chwilę. Mówię to tacie, żegnam się z Ronnie i wychodzimy.
Prowadzi mnie do samochodu. Lubię jego mercedesa. Jest wygodny i ładnie tam pachnie. Wsiadam do środka, a Harry zajmuje miejsce kierowcy. Naprawdę mnie dzisiaj zaskoczył. Jedziemy do nieznanej mi dotąd restauracji. W środku dostaje stolik przy oknie, ale na uboczu. Tam mnie prowadzi i odsuwa krzesło, abym mogła usiąść. Robię to, a Harry siada naprzeciwko. Dostaję karty menu. Zamawiam stek z sałatką.
- Dobry wybór - mówi mężczyzna. - Wina?
Harry bierze to co ja i podaje nazwę jakiegoś wina. Kelner zapisuje i odchodzi. Brunet uśmiecha się do mnie i przeczesuje palcami włosy. Odwzajemniam gest i zakładam nogę na nogę.
- Pójdź jutro na bal - mówi, pochylając się do przodu.
- Nie.
- Proszę. Chcę, żebyś poszła ze mną.
- Tak nawet nie można - robię się czerwona.
Uśmiecha się i dotyka pod stołem mojego kolana.
- Oczywiście, że można. Zwłaszcza, gdy dyrektorem jest Zayn - mruczy pewny swoich słów.
- Nie.. - odpowiadam mniej pewnie.
- Co ci zależy? Ja nie umrę z nudów wśród licealistów, a ty się zabawisz - odpowiada.
- Nie chcę tam iść.
- Dlaczego?
- Po prostu. - Wzruszam ramionami.
- Dlaczego?
Nie odpowiadam. Nie chce iść na ten bal i się tam nie wybieram.
- Pytam o coś.
- Powiedziałam..
- Nie. Po prostu nie jest odpowiedzią.
- Nie chce iść na jutrzejszy bal.
- Pytałem Dlaczego. To już wiem - mówi twardo.
- Nie powiem więcej - zaczyna mnie denerwować.
Wywraca oczami.
- W takim razie będziesz skazana na mnie.
- Nie rozumiem.
- Ja spędzę z tobą wieczór
- Sam mówiłeś że musisz tam iść. Nie przeszkadza mi samotny wieczór, na prawdę.
- Nie muszę.
- Nie trz.. - dostajemy nasze zamówienie.
Zaczynamy jeść. Jedzenie jest wyśmienite. Rozmawiamy na jakieś luźne tematy. Już bez spiec. Mam to traktować jak randkę?
Wywraca oczami.
- W takim razie będziesz skazana na mnie.
- Nie rozumiem.
- Ja spędzę z tobą wieczór
- Sam mówiłeś że musisz tam iść. Nie przeszkadza mi samotny wieczór, na prawdę.
- Nie muszę.
- Nie trz.. - dostajemy nasze zamówienie.
Zaczynamy jeść. Jedzenie jest wyśmienite. Rozmawiamy na jakieś luźne tematy.
Już bez spiec. Mam to traktować jak randkę? Szczerze nie wiem, ale nie mam zamiaru się o to pytać.
- Zabiorę cię do siebie - płaci rachunek.
- Nie trzeba.. - mówię niepewnie.
- Chcę ci coś pokazać.
Kiwam głową. Idziemy do jego auta. Pół godziny później parkuje w obcym mi miejscu.
To ładny zadbany dom. Nie jakaś wielka Willa. Otwiera przede mną drzwi i wpuszcza do środka.
Już od holu widzę regały z książkami. Są wszędzie. Jak w bibliotece, ale wnętrza nie są staroświeckie.
Jest tu... od teraz wiem jak wygląda mój wymarzony dom. Uśmiecham się pod nosem. Harry prowadzi mnie do salonu. Mocno mnie odwraca.
- Muszę coś zrobić.
- Umm..Okay, zaczekam.
- Pocałować Cię.
Otwieram szerzej oczy nie wiedząc co powiedzieć.
Przyciąga mnie do siebie. Opiera swoje czoło o moje. Ręce kładzie ma biodrach. Zagryzam wargę mając mieszane uczucia. Pochyla się i po prostu łączy nasze usta. Z wrażenia rozchylam wargi. Mam mętlik w głowie. Dlaczego chce mnie całować? To mój nauczyciel. Ale robi to tak delikatnie.
Odsuwam się, biorę oddech i wracam do jego ust. Łapie moje biodra. Całujemy się bardziej zachlannie. To na prawdę przyjemne. Jego usta są miękkie i pełne. Błądzi rękoma po moim ciele.
Biorę tylko krótkie oddechy i w ogóle się od niego nie odsuwam. Wcale tego nie chcę. Przygryza moją wargę.
Uśmiecham się delikatnie. Potrzebuje jego bliskości, chce jej.
- Jesteś piękna - szepcze.
W moim ciele rozlewa się ciepło na te słowa. Przez te wszystkie wydarzenia chce kogoś kto będzie dla mnie.
Chcę być znów bezpieczna. Wiedzieć, że o każdej porze dnia i nocy będę mogła na tę osobę liczyć.
Jeszcze raz z większą siłą przyciskam wargi do jego. Podnosi mnie. Kładzie na kanapie i teraz z łatwością całuje. Wzdycham oddając pieszczoty.
Odrywa się w końcu ode mnie.
- To się może źle skończyć.
- Jest dobrze.. - szepcze. Chce żeby to był Harry a nie ON.
- Nie. Nie spieszmy się - muska ustami moje czoło.
- Proszę.. - zaczynam panikować -.. to dla mnie ważne. Bardzo.
- Dlaczego? - pyta, przesuwając ręką po moim udzie.
- Proszę.
- Dlaczego? - pyta ponownie. Zaczepia palcem o koronke pończochy.
- Chcę..
- Dlaczego chcesz? I dlaczego ubrałaś się tak wyzywająco? - mruczy przejeżdżając palcem po mojej skórze.
- ja... wcale nie..
- Nie? Kochanie widzę co masz na sobie.
Przechodzą mnie dreszcze słysząc to.
- Co się dzieje? - kładzie się obok i oplata mnie w talii.
- Nic.
- Widzę. Nie oklamuj mnie. Nie lubię tego.
- Harry nic. - siadam obciągając sukienkę.
- Chodź tu - przytula mnie do swojego torsu.
- odwieź mnie..
- Nie. Przeszkodzimy twojej koleżance.
- Co? Nie... on ma taką swoją zasadę - chichocze.
- No cóż...Biedny chłopak. Po prostu zostań.
- Proszę Harry..
- Przed chwila prosiłas o coś innego - przypomina rozbawiony.
- Ale się nie zgadzasz, więc po prostu wrócę do domu.
- Nie. Ja się zgadzam. To nie oto chodzi. - patrzy na mnie. - Wyglądasz pięknie. Mam wielką ochotę, aby się z tobą kochać. Nie chcę, abyś czuła się wykorzystana. Nie chcę tego.
Czuje jak robię się czerwona. Policzki pokrywa czerwień. Jestem pewna.
- Jesteś moim nauczycielem.. - mruczę.
- Serio? Z tym mi tu teraz wyskakujesz?
Łapie mój podbródek i mnie całuje. Znów delikatnie. Oddaję pocałunek przymykając powieki. Czuję jak głaszcze mój policzek. Siedzę na jego kolanach. Jest taki ciepły, a jego usta znów łączą się z moimi.
To miły wieczór. Spędzamy go normalnie. Romantycznie. Po prostu. Wtuleni w siebie.
~*~
Proszę, oto was wyczekiwany rozdział haha :) Podoba się?
Jeju ale zapierdziel w szkole. Wybaczcie, że rozdziały są rzadziej.
czwartek, 4 grudnia 2014
Rozdział 13
Poniedziałek jest dniem, kiedy wracam do szkoły. Czuję się trochę lepiej. Nikt na razie się nie pojawił. I mam nadzieję, że już go nie będzie. Błagam. W szkole rzeczywiście nikt nie wie o mojej próbie zabicia się. Mam spokój. O nic nie pytają. Nie czepiają się. Jest okay.
Nie myślę o swoim byłym. Temat zamknięty. Zastanawiam się jak długo tym razem Weronica wytrzyma z Emmettem i czy to prawda, że dawał tam tego chłopakowi dragi. Nie mogę być pewna. Zresztą to do niego nie pasuje.
Dziwię się, że koleżanki nie ma w szkole. Wyciągam telefon i wysyłam jej wiadomość.
" Czemu cie nie ma? Wszystko w porządku? "
Nie dostaję odpowiedzi na przerwie. Zawiedziona zmierzam na WF, z którego mam zwolnienie.
Nie chce nawet za bardzo patrzeć na tego faceta. Siadam bez słowa w kącie sali i tam planuje przeczekać całą lekcje. Tak. Tyle, że mój plan nie wypala. Do sali wchodzi zdyszany Styles. Ubrany w czarną koszulę i do tego swoje rurki, jak zawsze dobrze wygląda. Szuka kogoś wzrokiem, aż w końcu pada na mnie.
Sama odwracam głowę lekko speszona i skubię palcami odchodzącą ze ściany farbę.
- Wesley, do mnie - mówi rzeczowo.
Posłusznie wstaję i do niego idę. Wychodzimy z sali, a brunet zamyka za nami drzwi. Kieruje się do swojej sali. Idę za nim, wchodzimy do środka i zamykam za sobą drzwi.
- Mam dla ciebie wiadomość. Zaczniesz pomagać w balu - mówi, stając przy mnie.
- Nie chcę...
Kręci głową i staje jeszcze bliżej.
- Nie masz wyjścia - powtarza wolno.
- Dlaczego? - pytam ciszej robiąc krok do tyłu.
- Bo będziesz mieć zajęcie - przejeżdża językiem po dolnej wardze. - To ci pomoże.
- Nie jest pan moim terapeutą. Ja się na tym nie znam. To mnie nawet nie dotyczy.
- Nie i nie będę - prycha. - Po prostu takie masz zadanie. Zbierzesz grupę osób, która zorganizuje zimowy bal. Dziękuję, to tyle.
Obejmuje się ramiona, odwracam i wychodzę.
- Do zobaczenia na angielskim piękna - słyszę jeszcze.
Czuję na sobie wzrok nauczyciela od wf, ale staram się to kompletnie ignorować. To on będzie moim ojczymem? Tak dziwnie się czuję...Nie umiem się odnaleźć w nowej sytuacji. Ale muszę stawiać czoła codzienności. Po dzwonku idę na stołówkę. Siadam przy oddalonym stoliku i sprawdzam telefon. "Tak, wszystko jest dobrze. Jestem z Emmettem. Nie martw się"
Marszczę brwi. Nie szczególnie mnie to uspokoiło. Chciałabym wiedzieć co się stało, że jej nie ma. Dla związku nie opuszczała szkoły. Kupuję tylko sok jabłkowy i to nim zajmuję się cały lunch.
Cóż za porywająca historia. Obym nie musiała się z nim całować.
- Poradzisz sobie? - pyta mężczyzna, pochylając się nade mną.
- Nie wiem.. - mówię zgodnie z prawdą.
- Pomogę ci - odpowiada ciszej, tak abym tylko ja słyszała. Dotyka mojego ramienia.
Dzwoni dzwonek. Postanawiam przejść się do Ronnie. Zbieram swoje rzeczy. Jako pracę domową mamy zrobić parę ćwiczeń z gramatyki.
Idę do szafki. Ubieram kurtkę i wychodzę z budynku.
- Podwieźć cię? - słyszę.
Odwracam się i widzę Stylesa.
- Nie trzeba, to niedaleko.
- Jest zimno - upomina mnie. On się troszczy?
- Jestem ubrana. - tłumaczę.
- Jest zimno - powtarza piorunując mnie wzrokiem.
- No widzę. - odwracam wzrok. - Idę niedaleko, do Ronnie.
- Przekaż jej scenariusz.
- Przekażę. Do widzenia.
- Do widzenia Gio - mówi i idzie do samochodu.
Zakładam słuchawki i idę w stronę domu przyjaciółki. Pukam do jej drzwi. Mieszka sama. Tupię nogami czekając aż otworzy.
Robi to Emmett. Patrzy na mnie zdziwiony, ale i zmieszany.
- Co ty tu.. - rezygnuję z pytania i wymijam go wchodząc do środka.
- Nie - łapie mój nadgarstek. - Jest chora. Musisz iść
- Chce ją zobaczyć.
- Nie. Zarazisz się - mówi stanowczo.
- Spadaj - wyrywam się i idę do jej pokoju.
Ciągnie mnie za tył koszulki i gwałtownie cofa.
- Powiedziałem coś - warczy.
- Co jej zrobiłeś? - zaczynam się bać.
- Nic. Mówiłem, że jest chora. Mam zły dzień. To naprawdę nie jest dobry moment, okay? - mówi przez zęby.
- Więc tylko powiem jej cześć.
- Nie.
- No proszę. Zadzwonię na policje jak mi nie pozwolisz.
Patrzy na mnie z politowaniem i kręci głową. Uparty. Co się stało...
- Ronnie! - krzyczę zła.
- Dasz jej spać?
- Ronnie! - słyszę otwieranie drzwi na górze i kroki na schodach.
- Kochanie wróć do łóżka - mówi blondyn odwracając się na chwilę.
Mnie łapie za ramię i mocno ciągnie do wyjścia. - Raz nie zachowuj się egoistycznie. Próbuje spojrzeć mu przez ramię. Wychodzę ale na prawdę to wszystko mi się nie podoba.Co jest z moją przyjaciółką. Czemu wszyscy tak dziwnie się zachowują? Normalnie zeszłaby do mnie nawet chora.
Martwię się. Naprawdę się martwię. Chcę wreszcie dostać odpowiedzi na dręczące pytania.
~Niall~
Podtrzymuję włosy Weronicy, gdy ta pochyla się nad toaletą. Kto jej dał tego, aż tyle?
Jakiś totalny kretyn który jest martwy gdy go dorwę. Mówiłem jej, tłumaczyłem, że tylko ja i tylko przy mnie może brać. Wtedy mam ją cały czas pod kontrolą i pozwalam rzadko i mało by się nie uzależniła.
Ale się uparła. Albo któryś na imprezie miał na nią wpływ.
Wstaje i podchodzi do umywalki gdzie płucze usta.
- Możesz już iść - mówi opierając ręce o blat.
- No chyba nie. - niezmyty makijaż jest teraz rozmazany . Nic nie była wczoraj w stanie zrobić.
- Nie chcę, żebyś tu siedział. Jedź do Gio i cos jej nabujaj - mruczy a potem idzie do sypialni.
- Powiedziałem że jesteś chora. - idę za nią.
- Słyszałam. Ale ty i takie zachowanie to nie ty.
- Sorry jeżeli ci się nie podoba, ale teraz nie zostawię. Idziemy się myć - przerzucam ją przez ramię i wracam do łazienki.
- A było tak fajnie...- mamrocze cos pod nosem. Chyba ją jeszcze trzyma.
Po takiej ilości na pewno nie wszystko opuściło jej organizm. Tym lepiej będzie łatwiej mi ją oporządzić. Stawiam ją na płytkach i rozbieram.
Unosi brew i patrzy na mnie skołowana ale i zdziwiona.
- A gdzie "nie mogę, czekam do ślubu"?
- Ja cie tylko chce umyć zboczeńcu. - muskam jej usta i odpinam stanik dziewczyny. Widziałem ją już nago, nieraz i za każdym razem robi na mnie niesamowite wrażenie.
Muszę przyznać, że blondynka ma fajne ciało. I teraz jest tylko moje. Drugi raz jej nie wypuszczę.
Opuszczam majtki do kostek i karze jej z nich wyjść. Podnosi jedną nogę, druga lekko się chwiejąc i wchodzi pod prysznic. Staję tuż przed brodzikiem i biorę słuchawkę do ręki, a drugą odkręcam wodę.
- A ja umiem się sama myć...- mówi. W mojej kieszeni wibruje telefon.
Wkładam tam suchą rękę i Rozłączam połączenie nie patrząc kto to.
- Ale ja to zrobię.
- Naprawdę? Nie trzeba.
- Nie pytam cie o zdanie - sięgam po płyn do ciała.
Wzdycha tylko. Daje mi się myć, a mój telefon ciągle dzwoni. Ignoruję go i instruuję ją by się odwróciła. Nie powiem że zmuszam się do tego zajęcia.
- Fajne masz widoki? - opiera ręce o ścianę.
- Nie narzekam.
- Och...Mi się moje nie podobają.
- Masz na myśli płytki? - kucam i myje obie jej stopy, jedną po drugiej.
- Tak - mówi i patrzy na mnie z góry.
- Są całkiem ciekawe.
- Ta, bardzo - wywraca oczami.
Idę w górę jej nóg myjąc je uważnie, później zajmuje się miejscem miedzy nimi.
- Emmett ja juz chcę spać - przechodzi z nogi na nogę.
- Nie wierć się, myje cie przecież.
- Wolno. - marudzi.
- Co? - śmieje się z niej.
- Wolno myjesz idioto.
- Bywa kochanie. Ja myje, ja decyduje jak.
- Znalazł się...- odpycha moją rękę. Odwraca się i zamyka drzwiczki.
Otwieram je momentalnie i przyciągam dziewczynę do siebie ściskając jej pośladki.
- Ja cię myję Ronnie. - nie rusza mnie że jestem teraz mokry.
- Nie chcę, żebyś mnie myl - mówi, wyzywająco. Jak zawsze.
- Słońce ty moje piękne gołe.. - całuje ją.
Krótko oddaje pocałunek, a później mnie odpycha. Uśmiecha się.
- No co? - prowokatorka wstrętna.
- Niee. Nic - cmoka. - Podaj ręcznik.
- Tak ci dobrze.
- Podaj.
- A kochasz mnie? - znowu do niej podchodzę.
- Kocham. - mruży oczy.
- A jak bardzo?
- Bardzo. Na tyle, że wytrzymam bez ciebie w łazience.
- No daj mi buzi. - oplatam jej talię. Pocieram jej skórę by się nie przeziębiła.
- Zasłużyłeś?
- Obiecaj, że nigdy więcej bez mojej zgody nie Weźmiesz. - mówię teraz poważnie.
- Dlaczego? Przecież to to samo jak z tobą.
- Obiecaj - moja dłoń wraca między jej uda.
Pospiesznie ją łapie.
- nie wiem..
- Obiecaj - zabieram jej rękę i kontynuuje.
- Przestań - tupie nogą. - Obiecuję. A teraz daj mi się ubrać i zadzwoń do Giovanni. Wiesz, że może zrobić coś głupiego.
- Gio ma opiekę. Czemu nie mogę zrobić ci dobrze?
- bo nie mam ochoty. Niby kogo? Tego typa?
- No daj.
Kręci głową i chlapie mnie woda.
- Ronnie..
- Daj mi ten ręcznik. Zaraz znów zwymiotuje. Jestem głodna. Ale i tak mi się cofnie. To bezsensu.
- Masz - rzucam jej ten pieprzony ręcznik i czekam aż wyjdzie żeby sobie czegoś nie zrobiła.
Później bierze szlafrok i wychodzi z łazienki. Siada na łóżku, biorąc telefon. Sam idę na dół i kładę się przed telewizorem. Dostanę opierdol od Harryego. Oddzwaniam do niego
- Nie żyjesz - mówi na starcie.
- Co chciałeś?
- Przez pół godziny uspokajałem Giovanni, bo kurwa nie umiesz nad sobą panować. Pilnuj się. Bo ja się wezmę za Ronnie i jej psychikę zniszczę.
- Nie wystarczy że jednej zniszczyłeś. Że to przez ciebie chciała się zabić? - wiem że uderzam w czuły punkt.
- Horan do cholery jasne kurwa Mac! Nie wkurwiaj mnie bardziej. Wiem co zrobiłem. Nie twoja rzecz. Masz jej nie denerwować. Kończę, bo się obudzi - warczy.
- I krzyżyk.. - sam Rozłączam się zły.
Ronnie schodzi na dół. Już jest ubrana w dres. Idzie do kuchni a wraca z jogurtem. Telefon ma ciągle przez uchu między ramieniem.
- Nie, bo dzisiaj ledwo żyję. W sobotę możecie wpaść.
Ooo nie.. Miałem już przyjemność poznać jej rodziców. Matka cały czas mnie podrywała, a ojciec. Ojciec to po prostu ojciec.
Kręcę głową. Nie będzie ciekawie.
- Nic się nie zmieniło mamo. Dobra to w sobotę. Papa - rozlacza się i odkłada telefon. Odchyla głowę do tylu.
- Nie zazdroszczę.
- Przeżyję. Dwie godziny.
- To i tak tortury. - kwituję.
- Ale w końcu to moi rodzice. Jak spędzę z nimi sobotę to nic się nie stanie.
- No nic.
- Sam widzisz.
- To powodzenia - przełączam kanały.
- Naprawdę możesz iść. Z tego co wiem mówiłeś o sprawdzianie.
- Nie interesuj się.
- Możemy w ogóle nie rozmawiać. - warczy. - O wiem. Znów mnie rzuć.
- chcę z tobą być, zrozum to.. - mówię czytając jakieś wiadomości.
- Bla , bla - je jogurt. Milion wypadków. Pożary.
- Bla, bla. Jesteś najbardziej wredną i wnerwiającą babą na świecie.
- To mnie rzuć. Nie wiem w czym widzisz problem. Poza tym mnie znasz. Dużo rzeczy nie lubię. A zwłaszcza Wszystkiego co związane z seksem a nim nie jest. A, nie. Ty ze mną nie spales. Tylko to preferuję. Prawiczku.
- Nie jestem prawiczkiem.
- Czy to ważne? Czepiasz się szczegółów. Okay...to był zły pomysł - szybko idzie do łazienki.
Oglądam się za nią. Co jej znowu jest? Co jest złym pomysłem?Odwracam głowę i wbijam wzrok w jogurt. Pewnie to. Znowu wymiotuje, świetnie. Chciałbym żeby było między nami... dobrze. Jest nerwowo. Cały czas ma do mnie żal i ja to wiem. A wybaczyła, bo kocha.
Zagryzam pięść zamykając oczy. A co będzie jak się dowie kim jestem. W sumie, nie jest głupia, na pewno się domyśla. Mam skomplikowane życie. Muszę je wyprostować.
Nie myślę o swoim byłym. Temat zamknięty. Zastanawiam się jak długo tym razem Weronica wytrzyma z Emmettem i czy to prawda, że dawał tam tego chłopakowi dragi. Nie mogę być pewna. Zresztą to do niego nie pasuje.
Dziwię się, że koleżanki nie ma w szkole. Wyciągam telefon i wysyłam jej wiadomość.
" Czemu cie nie ma? Wszystko w porządku? "
Nie dostaję odpowiedzi na przerwie. Zawiedziona zmierzam na WF, z którego mam zwolnienie.
Nie chce nawet za bardzo patrzeć na tego faceta. Siadam bez słowa w kącie sali i tam planuje przeczekać całą lekcje. Tak. Tyle, że mój plan nie wypala. Do sali wchodzi zdyszany Styles. Ubrany w czarną koszulę i do tego swoje rurki, jak zawsze dobrze wygląda. Szuka kogoś wzrokiem, aż w końcu pada na mnie.
Sama odwracam głowę lekko speszona i skubię palcami odchodzącą ze ściany farbę.
- Wesley, do mnie - mówi rzeczowo.
Posłusznie wstaję i do niego idę. Wychodzimy z sali, a brunet zamyka za nami drzwi. Kieruje się do swojej sali. Idę za nim, wchodzimy do środka i zamykam za sobą drzwi.
- Mam dla ciebie wiadomość. Zaczniesz pomagać w balu - mówi, stając przy mnie.
- Nie chcę...
Kręci głową i staje jeszcze bliżej.
- Nie masz wyjścia - powtarza wolno.
- Dlaczego? - pytam ciszej robiąc krok do tyłu.
- Bo będziesz mieć zajęcie - przejeżdża językiem po dolnej wardze. - To ci pomoże.
- Nie jest pan moim terapeutą. Ja się na tym nie znam. To mnie nawet nie dotyczy.
- Nie i nie będę - prycha. - Po prostu takie masz zadanie. Zbierzesz grupę osób, która zorganizuje zimowy bal. Dziękuję, to tyle.
Obejmuje się ramiona, odwracam i wychodzę.
- Do zobaczenia na angielskim piękna - słyszę jeszcze.
Czuję na sobie wzrok nauczyciela od wf, ale staram się to kompletnie ignorować. To on będzie moim ojczymem? Tak dziwnie się czuję...Nie umiem się odnaleźć w nowej sytuacji. Ale muszę stawiać czoła codzienności. Po dzwonku idę na stołówkę. Siadam przy oddalonym stoliku i sprawdzam telefon. "Tak, wszystko jest dobrze. Jestem z Emmettem. Nie martw się"
Marszczę brwi. Nie szczególnie mnie to uspokoiło. Chciałabym wiedzieć co się stało, że jej nie ma. Dla związku nie opuszczała szkoły. Kupuję tylko sok jabłkowy i to nim zajmuję się cały lunch.
~*~
Wpatruję się w scenariusz, który dostałam do ręki. Mam zagrać jedną z głównych ról w przedstawieniu. Zresztą pan Styles nie ominął nikogo. Każdy coś będzie robił. A sztuka będzie opowiadała o miłości w tych czasach.Marcus zagra mojego ukochanego. Dosłownie będzie on złodziejem. Zakocham się w złodzieju.Cóż za porywająca historia. Obym nie musiała się z nim całować.
- Poradzisz sobie? - pyta mężczyzna, pochylając się nade mną.
- Nie wiem.. - mówię zgodnie z prawdą.
- Pomogę ci - odpowiada ciszej, tak abym tylko ja słyszała. Dotyka mojego ramienia.
Dzwoni dzwonek. Postanawiam przejść się do Ronnie. Zbieram swoje rzeczy. Jako pracę domową mamy zrobić parę ćwiczeń z gramatyki.
Idę do szafki. Ubieram kurtkę i wychodzę z budynku.
- Podwieźć cię? - słyszę.
Odwracam się i widzę Stylesa.
- Nie trzeba, to niedaleko.
- Jest zimno - upomina mnie. On się troszczy?
- Jestem ubrana. - tłumaczę.
- Jest zimno - powtarza piorunując mnie wzrokiem.
- No widzę. - odwracam wzrok. - Idę niedaleko, do Ronnie.
- Przekaż jej scenariusz.
- Przekażę. Do widzenia.
- Do widzenia Gio - mówi i idzie do samochodu.
Zakładam słuchawki i idę w stronę domu przyjaciółki. Pukam do jej drzwi. Mieszka sama. Tupię nogami czekając aż otworzy.
Robi to Emmett. Patrzy na mnie zdziwiony, ale i zmieszany.
- Co ty tu.. - rezygnuję z pytania i wymijam go wchodząc do środka.
- Nie - łapie mój nadgarstek. - Jest chora. Musisz iść
- Chce ją zobaczyć.
- Nie. Zarazisz się - mówi stanowczo.
- Spadaj - wyrywam się i idę do jej pokoju.
Ciągnie mnie za tył koszulki i gwałtownie cofa.
- Powiedziałem coś - warczy.
- Co jej zrobiłeś? - zaczynam się bać.
- Nic. Mówiłem, że jest chora. Mam zły dzień. To naprawdę nie jest dobry moment, okay? - mówi przez zęby.
- Więc tylko powiem jej cześć.
- Nie.
- No proszę. Zadzwonię na policje jak mi nie pozwolisz.
Patrzy na mnie z politowaniem i kręci głową. Uparty. Co się stało...
- Ronnie! - krzyczę zła.
- Dasz jej spać?
- Ronnie! - słyszę otwieranie drzwi na górze i kroki na schodach.
- Kochanie wróć do łóżka - mówi blondyn odwracając się na chwilę.
Mnie łapie za ramię i mocno ciągnie do wyjścia. - Raz nie zachowuj się egoistycznie. Próbuje spojrzeć mu przez ramię. Wychodzę ale na prawdę to wszystko mi się nie podoba.Co jest z moją przyjaciółką. Czemu wszyscy tak dziwnie się zachowują? Normalnie zeszłaby do mnie nawet chora.
Martwię się. Naprawdę się martwię. Chcę wreszcie dostać odpowiedzi na dręczące pytania.
~Niall~
Podtrzymuję włosy Weronicy, gdy ta pochyla się nad toaletą. Kto jej dał tego, aż tyle?
Jakiś totalny kretyn który jest martwy gdy go dorwę. Mówiłem jej, tłumaczyłem, że tylko ja i tylko przy mnie może brać. Wtedy mam ją cały czas pod kontrolą i pozwalam rzadko i mało by się nie uzależniła.
Ale się uparła. Albo któryś na imprezie miał na nią wpływ.
Wstaje i podchodzi do umywalki gdzie płucze usta.
- Możesz już iść - mówi opierając ręce o blat.
- No chyba nie. - niezmyty makijaż jest teraz rozmazany . Nic nie była wczoraj w stanie zrobić.
- Nie chcę, żebyś tu siedział. Jedź do Gio i cos jej nabujaj - mruczy a potem idzie do sypialni.
- Powiedziałem że jesteś chora. - idę za nią.
- Słyszałam. Ale ty i takie zachowanie to nie ty.
- Sorry jeżeli ci się nie podoba, ale teraz nie zostawię. Idziemy się myć - przerzucam ją przez ramię i wracam do łazienki.
- A było tak fajnie...- mamrocze cos pod nosem. Chyba ją jeszcze trzyma.
Po takiej ilości na pewno nie wszystko opuściło jej organizm. Tym lepiej będzie łatwiej mi ją oporządzić. Stawiam ją na płytkach i rozbieram.
Unosi brew i patrzy na mnie skołowana ale i zdziwiona.
- A gdzie "nie mogę, czekam do ślubu"?
- Ja cie tylko chce umyć zboczeńcu. - muskam jej usta i odpinam stanik dziewczyny. Widziałem ją już nago, nieraz i za każdym razem robi na mnie niesamowite wrażenie.
Muszę przyznać, że blondynka ma fajne ciało. I teraz jest tylko moje. Drugi raz jej nie wypuszczę.
Opuszczam majtki do kostek i karze jej z nich wyjść. Podnosi jedną nogę, druga lekko się chwiejąc i wchodzi pod prysznic. Staję tuż przed brodzikiem i biorę słuchawkę do ręki, a drugą odkręcam wodę.
- A ja umiem się sama myć...- mówi. W mojej kieszeni wibruje telefon.
Wkładam tam suchą rękę i Rozłączam połączenie nie patrząc kto to.
- Ale ja to zrobię.
- Naprawdę? Nie trzeba.
- Nie pytam cie o zdanie - sięgam po płyn do ciała.
Wzdycha tylko. Daje mi się myć, a mój telefon ciągle dzwoni. Ignoruję go i instruuję ją by się odwróciła. Nie powiem że zmuszam się do tego zajęcia.
- Fajne masz widoki? - opiera ręce o ścianę.
- Nie narzekam.
- Och...Mi się moje nie podobają.
- Masz na myśli płytki? - kucam i myje obie jej stopy, jedną po drugiej.
- Tak - mówi i patrzy na mnie z góry.
- Są całkiem ciekawe.
- Ta, bardzo - wywraca oczami.
Idę w górę jej nóg myjąc je uważnie, później zajmuje się miejscem miedzy nimi.
- Emmett ja juz chcę spać - przechodzi z nogi na nogę.
- Nie wierć się, myje cie przecież.
- Wolno. - marudzi.
- Co? - śmieje się z niej.
- Wolno myjesz idioto.
- Bywa kochanie. Ja myje, ja decyduje jak.
- Znalazł się...- odpycha moją rękę. Odwraca się i zamyka drzwiczki.
Otwieram je momentalnie i przyciągam dziewczynę do siebie ściskając jej pośladki.
- Ja cię myję Ronnie. - nie rusza mnie że jestem teraz mokry.
- Nie chcę, żebyś mnie myl - mówi, wyzywająco. Jak zawsze.
- Słońce ty moje piękne gołe.. - całuje ją.
Krótko oddaje pocałunek, a później mnie odpycha. Uśmiecha się.
- No co? - prowokatorka wstrętna.
- Niee. Nic - cmoka. - Podaj ręcznik.
- Tak ci dobrze.
- Podaj.
- A kochasz mnie? - znowu do niej podchodzę.
- Kocham. - mruży oczy.
- A jak bardzo?
- Bardzo. Na tyle, że wytrzymam bez ciebie w łazience.
- No daj mi buzi. - oplatam jej talię. Pocieram jej skórę by się nie przeziębiła.
- Zasłużyłeś?
- Obiecaj, że nigdy więcej bez mojej zgody nie Weźmiesz. - mówię teraz poważnie.
- Dlaczego? Przecież to to samo jak z tobą.
- Obiecaj - moja dłoń wraca między jej uda.
Pospiesznie ją łapie.
- nie wiem..
- Obiecaj - zabieram jej rękę i kontynuuje.
- Przestań - tupie nogą. - Obiecuję. A teraz daj mi się ubrać i zadzwoń do Giovanni. Wiesz, że może zrobić coś głupiego.
- Gio ma opiekę. Czemu nie mogę zrobić ci dobrze?
- bo nie mam ochoty. Niby kogo? Tego typa?
- No daj.
Kręci głową i chlapie mnie woda.
- Ronnie..
- Daj mi ten ręcznik. Zaraz znów zwymiotuje. Jestem głodna. Ale i tak mi się cofnie. To bezsensu.
- Masz - rzucam jej ten pieprzony ręcznik i czekam aż wyjdzie żeby sobie czegoś nie zrobiła.
Później bierze szlafrok i wychodzi z łazienki. Siada na łóżku, biorąc telefon. Sam idę na dół i kładę się przed telewizorem. Dostanę opierdol od Harryego. Oddzwaniam do niego
- Nie żyjesz - mówi na starcie.
- Co chciałeś?
- Przez pół godziny uspokajałem Giovanni, bo kurwa nie umiesz nad sobą panować. Pilnuj się. Bo ja się wezmę za Ronnie i jej psychikę zniszczę.
- Nie wystarczy że jednej zniszczyłeś. Że to przez ciebie chciała się zabić? - wiem że uderzam w czuły punkt.
- Horan do cholery jasne kurwa Mac! Nie wkurwiaj mnie bardziej. Wiem co zrobiłem. Nie twoja rzecz. Masz jej nie denerwować. Kończę, bo się obudzi - warczy.
- I krzyżyk.. - sam Rozłączam się zły.
Ronnie schodzi na dół. Już jest ubrana w dres. Idzie do kuchni a wraca z jogurtem. Telefon ma ciągle przez uchu między ramieniem.
- Nie, bo dzisiaj ledwo żyję. W sobotę możecie wpaść.
Ooo nie.. Miałem już przyjemność poznać jej rodziców. Matka cały czas mnie podrywała, a ojciec. Ojciec to po prostu ojciec.
Kręcę głową. Nie będzie ciekawie.
- Nic się nie zmieniło mamo. Dobra to w sobotę. Papa - rozlacza się i odkłada telefon. Odchyla głowę do tylu.
- Nie zazdroszczę.
- Przeżyję. Dwie godziny.
- To i tak tortury. - kwituję.
- Ale w końcu to moi rodzice. Jak spędzę z nimi sobotę to nic się nie stanie.
- No nic.
- Sam widzisz.
- To powodzenia - przełączam kanały.
- Naprawdę możesz iść. Z tego co wiem mówiłeś o sprawdzianie.
- Nie interesuj się.
- Możemy w ogóle nie rozmawiać. - warczy. - O wiem. Znów mnie rzuć.
- chcę z tobą być, zrozum to.. - mówię czytając jakieś wiadomości.
- Bla , bla - je jogurt. Milion wypadków. Pożary.
- Bla, bla. Jesteś najbardziej wredną i wnerwiającą babą na świecie.
- To mnie rzuć. Nie wiem w czym widzisz problem. Poza tym mnie znasz. Dużo rzeczy nie lubię. A zwłaszcza Wszystkiego co związane z seksem a nim nie jest. A, nie. Ty ze mną nie spales. Tylko to preferuję. Prawiczku.
- Nie jestem prawiczkiem.
- Czy to ważne? Czepiasz się szczegółów. Okay...to był zły pomysł - szybko idzie do łazienki.
Oglądam się za nią. Co jej znowu jest? Co jest złym pomysłem?Odwracam głowę i wbijam wzrok w jogurt. Pewnie to. Znowu wymiotuje, świetnie. Chciałbym żeby było między nami... dobrze. Jest nerwowo. Cały czas ma do mnie żal i ja to wiem. A wybaczyła, bo kocha.
Zagryzam pięść zamykając oczy. A co będzie jak się dowie kim jestem. W sumie, nie jest głupia, na pewno się domyśla. Mam skomplikowane życie. Muszę je wyprostować.
~~~~*~~~~~
Zostało nam jeszcze 3 rozdziały i epilog.
ALE DOBRA WIADOMOŚĆ JEST TAKA ŻE RUSZYŁO NOWE OPOWIADANIE
Z LOUISEM :) I PO ZAKOŃCZENIU MR STYLES RUSZY KOLEJNE ( JUŻ NAPISANE) TEŻ Z LOUISEM.
Subskrybuj:
Posty (Atom)