Podnoszę rękę i nalewam alkoholu do dwóch kieliszków. Jeden ja, drugi wierny przyjaciel. Która to butelka? Chyba nie liczę. To najlepszy sposób, inaczej nie daje rady. Nie znam innego wyjścia. Cóż z tego, że do niej pójdę? Najpierw trzeba przejść przez blokadę zwaną Ronnie.
A to na prawdę godny przeciwnik dla muru berlińskiego.
- Niaall - przeciągam. Mam już trudności z mówieniem.
- Czego? - sam podpiera się ręką .
- Życie jest do dupy - stwierdzam. Od tygodnia nic nie robię tylko piję.
- Do dupy.
Kiwam głową i biorę kolejny łyk. Chcę ją odzyskać.
- Idę do...do domu idę. - blondyn wstaje.
- Nie trafffisz - stwierdzam od razu.
Zostaje u ciebie - opada na kanapę.
Opieram głowę na rękach. Moja Gio... Dwa kolejne kieliszki i film mi się urywa.
Budzę się na podłodze w salonie. Niall leży na sofie. Za to ktoś chodzi po kuchni. Oho Liam. Błagam tylko bez kazania, bo się chyba za pierdole.Zresztą to będzie dobre wyjście. Nikogo nie skrzywdzę.
Wstaję powoli i wlekę się po wodę.
- Cześć - mówię cicho.
Brunet kiwa głową i rzuca mi butelkę.
Wypijam od razu pół. Strasznie mnie suszy, a głowę rozsadza. Po chwili ktoś wpada do kuchni.
- Gdzie ten skurwysyn?! - krzyczy Ronnie. Czyli nie chodzi o mnie.
W jednym momencie czuje na policzku trzy cholernie piekące szramy. Przykładam dłoń do policzka i na palcach widzę krew.
- Dobra. Należało mi się, ale masz spóźniony refleks. Mogłaś zrobić to tydzień temu. A zresztą...Obojętne.
- Natrafiłeś się.. gdzie Niall? - pyta naprawdę zła.
- W salonie. Zaczekaj - łapię ją za rękę. Przełykam gule w gardle. - Co z nią?
Wyrywa się i idzie we wskazanym kierunku.
- Co tam księżniczko? - słyszę.
- Nie nazywaj mnie tak - warczy. - Kłamałeś. Jak mam ci ufać. Wiesz, co on jej zrobił? I co ty mi zrobiłeś? - jakiś huk i widzę jak wybiega z domu. Wychylam się zza drzwi, aby upewnić się czy jeszcze żyje. Trzyma jakiś patyczek.
- Chyba jest zła..
- Ta? - pokazuję na policzek swój i jego.
- Muszę cos wymyślić.. - blondyn idzie do łazienki.
- Ty coś wiesz na pewno - mówię do Liama.
- Ja? - unosi brew. - Tylko tyle, ze dwie kreski oznaczają ciążę.
- C..co?
- Nie widziałeś co trzymał?
- Niall ojcem..- normalnie bym się roześmiał.
Teraz mnie to zszokowało i przeraziło. Nie w takiej sytuacji. Nie wiem czy on jest w ogóle świadomy. Idę za nim
- Będę ojcem - mówi widząc mnie w odbiciu lustra.
- To nie zbyt dobra wiadomość. Przepraszam stary - wypuszczam powietrze z ust.
- Wyciągnę ja dzisiaj z domu - mówi znacząco i mnie wymija.
- Dzięki...- mówię do lustra. Harry dramat. Czerwone oczy, rany na policzku i bladość od nie jedzenia. To jak musi wyglądać Gio.
Postanawiam się ogarnąć. Wieczorem rzeczywiście Horan zabiera swoja dziewczynę do siebie.
Stoję przed domem, gdzie jest Giovanni. No dalej. Zrób to stary.
W salonie się świeci co oznacza że na pewno jest w środku. Podchodzę do drzwi i pukam. Czekam i czekam, ale nie otwiera nawet nie słyszę jej kroków. Sam po prostu otwieram te drzwi. Właściwie nie wiem co mam jej powiedzieć...Kurwa. przecież ona nie może sama zostawać. Zaczynam jej szukać.
Siedzi w salonie z podkulonymi nogami i patrzy się pusto w telewizor. Ma podkrążone oczy, a jej usta są sine i całe popękane. To okropny widok. Harry debilu. Biorę głęboki oddech. Nie do końca świeże włosy związane są w byle jakiego koka, a ubrania zdecydowanie pokazują obojętność na swój własny wygląd.
- Giovanni, nie możesz - mówię i powoli do niej podchodzę.
Odwraca głowę w moją stronę. Na prawdę wcześniej nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności.
- Wyjdź stąd.. - chrypie.
- Nie - kucam przed nią. - Nie możesz o siebie nie dbać. Nie przeze mnie. Rozumiem. Nie chcesz mnie widzieć, ale staczanie się ci nie pomoże. Chociaż sam to robię.
- Idź sobie. - patrzy w punkt nade mną
- Nie, kochanie.
Odwraca twarz w bok i kładzie policzek na swoim kolanie.
- Nie skrzywdzę cię. Nie potrafię. Zrozum to. Żałuję - mówię.
Nie odpowiada. Milczy i nie patrzy na mnie. Przecieram ręką zmęczona twarz. Myśl człowieku. Myśl. To twoja wina.
Jedyne co wskazuje na to że ona żyje jest unosząca się klatka.
Biorę ją na ręce. Mocno przyciskam do klatki piersiowej i niosę do łazienki.
Chowa twarz w mojej koszuli i powtarza żebym jej nie ruszał
- Nic ci nie zrobię skarbie - puszczam wodę do wanny.
- Zostaw mnie..
- Nie.
Zaczyna mnie bić i wiercić się.
Trzymam mocno jej ręce.
- Musisz się wykąpać i coś zjeść.
- To nie twój interes.
- Mój. Bo jeśli ci się coś stanie to ja wejdę pod auto, nie ty.
- Zostaw - odpycha mnie. - Nie chce cię znać..
-Wiem.
- Wyjdź!
- Nie - łapię jej ramiona i potrząsam.
Rozpłakuje się mocno zaciskając oczy.
Stoję, trzymam ją i nic nie mówię.
- Puść... - powtarza zmęczona.
Zdejmuję jej ubrania i w bieliźnie wkładam do wanny.
Nie zakrywa się siedzi i krzyczy bez większego sensu.
Nie zwracam na to uwagi. Po prostu ją myję.
Woda ją jakby cuci. Wypycha mnie z pomieszczenia i zamyka się w nim.
Wchodzę do kuchni. Zaczynam robić coś do jedzenia, ale co chwile do niej chodzę i kontroluje.
Wychodzi ubrana z mokrymi włosami.
- Idź zjeść.
- Nie jestem głodna.
- Nie obchodzi mnie to.
Nie zwraca na mnie uwagi tylko idzie na górę. Widzę cały czas strach i smutek na jej twarzy.
Podnoszę ją i niosę na dół. Wiem, że się boi. Ale musi zjeść. Karmię ją..
Zaciska mocno usta, jakby chciała zrobić mi na złość.
- Posłuchaj dziewczyno. O co ci chodzi?
- Nienawidzę cię, pozwól mi zapomnieć.. - w jej oczach znowu wzbierają się łzy.
- Kocham cię.
- Kłamiesz, znowu kłamiesz.
- Nie kłamię. Straciłem już wszystko.
- Jesteś podłym kłamcą. Czego jeszcze ode mnie chcesz?
- Kocham cię. Jak mam ci to udowodnić? Wypisać imię na czole tatuażem?
- Nie wierzę ci.
- Nie dziwię się...- wpycham jej łyżkę.
- Nie masz tu po co przychodzić. Nie dla mnie. - mówi cicho patrząc przez okno.
- Wiem już. Powiedziałaś to przed chwilą. Ale się o ciebie martwię. Bo jesteś moim wszystkim.
- Przestań mamić mnie tymi bajkami.
- Ale taka jest prawda. Zobacz co się dzieje z nami osobno.
- Dobrze mi tak. - kłamie co oboje wiemy.
Patrzę na nią długo. Bez słowa kończę ją karmić.
~*~
Do końca ferii udało mi się uniknąć ponownego spotkania z Harrym. Od pierwszej lekcji szykuje się psychicznie na angielski.
Oczywiście wiem, że mnie zatrzyma. Wszystkiego dowiadywał się od Nialla, który rzadko ale u nas bywa.
Ronnie nie odważy się przyznać, ale ciąża bardzo ją cieszy. Martwi się jak cholera, ale to podtrzymuję ją na duchu przy kłótniach z Horanem.
Mamy skomplikowane życie. Trudno. Trzeba je poukładać.
Siadam w ostatniej ławce i denerwując się czekam na dzwonek.
Do sali wchodzi Zayn. Rzuca dziennik na biurko i zapisuje temat.
- Gdzie pan Styles? - Mendy wyprzedza moje nieme pytanie.
- Pan Styles jest nie dysponowany.
- To znaczy?
- Nie twoja sprawa - rzuca nie miło. Chyba trudno mu o tym mówić.
Całą lekcje nie daje mi to spokoju. Po dzwonku nieśmiało podchodzę do mężczyzny.
Zbiera książki i dziennik. Patrzy na mnie pytająco.
- Mogę... mogę wiedzieć?
- Nie. Mam zabronione. Ta...
- Proszę..
- No nie mogę. Już i tak czuje się winny tego, że ty miałaś depresję. To mu nie pomoże.
- Proszę.. - mówię zaciskając zęby.
- Giovanni do cholery jasnej.
- Chce tylko wiedzieć.
- Po co?
- Powiesz mi?
- Po co?
Mierze go jeszcze chwile wzrokiem, odwracam się i wychodzę.
No nie wiem co się stało. Ale dlaczego mnie to obchodzi?
Jednak martwię się. Muszę wiedzieć. Szybko kieruje się do domu.
Nie mam nic zadane. Kompletnie nic. Ronnie siedzi w domu.
- Powiedział ci coś? - pytam na wejściu.
- Co? - patrzy na mnie zdziwiona.
- Co z Harrym.
- Nie wiem.
- Ronnie..
- Po co drążysz? Daj sobie spokój - ucina temat.
- Wiesz coś?
- Nie wiem! - zła wstaje i idzie do kuchni.
Dlaczego nikt nie chce mi pomóc? Zostaje sama.
Mi naprawdę jest ciężko. Wszystko jest przeciw mnie.
- Nie denerwuj się.. - Idę za nią. - Przepraszam, ale nie denerwuj się, nie możesz chyba, nie?
- Daj spokój. Musisz być tak uparta? - odgrzewa obiad. - Nie dawał ci żyć, źle. Dal ci spokój, źle. Zdecyduj się
- Chce po prostu wiedzieć.. - szepcze.
- Do czego ci ta wiedza? - patrzy na mnie.
- Martwię się.
- Ośrodek Psychiatryczny w Hounslow.
Opadam na krzesło za mną. W życiu bym się tego nie spodziewała.
Chyba właśnie przechodzę krótkotrwały szok. Tak, zdecydowanie.
- Co m...Dlacz..nie mam po..- nie potrafię się wysłowić.
Weronica delikatnie mnie przytula. Podaje szklankę wody.
- Co się stało? - jestem w wielkim szoku.
- Wiesz przecież...Harry nie był do końca zdrowy. No, a potem wpadł w obłęd. Zaczął krzywdzić siebie, pił, sprawiał sobie ból mając dziwne przekonanie ze zabierze od ciebie strach. Tyle wiem.
- Może... może to dla niego dobrze? Takie leczenie...
- Nie wiem.
Wierze, że tak będzie. To mu pomoże, musi przez to przejść.
Na pewno wyjdzie na prostą. Będzie dobrze.
Zamykam oczy i próbuje przekonać samą siebie.
- Podciął sobie żyły - mówi, a ja tracę przytomność.
Nie mam siły podnieść powiek. Słyszę rozmowy Nialla z Ronnie. Leżę w swoim łóżku.
- A co jej miałam powiedzieć? - warczy do niego.
- Teraz trzeba będzie jej pilnować.
- To jej będę pilnować.
Nie mam siły powiedzieć im żeby się nie kłócili i zostawili mnie samą. Znowu odpływam.
~Harry~
Bawię się bransoletką Giovanni. Tylko to mi zostawiła. To znaczy...Ja jej to dałem, gdy byłym NIM.
Siedzę tu już drugi miesiąc. Jest lepiej.. To znaczy tak mi się wydaje.
Myślę, że pracują nad moją psychiką. Chociaż za dużo im nie zdradziłem.
Po prostu będąc tu lepiej jest mi pomagać samemu sobie.
Chciałbym zobaczyć Giovanni. Cholernie za nią tęsknię.
Moje dziewczynka... Mam nadzieję, że sobie radzi. Że czuje się dobrze. Mam też cichą nadzieję, że ona również za mną tęskni.
Strasznie ją kocham. Zrozumiałem to. Dawno, ale zrozumiałem. Siadam i poprawiam bandaże na rękach.
Nie chce znów spróbować. Czuję, że chce walczyć. O nią i jej miłość.
Muszę. Nie chcę zostać sam, a ona jest wszystkim. Ktoś wchodzi do pokoju.
- Masz widzenie.
Idę do odpowiedniego pokoju. Niall dopiero u mnie był.
O. Tym razem to Christian z Zaynem.
- Cześć - mówię.
Obaj się ze mną witają. Zayn patrzy na przyjaciela przez jakiś czas, ten lekko skina głową.
- Co jest?
- Może nie my powinniśmy ci o tym mówić, ale..
-.. Gio jest w ciąży. - kończy Tomlinson.
- Słucham? - patrzę na nich jak na idiotów.
- No przecież mówię.
- No to teraz nienawidzi mnie jeszcze bardziej i minimalne szanse zniknęły..
- Nie dociera.
- No chyba nie.
- Co za...
- Dziecko będziesz miał.
- Wiem debile! O tym mówię. Ona miała iść ja studia do najlepszej akademii. A teraz? Przeze mnie będzie miała dziecko, do którego mnie nie dopuści.
- A to już jest bardziej prawdopodobne. - zgadza się mulat.
- No właśnie -siadam na krześle.
- Dziecko wolałoby mieć ojca. Stary zbieraj dupsko i działaj.
- Ja wiem co mam robić, dobrze? Sam zrobiłem, to będę wychowywał. Chociażbym musiał użyć siły perswazji.
Obaj zaczynają się śmiać. Gadamy jakieś pół godziny.
Gdy wychodzą, czuję się trochę lepiej. Cieszę się, że będę miał dziecko, ale Gio będzie miała żal..
Do końca dnia myślę tylko o tym.
~Niall~
Niedługo ona mi zabroni w ogóle, żebym jej pomagał. Dalej jest zła, że nie powiedziałem jej o Harry'm. No, ale jednak to ja jestem ojcem i kurwa samce Alfa.
Jesteśmy na zakupach. Chodzę za nią z torbami słuchając wyzwisk w moją stronę. Zaczyna mnie to nudzić.
Bo tak naprawdę za co ja dostaję? Musiałem być lojalny wobec kumpla. Ile razy ona coś ukrywa z Gio?
Ale obrywam tylko ja.
- Czemu cały czas to tylko ja mam się starać? - wypalam.
- Co? - odwraca się w moją stronę. - Nie. Ty się w ogóle nie musisz starać.
- Mówisz jakby Ci nie zależało.
- Kocham cię, ale to moja koleżanka próbowała się zabić, wpadła w depresję i nie mogła dojść do siebie, a teraz jest w ciąży przez to, że nic nie powiedziałeś.
- Zrobiłabyś to samo na moim miejscu.
- Nie ważne.
- To jest ważne. Ja też jej współczuję, ale niech ich problemy nie przekładają się na nas.
- Moim problemem je.. Nie ważne. Masz rację. Daj - bierze parę toreb.
- Nie będziesz dźwigać. - zabieram je z powrotem.
- Musisz się kłócić?
- Nie kłócę się - całuje jej policzek i kieruje się do auta.
- Zaczekaj. Jeszcze lody misiu...
- To idę fotel odsuwać- mówię.
- Niall zboczeńcu! Weźcie go ode mnie.
Puszczam jej oczko i wychodzę z budynku. Czekam w samochodzie aż przyjdzie z tymi lodami i wracamy.
- Gdzie ona jest? - zderzam się z Harrym.
W ostatniej chwili odkładam siatki i łapie Ronnie przed atakiem na niego.
- Ty po prostu milcz dziewczyno. Wiem co zrobiłem, a twoje wydzieranie się niczego nie zmieni, a wyrzutów nie zagłuszy. Więc z łaski swojej ciężarna po prostu się uspokój - patrzy na nią i wraca wzrokiem do mnie. - Gdzie Giovanni?
- U mamy. – wiem, że czeka mnie za to kanapa.
- Pantoflarz - mówi Ronnie.
- To nie twoja sprawa, nie twoje życie dziewczyno - odpowiada jej Harry i wychodzi.
- Ma prawo o nią walczyć. - mówię krótko.
- I znów ją skrzywdzić?
- Na prawdę myślisz, że to zrobi?
- A nie?
- Nigdy nie popełniłaś błędu? - patrzę na nią przez chwilę i idę do ogrodu. Mam dość ciągłego proszenia o wszystko. Coś jest między nami nie tak i pewny tego stwierdzam, że ja chciałem naprawić.
Nie wiem czy to ma sens. Mamy mieć dziecko i kochamy się w chory sposób.
Siadam pod drzewem i zamykam oczy. Nie wiem co mam zrobić, chce żeby wróciła stara Ronnie.
Nie ta, która nienawidzi wszystkich. Taka jest okropna.
Przecieram twarz dłońmi. Jej złość szkodzi również dziecku.
Tak nie może być. Musimy się dogadać.
Ale chcieć musza obie strony, taka jest prawda.
Nie wmówi mi humorków. To niemożliwe.
Siedzę tak dopóki nie zaczyna robić się ciemno.
Zresztą dziewczyna wola mnie na kolacje.
Jemy we dwoje w ciszy gdyż jesteśmy sami.
- Jesteś zły?
- Nie, tak.. nie jestem.
- To jeszcze raz -bierze herbatę. Wstaje i do mnie podchodzi. - Fajna koszulka. Co na to twoja dziewczyna? Sama ci wybierała? Jestem Ronnie.
- Słońce..- patrzę na nią zdziwiony.
- A ty?
- Ja się nie zgadzam od nowa, znowu czekać żeby się kochać.
- Ha ha zabawne. O właśnie. Może masz ochotę...- rozpina koszulę.
Ciągnę ja na swoje kolana i całuje w nos.
Uśmiecha się i mocno do mnie przytula.
- Moja mała...
-.Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Cieszę się...
Łapie jej podbródek w dwa palce i całuje jej usta.
Oddaje pocałunek bardzo czule.
- Ono z nami zwariuje...
- Tak...Ale tylko wariaci są coś warci.
Uśmiecham się i ponownie ją całuje.
~Harry~.
Podnoszę panią Payne kurwa i przenoszę obok tak, aby nie zastawiała mi Drogi.
Jak na złość Liama nie ma, co ani trochę nie ułatwia mi sprawy.
- Gio na górze? - pytam blondynki.
- Harry nie zgadzam się - mówi na prawdę zła. - Nie wiem dlaczego, ale cierpi przez ciebie.
- Jest na górze? Tylko tyle chcę wiedzieć. A czy cierpi i dlaczego to ja wiem.
- Jest. - mówi zrezygnowana.
Omijam ją i wchodzę na górę. Nawet się podrapać nie mogę. Wkurzają mnie ci lekarze. Idę do pokoju Gio.
Drzwi są otwa...nie, chwila. Tu w ogóle nie ma drzwi.
To dziwne. No nie ważne. Podchodzę do niej
Stoi tyłem do mnie rysując palcem po oknie.
Staję trochę za nią. W ręku trzymam kluczyki od auta.
- Giovanni, nie kłamałem mówiąc że nie chcę cię stracić. I nie kłamałem mówiąc, że cię kocham, a potem ze nie mogę bez ciebie żyć. Nie kłamię mówiąc, że będę walczyć i nasz związek i nie kłamie twierdząc, że będę najlepszym ojcem dla naszego dziecka. Bo ono jest nasze Gio. Stworzone przez miłość.
- Jak się czujesz? - pyta po prostu jakbym powiedział zwykłe "cześć"
- Nie obchodzi cię jak się czuję. Przecież nie chcesz mnie znać. Poza tym nie lubię mówić do pleców i moja stanowcza strona charakteru nie uległa zmianie - łapię ją za ramię i odwracam.
Mój wzrok pada na zaokrąglony brzuch blondynki, który opina bokserka. Zakłada ręce na piersi jakby chcąc go zasłonić.
Łapię jej nadgarstki i przyciągam ją do siebie.
- Jesteś strasznie upartą dziewczyną. Ale cię kocham. Po co będziesz to dalej ciągnąć? Wiem, co zrobiłem. Będę pokutować do końca życia. Ale obojgu nam jest ciężko osobno - opadam na kolana i całuję jej brzuszek. - Mój maluszku. Jeśli twoja mama myśli, że mnie nie poznasz to się myli.
- Nie rób mu prania mózgu nawet kiedy jeszcze go nie ma. - robi krok do tyłu.
- A ty mi nie mów co mam robić. I owszem jest. Dobra. Może na czole sobie tego nie
- O czym ty mówisz? - marszczy brwi.
- O tobie. Nie wiem co ja mam zrobić, ale nie zostawię Cię.
- Urodzę dziecko..
- Wyjdziesz za mnie i będziemy rodziną.
Ja będę siedział z maleństwem, a ty pójdziesz na studia.
- A gdy będzie spało będziesz rozprowadzał narkotyki.
- E tam. Nie zajmuję się tym od pół roku. Przestałem.
- Nie ufam ci..
- Zaufasz. Będzie dobrze. Kochanie, nie byłem sobą. musiałem stanąć na pograniczu śmierci, aby to zrozumieć. Musisz tylko odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy mnie kochasz - łapię jej dłonie.
- Kocham... - szepcze.
- Więc wszystko się uda jesteś piękna. - patrzę na ten jej brzuszek. Ja to stworzyłem. Razem to stworzyliśmy.
- Więc jak się czujesz?
- Jak widzisz.
Przejeżdża delikatnie palcami po bliznach na nadgarstkach.
To jest nie ważne. Tylko ona jest ważna.
- Nie rób tego więcej..
- Nie zostawiaj mnie.
- Mam termin dzień przed Ronnie, rozumiesz to?- pierwszy raz delikatnie się uśmiecha,
- To musiało być wtedy - przypominam jej wspólny dzień.
- Tak, na pewno wtedy
- Najwspanialszy dzień w życiu
- Szczerze miewałam lepsze.
- Dobra...Pomijając ostatni punkt programu.
- Przeze mnie Niall i Ronnie cały czas się kłócą.
- Nie przez ciebie.
- Właśnie że tak - siada na łóżku.
- Nie. Oni się po prostu próbują dogadać.
- Mieszkasz z powrotem u siebie?
- Dopiero przyjechałem.
Kiwa głową patrząc na swoje buty.
Łapię jej dłonie i całuję. Boże, wszystko z nią dobrze.
Skórę ma szorstką i popękaną, gdy stoję blisko zauważam, że taka jest na większości ciała.
- Daj mi szansę. Ostatnią. Kochanie Proszę. Ja nie potrafię żyć bez ciebie. Sama to wiesz. - muszę o nią zadbać.
- Tęskniłam za tobą..
Uśmiecham się. Miałem taką nadzieję
- Za chwilę nie dam rady ukryć ciąży.. - podnosi na mnie wzrok.
- Więc dumnie będziesz chodziła do szkoły, nosząc pod sercem nasze dziecko - kładę jedną dłoń na jej brzuch.
- Ty wracasz do szkoły?
- Wracam. Muszę wiedzieć, co się z tobą dzieje.
- Więc zobaczysz, co się będzie działo. - mówi na skraju łez
- Nic się nie będzie działo. Zaufaj mi. Nikt cię nie skrzywdzi. A jeśli spróbuje to niestety będzie wąchał kwiatki do dołu. Tylko musisz mi o wszystkim mówić.
- I co zrobisz? Nic. Nic nie możesz zrobić.
- Wszystko mogę zrobić. Mówiłem Ci. Chyba się przekonałaś, że nie warto mi się stawiać.
- Nie mów tak.. - ścisza swój głos i znowu patrzy na swoje buty.
- Chodź tu - biorę ją w ramiona.
Łapie się mojej koszulki i pozwala przytulić.
- Zamieszkasz ze mną.
- Jeszcze nie teraz.. - czuje jak chłonie moje ciepło. Jest uczepiona jak małpka.
- Teraz. Musisz być obok - całuję ją po włosach i mocno trzymam. Aniołek.
- Nie mogę Harry..
- Musisz. Nie, nie możesz. Jak się czujesz? Który to tydzień? Wszystko jest dobrze?
- Wszystko dobrze - mówi spokojnie.
- To dobrze - głaszczę ją po plecach.
Gdy schodzimy na dół jest też Liam. Ku mojemu zdziwieniu mama Gio cieszy się znów widząc nas razem.
Nie rozumiem tej kobiety. Godzinę temu nie chciała mnie wpuścić. Ale muszę przyznać, że to piękna kobieta. Giovanni jest do niej podobna.
Zostajemy tam na kolacje.
Zauważam, że dziewczyna dalej mało je.
Biorę talerz i zaczynam ją karmić spaghetti. Nie jest sama.
Je, ale nie dużo. Prosi bym ją odwiózł.
- Niedługo zamieszkasz u mnie. Nikt się nie będzie kłócić.
- Jestem w ciąży z nauczycielem..
- I co? - pytam. Nie wiem co w tym dziwnego.
- To nie jest zbyt... no wiesz.
- Nikomu to nie przeszkadza.
Parkuje pod jej domem.
To znaczy pod domem Ronnie. Zacznę jakąś budowę.
- Dzięki. - mruczy blondynka i wychodzi.
I tak jutro zobaczymy się w szkole. Ja nie odpuszczę. Będzie jak dawniej.
Patrzę jak wchodzi do środka i odjeżdżam.
U mnie jest pełno butelek. Wyrzucam alkohol. Tam w ośrodku miałem odwyk.
Trzeba to wszystko wyrzucić i zamknąć ten rozdział.
Zupełnie od nowa. Zabiorę ją do Holmes Chapel
Następnego dnia jestem bardzo mile witany po powrocie.
Cieszę się, że tęsknili, ale lekcje będą jak były.
Nawet Ronnie nie zabija mnie już wzrokiem.
I ma szczęście. Niech zajmie się swoim życiem
Lekcje po niej mam z klasą Gio. Dziewczyna ma na sobie czarne rurki, granatową, luźną bluzkę i wełniany, szary sweter.
Wiem, że wszystko próbuje zakryć. Niedługo się dowiedzą.
- Dzień dobry - mówię. - Nie mogłem być z wami, przez problemy zdrowotne, ale możecie mi gratulować. Zostanę ojcem.
Gio spuszcza głowę. W klasie słyszę wiwaty i jęki rezygnacji.
- Rozdam wam teksty. Na koniec lekcji poproszę analizę - mówię i podaję im kserówki
Jeszcze chwilę trwają rozmowy i zapada cisza.
Na sam koniec zatrzymuje moje kochanie. Musi się przekonać, że nie ma się czego bać.
- No co? - pakuje swoje rzeczy.
Podnoszę ją i sadzam na ławce. - Bo widzisz, chciałbym abyś poszła dzisiaj ze mną na randkę grubasku.
- Sam jesteś grubas.
Uśmiecham się i całuję jej czoło.
- Zaraz ktoś tu wparuje. - odpycha mnie kładąc dłonie na moim torsie.
- Nikt tu nie wejdzie. Drzwi są zamknięte skarbie.
- Na klamkę - przypomina.
Łapię jej rączki i podchodzę do niej jeszcze bliżej. Muskam usta dziewczyny delikatnie, patrząc w jej oczy.
- Nie rób tego.. - prosi.
- Musiałem. Jesteś moim powietrzem. Kilkuletnią whisky, której nie mogę się napić, a zapach wypełnia cały pokój. Jesteś powodem do uśmiechu i życie. Sprawiasz ze chcę zrobić wszystko i jeszcze więcej. Kocham Cię.
- Też cię kocham.
- I to mnie cieszy. Zacząłem...Nie śmiej się - zaznaczam. - Zacząłem pisać o tobie książkę
Patrzy na mnie w zdziwieniu.
Kiwam głową
- Nie miałem co robić w ośrodku. Jesteś dobrą weną. Więc, pojedziemy na kolacje?
- A możemy zjeść w domu?
- Nie jedziemy do restauracji. Naprawdę.
- Okay. - kiwa głową.
- Chodź. Jedziemy - podaję jej rękę.
- Tata miał po mnie przyjechać..
- Zabieram cię na wystawę.
- Ale tata..
- Tam będzie tata.
- Tata - powtarza to słowo patrząc na mnie.
- No co?
- Będziesz musiał nauczyć się reagować. Tata..
- Ja już reaguje. Będę najlepszym tatą.
- Wiem - uśmiecha się.
Biorę ją na ręce i wynoszę z sali. Jedziemy na wystawę.
Tam jesteśmy dwie godziny.
Nawet ciekawe, ale moim zainteresowaniem jest Giovanni.
Chodzi koło prac przyglądając się każdej uważnie. Zauważam, że moja siostra śledzi każdy jej ruch.
Nie wygląda jakby była zadowolona z obecności córki jej chłopaka.
Gio dziękuję mężczyźnie, który podchodzi do niej z kieliszkami szampana.
- Kochanie - biorę ją za rękę. - chcę ci powiedzieć coś jeszcze.
- Hm? - nie zabiera wzroku z obrazu.
- Mam siostrę..
- Wiem. Powiedziała mi.. - mówi bardzo spokojnie.
- Tak? Ta siostra ma syna.
- Mój ojciec o tym wie?
- Tak, wie że ma syna. Tylko tym synem jest Troy.
Wzrok dziewczyny pada na Kate. Jest zdziwiona.
Kobieta odwraca się i przytula do Paula.
- Nie wiedziałam...
- Dlatego ci mówię..
- Jest i już.
- Wracamy?
- Jeszcze chwilę.. - idzie do następnego eksponatu.
Idę za nią. Zabiorę ją na zakupy.
Później ojciec bierze ją na bok i oddaje mi po piętnastu minutach.
- Poważna rozmowa?
- Tak jakby - blado się uśmiecha i zakłada szalik po czym wychodzimy.
- Zaczynam się martwić.
- Czym? – pyta, a ja ruszam.
- Tym, że moja siostra cię nie lubi.
- Chyba rzeczywiście do końca za mną nie przepada.
- Powinno być na odwrót.
- Może tylko nam się wydaje. - wzrusza ramionami.
- Jedziemy do galerii.
- Po co?
- Po zakupy.
- A dużo tego masz?
- Tobie zakupy.
- Ja mam zakupy.
- Zaraz nie będziesz mieć.
- To pójdę do sklepu, albo wyślę Nialla.
- Mowie o ubraniach dziewczyno. Nie będziesz nic nosić.
- Na razie jeszcze mieszczę się w ciuchy.
- Skończ temat.
- Muszę się uczyć Harry..
- Pomogę Ci w nauce.
- Geografia?
- Łatwe.
- Dobra.
Jadę do galerii. Tam kupujemy masę ubrań.
Teraz siedzimy w pokoju Gio i pomagam jej z tą geografią.
Dokładnie jej wszystko tłumaczę. To nie trudne.
Chyba, że jest się obecnym tylko ciałem i w ogóle się nie słucha.
- Giovanni do cholery.
- Tak? - przenosi na mnie wzrok.
- Myślisz o wszystkim tylko nie o geografii. Co jest?
- Słucham cię, cały czas.
- Co się dzieje? - składam książkę.
- No nic.
- Gio.
- Mówię przecież.
- A ja poważnie pytam.
- Idę sobie zrobić herbaty.. - podnosi się z podłogi.
- Jasne - prycham
- Myślę, że wystarczy mi nauki na dzisiaj.
- To znaczy idź sobie? Idę.
- Dzięki za pomoc.
- Proszę.
- I za zakupy.
- No dobra juz się nie rozpędzaj
Uśmiecha się i całuje mój policzek.
Oddaję jej książki i zbiegam na dol. Rozmawiamy z Niallem, gdy moja dziewczyna się szykuje
Ronnie właśnie wychodzi z kąpieli.
- Gdzie idziecie? - pyta mnie szukając ubrań.
- To niespodzianka - odpowiada za mnie Niall.
- A ty też masz jakąś? - patrzy na niego świecącymi się oczami.
- Jasne kochanie - patrzy na mnie pytająco.
Wzruszam ramionami dając mu wolną ręką.
- A jaką? - poprawia ręcznik.
- Niespodzianka musi być niespodzianką.
- Uparty jest.
~*~
Giovanni
Wychodzę ze szkoły poprawiając plecak. Duża ilość ciężkich książek nie wspiera mojego kręgosłupa.
Ledwo chodzę. Brzuch jest duży, ale to już prawie koniec szkoły.
Siódmy miesiąc kończy się dobrze. W szkole reakcja była dość głośna. Wszyscy mówili, że Niall jest ojcem też mojego dziecka.
Harry był bliski tego, żeby powiedzieć prawdę ale się powstrzymał.
- Hej skarbie - słyszę przy aucie. - Zasłonie ci oczy. Daj ten plecak.
- Nie - mówię od razu. - Nie chce nic na oczy.
- Musisz. To tylko chustka - pokazuje na moją kolorową apaszkę.
- Zamknę je, okay? Po prostu zamknę.
Przyciąga mnie do siebie i całuje.
Chowa mój plecak i rusza.
Nie jedziemy do niego, gdzie mieszkam.
Milczę wiedząc, że i tak nic mi nie powie.
Niespodzianka. Od czterech miesięcy.
W końcu karze mi zamknąć oczy i po chwili czuję, że stajemy.
- Ale nie podglądaj skarbie - obejmuje mnie i prowadzi.
- Tylko ciemność.
Prowadzi mnie gdzieś. Nawet nie wiem.
- Daleko? - pytam.
- Zaraz kotku.
Idę ostrożnie z rękami przed sobą.
Napotykam drzwi. Harry je otwiera.
- Gdzie jesteśmy? - pytam.
- W domu.
- Czyim?
- Naszym.
Otwieram oczy zaskoczona. Niespodzianka.
Dom jest drewniany, wykończony idealnie.
Jak w bajce.
- Cudowny..
- Dla ciebie księżniczko.
- Jest najlepszy..
Obejmuje mnie i całuje w czoło.
Przytulam się do niego mocno.
Prowadzi mnie na górę. Chyba do pokoju dziecka.
Wszystko tam wygląda jak z katalogu. Pasuje i uzupełnia się nawzajem.
- Nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka wiec..
- Więc idealnie będzie pasować tak czy tak.
Uśmiecha się do mnie.
- Jesteś szczęśliwa?
- Tak. - odwracam się do niego.
- Jak bardzo?
- Bardzo.
- Udowodnij - podchodzi z uśmiechem.
- Jestem bardzo szczęśliwa - zrzucam mu ręce na szyję
- I dzięki temu ja też jestem kochanie - całuje mój obojczyk.
Uśmiecha się do mnie i całuje moje usta.
Później kuca. Dotyka mojego brzucha.
Jest kochany i taki czuły wobec maleństwa.
Bardzo dużo do niego mówi. Codziennie mu coś opowiada. Albo śpiewa.
- Co byś wolał?
- Dziewczynkę. Chcę ją rozpieszczać. Ale zaraz potem chłopca.
- Zaraz jak zaraz.
- Nie psuj chwili.
- Jasne, przepraszam - chichocze.
Zamyka mnie w ramionach. Jestem szczęśliwa. Znowu.
Wieczorem bierzemy wspólnie kąpiel.
- Rusza się misiu?
- Zawsze jak mówisz..
- A jak ty mówisz?
- Też.
- No widzisz. On nas słucha.
- Zdecydowanie.
- I za chwile z nami będzie - całuje mój kark.
- Na szczęście zdążę skończyć tą cholerną szkołę.
-Tak.
Opieram się o jego tors i przymykam oczy.
Jeździ rękoma po moim ciele. Myje mnie.
Lubię to uczucie. Uśmiecham się i jeżdżę ręka po jego udzie.
- Jesteś strasznie seksowna
- Z brzuchem?
- Tak. To dodaje ci uroku.
Śmieje się patrząc na niego przez ramię.
- I straszna mam na ciebie ochotę.
- Dziecko cię słucha.
- Oj tam..
Muskam jego dolną wargę i ciągnę za nią.
Oddaje pocałunek. Wsuwa rękę między moje uda.
- Hej! Tak nie zaspokoisz ochoty..
- Najpierw dogodzę tobie
- Razem.. - obracam się i siadam na jego kolanach.
Opieram się o uda mężczyzny. Patrzy w moje oczy.
- Kocham Cię.
- A ja ciebie...
Pochylam się i całuje go.
Wchodzi we mnie powoli. Zaczynamy się poruszać.
~ Trzy lata później ~
Idę z Mikeiem do ich pokoiku po kąpieli. Mały cały czas mnie rozbiera chcąc mleko. W przeciwieństwie do jego siostry nie możemy wytłumaczyć mu, że jest już za duży.
- Am mamo. - robi głupią minę. Po ojcu. Jestem pewna.
- Zaraz dam ci zupkę jak chcesz.
- Nie. Mleko!
- Spieprzysz jeszcze raz z łazienki, a zwariuje! Darcy!- słyszę z dołu.
Śmieje się cicho. Biorę małego pod pachy i patrzę mu w oczy.
- Mleko w butelce to najwyżej.
- Ciemu? - przechyla główkę w bok.
- Nie możesz już ode mnie. Nie ma.
- Szkoda...Tata wypił?
- Nie mały. Wy wypiliście.
Smutny przytula się do mnie. Schodzę do kuchni. Za płotem mieszka Niall z Ronnie oraz Denisem. Tego dziecka nie da się ogarnąć.
Harry wynosi naszą córkę owiniętą w ręcznik.
Jest na bosaka a nogawki spodni ma podwinięte. Koszula jest całkowicie mokra.
- Mama! - mała piszczy i zaczyna się wyrywać.
- Ty się nie odzywaj. Masz zakaz - mówi do niej i bierze jeszcze Mike'a.
- Jaki surowy. - dokuczam chłopakowi.
- Ty też się nie odzywaj - grozi mi.
Idę zrobić maluchom płatki z mlekiem.
Mogą jeść normalnie. Zazwyczaj jedzą to co my tyle że bez soli.
Siadamy razem i ja karmie małą, a Harry Mikea.
Darcy grzecznie się nie odzywa. Nie lubi podpadać ojcu, bo to córusia tatusia.
Tylko otwiera buzię, ale cały czas parzy na niego.
- Zaraz ci te oczęta wypadną - wystawia jej język.
Zaczyna się śmiać przez co całą brodę ma w mleku. Biorę chusteczki i wycieram ją.
- Mama, idziemy na basen? - pyta Mike.
- Słońce idziemy spać.
- Juś? Tata śpiewa - mówi uderzając rączką w blat.
- Proszę pana - grozę mu palcem
- Dobra. Idziemy spać. Potem będziemy trzy razy w nocy wstawać, żeby ich wysadzić, bo inaczej zamoczą materac.
- Kochanie.. - uśmiecham się zwycięsko wiedząc, że to on dzisiaj kładzie maluchy.
- A ty - bierze ich na ręce, a mnie całuje w czoło. - Prezent leży na łóżku.
Patrzę jak wchodzi po schodach i macham dzieciom, po czym ciekawa idę do sypialni.
Na wielkim łóżku leżą dwa pudełka. Jedno mniejsze. Drugie większe. W jednym jest naszyjnik...Piękny, ale nie przysadzisty. W drugim jest pierścionek.
Są śliczne. Patrzę na nie bardzo długo...tylko z jakiej to okazji?
Zauważam tez karteczkę. "Powiesz tak? I zostaniesz tylko w tych prezentach?".
Uśmiecham się szeroko i zakładam pierścionek. Jest śliczny.
To brylant. Z pewnością brylant.
Czekam na niego chcąc mu odpowiedzieć i poczuć jego ciepło.
Po chwili wchodzi cicho do pokoju.
- Kocham je, ale najlepsze są jak śpią - uśmiecha się i pochodzi do mnie.
Od razu przyciągam go i całuje.
Podnosi mnie sadzając na biodrach.
- Moja piękna pani to znaczy tak?
- Tak - ponownie łącze nasze wargi na prawdę szczęśliwa.
Uśmiecha się szeroko. Oddaje czule pocałunek zdejmując ze mnie bluzkę.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
No i dotrwaliśmy do końca :) Dziękujemy za każdy komentarz i wejście. Mam nadzieję, że uda nam się poprowadzić to opowiadanie. O TO http://www.wattpad.com/92857638-alter-ego